Nie chcemy ślubu w maseczce! Narzeczeni przenoszą uroczystości na przyszły rok
Zaplanowane na czerwiec i lipiec uroczystości weselne w dużej mierze się nie odbędą. Pary albo całkiem rezygnują z imprezy albo przenoszą ją na przyszły rok. Niektóre lokale już wiedzą, że w przyszłym sezonie wesel będzie tyle, że będą organizować je nawet w czwartki. O ile do tego czasu jeszcze będą na rynku.
Paulina i Konrad swój ślub i wesele planowali od blisko dwóch lat. Miał się odbyć pod koniec czerwca, a data ta była tak wyczekiwana, że młodzi robili wszystko, żeby uroczystość się odbyła, mimo szalejącej pandemii koronawirusa.
- Kiedy ogłoszono kwarantannę przestaliśmy jeździć do rodziny z zaproszeniami i zaczęliśmy dzwonić, bo wydawało nam się, że do końca czerwca sytuacja się uspokoi - opowiada 30-letnia Paulina. - Ale w ostatni weekend ostatecznie podjęliśmy decyzję, że przenosimy nasz wielki dzień na lipiec przyszłego roku. Nie wyobrażam sobie brać ślubu w maseczce, rozsadzać w kościele gości w ławkach i zastanawiać się, czy wszyscy, którzy potwierdzą obecność na pewno wejdą do kościoła z uwagi na ograniczenia w liczbie uczestników w mszy - dodaje
.
W dodatku, jak podkreśla młoda rzeszowianka, część rodziny z uwagi na epidemię odmówiła przyjazdu na ślub. Ci, którzy mieszkają i pracują za granicą musieliby zresztą przylecieć do Polski 2 tygodnie przed weselem, by odbyć tu kwarantannę. To kłopot dla nich samych, bo przecież musieliby wziąć urlop w pracy, ale też dla rodziny na miejscu, która musiałaby się zatroszczyć o jakieś lokum.
Na przeniesienie ślubu na przyszły sezon z dnia na dzień decyduje się coraz więcej par. Właściciele restauracji i sal bankietowych podkreślają jednak, że w tym momencie większym problemem jest dla nich nie to, że przyszłoroczny kalendarz wesel będzie bardzo napięty, ale to, jak zorganizować imprezę dla par, które swoich lipcowych lub sierpniowych imprez póki co nie zdecydowały się przenieść.
CZYTAJ TEŻ: Ona i on na kocią łapę. Coraz mniej ślubów na Podkarpaciu
- Nie mamy nie tylko żadnej informacji, kiedy nasza branża wróci do pracy, ale przede wszystkim, w jakich warunkach. Pary dzwonią do mnie i pytają, jak to wszystko będzie wyglądało, a ja odpowiadam, że nie wiem. Owszem trzymamy rezerwacje, które jeszcze nie zostały przełożone, ale ja niczego nie jestem w stanie na ten moment obiecać - mówi Natalia Mierzejewska, menadżerka Janiowego Wzgórza pod Rzeszowem.
- Część par całkiem rezygnuje z tegorocznego wesela, mówią, że zostają przy samej uroczystości w kościele, a dla nas to o tyle problem, że zwracamy wpłacone nawet 2 lata wcześniej zadatki. W tej sytuacji, kiedy nie zarabiamy nie mamy jak ich zwracać, bo nikt tych pieniędzy na czarną godzinę nie trzymał - dodaje.
I zaznacza, że sytuacja finansowa takich obiektów jak Janiowe Wzgórze jest bardzo trudna. Na tyle, że jeżeli przez najbliższe dwa miesiące branża nie zostanie odmrożona, zaplanowanych na przyszły rok wesel nie da się zorganizować. Z prostego powodu: duże zwolnienia lub całkowite zamknięcie.
- Mam ludzi na kuchni, kelnerów, którzy czekają na wypłaty i jeżeli nie ruszymy, będzie trzeba ludzi zwolnić. I co nam z tego, że zaplanujemy wesela na przyszły rok, jeżeli nie będziemy w stanie ich zorganizować i obsłużyć - podkreśla Natalia Mierzejewska. - Pary i tak podchodzą do tego wszystkiego z dużym zrozumieniem, mam wrażenie, że nastąpiło zresztą pewne przewartościowanie. Świat się zatrzymał, zorientowaliśmy się, co tak naprawdę jest ważne w tym dniu i okazuje się, że bez wielu rzeczy da się zorganizować wesele, a jak na stołach będą bladoróżowe zamiast różowych róż to w niczym nie umniejszy to tej uroczystości - podkreśla.