Nie chciał stać długo w korku, więc pojechał autem jak tramwaj
Kierowca samochodu osobowego zjechał z drogi i w kierunku bydgoskiego Fordonu pojechał wiaduktem tramwajowym.
- Nie wierzyłam własnym oczom. Staliśmy w korku na Fordońskiej, tymczasem gość w ciemnej terenówce jechał nowym torowiskiem, wiaduktem, a za nim jechał tramwaj. Po co stać w korku? Polska to jednak stan umysłu. Nie zdążyłam zrobić fotki, tak pędził - komentuje pani Agnieszka, świadek zdarzenia.
Ona i dziesiątki innych kierowców stali w korku, który utworzył się w sobotę tuż przed południem po wypadku na Wiaduktach Warszawskich.
- To przerażające, bo kierowca mógł stworzyć zagrożenie nie tylko dla siebie, ale i dla pasażerów tramwajów - komentuje Krzysztof Kosiedowski, rzecznik prasowy Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy. - Gdyby z przeciwka jechał akurat tramwaj, motorniczy z pewnością zacząłby gwałtownie hamować. Niestety, takie zachowanie kierowcy auta jest zachętą dla innych, bo skoro ten mógł, to dlaczego nie ja?
Krzysztof Kosiedowski dodaje, że przed wjazdem na wiadukt tramwajowy jest znak zakazujący ruchu samochodów.
Jednak wiadukt jest dostosowany do przejazdu pojazdów uprzywilejowanych, tak aby mogły szybko dotrzeć na północną stronę linii kolejowej, a to w przypadku wyłączenia z ruchu Wiaduktów Warszawskich. Podobnie z takich samych przyczyn wiaduktem mogą przejechać autobusy miejskie. Pojazdy uprzywilejowane mogą korzystać również z mostu tramwajowego nad Brdą w pobliżu WSG, a także z torowiska na moście Pomorskim.
- Niestety, w sobotę nikt nie zatrzymał kierowcy jadącego samochodem przed wiadukt tramwajowy. Nie mamy też zapisu monitoringu - wyjaśnia podkomisarz Przemysław Słomski z zespołu prasowego komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy. - Rzecz jasna, gdyby mundurowi zatrzymali go, nie uniknąłby mandatu.