Nie dajcie się robić politykom w konia. Ani w krowę
Nie wiem, jak Wy, ale ja jestem o wiele spokojniejszy po konferencji ministrów Błaszczaka i Kamińskiego. Bo w medialnej burzy, która się po niej rozpętała, obserwatorom umknęła - aż chce się powiedzieć: jak zwykle - sprawa kluczowa. Wszyscy zwrócili uwagę na kontrowersyjne zdjęcia, a trzeba było na coś innego. Może nawet chodziło o odwrócenie uwagi, wszak w obliczu zaprezentowanych faktów trudno utrzymać zborność narracji o grozie nachodzącej z (Bliskiego) Wschodu.
Otóż jeśli przyjąć wszystkie przedstawione ustalenia za pewnik, to trudno oprzeć się wrażeniu, że siatka terrorystyczna, która próbuje do nas przeniknąć, jawi się jako skrajnie nieudolna. Wysyła do Białorusi z misją przekroczenia zielonej granicy bojowników-niemoty, podających się na tacy polskiej straży granicznej. Osobników, którzy w podręcznej pamięci telefonów przechowują dowody swoich seksualnych dewiacji oraz związków ze zbrodniczymi organizacjami, którzy nie potrafią skutecznie usunąć wrażliwych danych, a przecież można także sobie zadać pytanie, po co w ogóle ktoś w taką misję zabiera ze sobą prywatną komórkę. Modus operandi dżihadystów opierać się powinno na czymś zgoła odmiennym, tymczasem zamiast mistrzów stwarzania pozorów mamy tutaj jakiś niesłychanych partaczy, szmuglujących na kartach pamięci przyznanie się do winy. Równie dobrze mogliby iść przez las owinięci we flagi Państwa Islamskiego albo z pasami szahida w bagażu podręcznym. I nie mówimy tu o pojedynczych przypadkach, a o co czwartym skontrolowanym! A przecież wcale niemało tam kobiet i dzieci. Takich statystyk nawet CIA nie wykręcało w swoich najlepszych latach. Może jedynie w Guantanamo.
Siatka terrorystyczna, która próbuje do nas przeniknąć, jawi się jako skrajnie nieudolna
Państwo wybaczą żartobliwy ton, to bardzo poważne sprawy, ja jednak tylko próbuję zmieścić się gdzieś między absurdem owej konferencji, a jej niezamierzenie montypythonowskim klimatem. Obrazki, na których dwóch ministrów prezentuje i wpatruje się w zdjęcia mężczyzny spółkującego ze zwierzęciem, nie odkleją się od nich już do końca politycznych karier. Takie też bywają skutki uprawiania ryzykownej gry PR pod elektorat i sondaże. Niewykluczone, że skutecznej: strach to niezwykle silny zwornik politycznej lojalności. Intencje tu były jasne: utwardzić przekaz oraz sens stanu wyjątkowego, trochę przerazić, a trochę się usprawiedliwić. Nic innego za tym nie stało, żaden interes społeczny. W interesie społecznym jest coś zupełnie przeciwnego: budowanie poczucia bezpieczeństwa zamiast poczucia zagrożenia. Nie wspominając o tym, jak prymitywnych metod użyto w tym przypadku, jak cynicznie zagrano na najniższych instynktach.
W świecie, w którym - często słusznie - narzekamy na medialne dezinformacje, dezinformujący kontent roku stworzyli szefowie dwóch strategicznych resortów, i jeszcze są z tego dumni. Może zatrzymamy migrantów na granicy, ale nie zatrzymamy tego, co obaj właśnie rozpętują. Nie gdzieś „tam”. Tutaj. Obok Ciebie.