Nie jest sztuką wskazanie swojego kandydata, ale wybranie sobie przeciwnika [FELIETON ARKADIUSZA KRYSTKA]
Stała się rzecz niesłychana. A przynajmniej nie pamiętam, by w Wielki Piątek padły tak ważne deklaracje polityczne.
Główni pretendenci do prezydenckiego fotela, na tą chwilę, rozpalili dyskusje przy świątecznych stołach. W południe prezydent Andrzej Duda ogłosił, że zawetuje ustawę degradacyjną, a wieczorem przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, że ani myśli o politycznej emeryturze po powrocie do Polski z europejskiej misji. To jasne deklaracje, mimo że obaj owijają je w bawełnę.
Prezydent podkreślił, że zawetowanie ustawy degradacyjnej nie było dla niego łatwą decyzją. Daje ona możliwość pozbawienia stopni osób i żołnierzy, którzy w latach 1943-1990 "sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu", ale w przestrzeni publicznej najgłośniej o degradacji generałów wprowadzających stan wojennych. W tym kontekście kontrowersyjne stało się zrównanie generała Wojciecha Jaruzelskiego z jedynym polskim kosmonautą generałem Mirosławem Hermaszewskim.
Obaj byli w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego. Ten drugi twierdzi, że zapisano go do niej bez jego wiedzy. I prezydent zarzucił ustawie, że wprowadza ona odpowiedzialność zbiorową, a ponadto nie przewiduje jakiegokolwiek środka odwoławczego. - Z całą pewnością jest to naruszenie standardów demokratycznego państwa – głosił prezydent w Wielki Piątek.
- Jesteśmy zaskoczeni i zawiedzeni – skomentowała rzeczniczka PiS Beata Mazurek. I była to jedna z łagodniejszych reakcji środowiska PiS na decyzję prezydenta. - Teraz gdy miała powrócić do Polski sprawiedliwość, (...) nagle przyszedł ten cios, który zmienia sytuację, niestety obawiam się bardzo głęboko" – mówił Antoni Macierewicz. Były minister obrony, poseł z okręgu piotrkowskiego podkreślił, że prezydent wydał sprawę degradacji generałów w ręce posłów PO, których "stosunek do sprawy jest zupełnie jasny".
Odsuńmy na bok sprawy prawne. Z politycznego punktu widzenia prezydent Duda policzył, że straty poparcia w elektoracie PiS wynikające z zawetowania ustawy degradacyjnej z nawiązką pokryją mu zyski z elektoratu lewicowego, który częściowo przesiadł się wcześniej na PiS. Pierwsze sondaże wskazują, że 54,1 proc. Polaków popiera ruch prezydenta. Przeciwnych jest 14,2 proc., a zdania nie ma 31,7 proc. badanych. Również wcześniejsze spory prezydenta Dudy z PiS były dla niego korzystne. Przynajmniej tak wskazywały sondaże. Ten po konflikcie o zmiany w sądownictwie dawał mu pod koniec minionego roku ponad 11-punktową przewagę nad Donaldem Tuskiem.
Jasne, że Tusk ma o niebo mniejsze możliwości zdobycia gola na polskim politycznym boisku. Ale wielkopiątkowe orędzie nie pozostawia złudzeń: - Na pewno na emeryturę nie pójdę. W 2019 będę tutaj i niech nikt nie myśli, że będę oglądał wyłącznie telewizję, czy grał w piłkę z wnukami. I od razu odniósł się do aktualnej sytuacji, czyli prezydenckiego weta: - Prezydent jako zwierzchnik sił zbrojnych nie może akceptować sytuacji, w której politycy decydują o losach oficerów.
Nie można nie zauważyć, że nie tyle sam Tusk nie pozwala o sobie zapomnieć, ale to PiS wciąż go przypomina. To on go ściąga na przesłuchania w sprawie dotyczącej katastrofy smoleńskiej, to on magluje jego syna na komisji śledczej ds. Amber Gold, to on zatrzymuje jego wiceministra finansów i szykuje kolejną komisję śledczą... Nim PiS wskaże swojego kandydata na prezydenta Polski w 2020 roku już wybrało sobie dla niego – niekoniecznie Dudy – konkurenta?