Nie każdy chory z kolejki doczeka zabiegu
Na operacje z chirurgii naczyniowej czeka na Pomorzu kilka tysięcy pacjentów, brakuje pieniędzy. Sąd Okręgowy w Katowicach: To zabiegi ratujące życie, NFZ ma obowiązek za nie płacić.
W kolejce na operację z zakresu chirurgii naczyniowej czekają starsi, bardzo schorowani ludzie. Pacjenci z tętnicami szyjnymi, które trzeba udrożnić, by nie dostali kolejnego udaru mózgu. Chorzy z tętniakami, które są jak tykające bomby, z martwicą stóp na tle cukrzycy, którym grozi amputacja kończyny. W kolejce czekać muszą trzy, cztery miesiące.
- Dla pacjenta, który ma 90-procentowe zwężenie tętnicy szyjnej i groźbę udaru, to bardzo długo - tłumaczy dr Ryszard Zając, ordynator oddziału chirurgii naczyniowej w gdyńskim Szpitalu św. Wincentego a’Paulo. Oddział, utworzony kilka lat temu i wyposażony za grube miliony przez Urząd Marszałkowski, ma salę hybrydową, 16 łóżek i oferuje chorym bardzo dobre warunki. Część łóżek stoi jednak niewykorzystana.
- Oddział jest pusty, bo dramatycznie brakuje nam pieniędzy na leczenie - ubolewa dr Zając. - Pacjenci, którzy doczekają przyjęcia do szpitala, dziwią się - jak to możliwe, że oni cierpią całymi tygodniami i nie mogą być operowani, choć wolnych miejsc nie brakuje. A my nie wiemy, jak im wytłumaczyć, że to nie nasza wina.
Ministerstwo Zdrowia obniża wyceny
Puste łóżka mają zresztą wszystkie oddziały naczyniowe na Pomorzu, w tym jedyny poza Trójmiastem oddział w Słupsku oraz klinika uniwersytecka - ubolewa ordynator. One również dostają z NFZ bardzo niskie kontrakty. Tymczasem zabiegi z zakresu chirurgii naczyniowej sporo kosztują, bo sprzęt potrzebny do nich jest drogi. Tak jak w ortopedii bez endoprotezy lekarz nie zoperuje chorego, tak chirurg naczyniowy nie przystąpi do zabiegu, nie mając w zapasie na przykład odpowiednich cewników czy protez naczyniowych. Tymczasem amputacja wyceniona jest przez NFZ na 163 tzw. punkty, a zabieg z zakresu chirurgii naczyniowej, dzięki któremu chory zachowa nogę, na 90 pkt. Na dodatek, mimo protestów przedstawicieli tej specjalności, w lipcu br. MZ obniżyło wycenę niektórych operacji, na styczeń przyszłego roku zapowiadana jest kolejna obniżka. Niektórych zabiegów po prostu szpitale nie będą wykonywać.
Nie ma zgody na limity
- Sprawujemy opiekę nad mieszkańcami nie tylko Słupska, ale całej okolicy. Przyjeżdżają do nas pacjenci z Lęborka, Miastka i Bytowa - wylicza dr Artur Witalis, specjalista chirurgii ogólnej i naczyniowej, koordynator oddziału tej specjalności w słupskim szpitalu. W sumie to ok. 250-300 tys. osób. Oddział ma 15 miejsc, miesięczny kontrakt - nieco ponad 200 tys. zł, który permanentnie przekracza o sto procent, bo leczy dwa razy więcej chorych. Tegoroczny kontrakt to 2,6 mln zł. A potrzebowałby co najmniej 6 mln.
- Nigdy nie pogodzę się z takim pojęciem jak nadlimity - denerwuje się dr Witalis. - Bo patrząc na problem z punktu widzenia pacjenta, to czym się różni polisa jednego pacjenta od polisy drugiego w przypadku tej samej firmy ubezpieczeniowej, czyli NFZ? Na to, że jednemu choremu można pomóc, a drugi musi czekać w kolejce, trudno się lekarzowi zgodzić. Przy szpitalu działa poradnia chirurgii naczyniowej. Czynna jest trzy razy w tygodniu. Dziennie przyjmuje 40-50 osób. Są zapisy i wielomiesięczne kolejki.
- Bywa, że stan takiego chorego nagle się pogarsza i trafia do nas w trybie przyspieszonym, ale nie da się na tym zbudować systemu opieki - alarmuje dr Witalis.
Pacjentom „naczyniowym” trudno się dostać nie tylko na operacje, ale również na badania diagnostyczne - angio TK czy USG dopplerowskie. Tu również NFZ narzuca limity.
Wojewoda zna problem
- Wojewoda pomorski w pełni zdaje sobie sprawę z problemów chirurgii naczyniowej na Pomorzu - twierdzi Jerzy Karpiński, dyrektor Wydziału Zdrowia UW w Gdańsku. Z mapy potrzeb zdrowotnych jasno wynika, że ta specjalność musi być lepiej finansowana. - Z jednej strony jest pomorski NFZ, który zawsze będzie tłumaczyć, że nie ma pieniędzy, z drugiej - są lekarze, którzy muszą interweniować w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia - twierdzi dr Karpiński. - Konieczne jest umieszczenie chirurgii naczyniowej wśród priorytetów regionalnej polityki zdrowotnej. Uważam, że pomorski NFZ powinien w tej sprawie interweniować w centrali.
Precedensowy wyrok
- To, co robi dla chorych dr Zając i inni chirurdzy naczyniowi, to mistrzostwo świata - uważa dr med. Dariusz Nałęcz, prezes Szpitali Wojewódzkich w Gdyni sp. z o.o. - Pacjenci przysyłani są z całego województwa, a kontrakt jest bardzo mały (3,6 mln zł), ograniczamy więc przyjęcia do przypadków pilnych, a i tak jest ich mnóstwo. Tak naprawdę większość operacji wykonywanych przez chirurgów naczyniowych to procedury ratujące życie.
Właśnie w tej sprawie zapadł ostatnio przełomowy wyrok. Sąd Okręgowy w Katowicach jednoznacznie stwierdził, że Narodowy Fundusz Zdrowia ma obowiązek płacić za wszystkie procedury ratujące życie, niezależnie czy szpital ma, czy nie ma podpisanego z nim kontraktu.
O leczeniu chorób naczyniowych czytaj w poradniku Bądź zdrów! w najbliższy piątek