Chcieli, by Polska wyszła z marazmu. Nie walczyli o to, żeby jeden czy drugi miał dobrze. Ich losy są różne.
Delegacje, goście i uczestnicy chłopskiego strajku okupacyjnego z marca 1981 roku zaczęli się zbierać długo przed oficjalnymi uroczystościami. Stali przy Dworcowej 87 w Bydgoszczy, gdzie 35 lat temu, 16 marca zaczął się strajk okupacyjny. Z uwagą śledzili i komentowali nazwiska na plakacie. Niektórych nijak nie mogli sobie przypomnieć.
Jak potoczyły się losy niektórych uczestników chłopskiego protestu?
Jan Kaczmarek ze Ściborza (gm. Rojewo) trafił na strajk, mając 23 lata.
- Miałem już rodzinę, trójkę dzieci, ale trzeba było się stawić.
Dziś Kaczmarek jest wcześniejszym emerytem rolniczym, gospodarstwo dzierżawi synowi. - Mam 600 zł, przykro mówić, żeby z tego przeżyć. Moje dzieciaki, gdy z Zachodu przyjechały, zainwestowały w budynki, mam ich wokół siebie, ale ich życie ciekawe nie jest.
Rolnik był dwie kadencje radnym gminnym, cały czas działa w Solidarności RI. - Teraz Solidarność się podzieliła we wszystkich kierunkach. Słyszę, że jutro [niedziela - red.] spotkanie ma druga organizacja. Nie rozumiem pewnych sytuacji.
Jan Kaczmarek nie ukrywa swojego rozczarowania. - Nie walczyliśmy o to, żeby jeden czy drugi miał dobrze, ale żeby cały kraj wyszedł z marazmu. Osobiście, po tylu latach, jestem zniesmaczony, że nie mówi się o biskupie Michalskim, nie dba o ludzi, którzy nie byli na pierwszej linii. Nie ma cię na fotografii, to nikt się tobą nie interesuje. Szkoda, bo walczyliśmy wtedy w dobrej wierze. A są listy z nazwiskami osób, które nigdy się nie przewinęły przez nasze grono.
Sąsiedzi na wiejskich zebraniach namawiają Kaczmarka, by został sołtysem. Nie zgadza się. - Odpuściłem sobie. Czas zająć się rodziną, dla której wtedy nie miałem czasu. Niech chociaż wnuki i wnuczki zapamiętają dziadka.
Telesfor Horodecki z Olszewki (gm. Nakło) już jesienią 1980 r. uczestniczył w tworzeniu struktur Solidarności Chłopskiej. Był członkiem delegacji, która miała wziąć udział w sesji WRN 19 marca. Przypadek sprawił, że nie było go na sali, gdy weszła milicja i ZOMO.
W stanie wojennym współpracował z komitetem prymasowskim przy bydgoskiej bazylice i księdzem Bogusławem Jerzyckim, duchowym opiekunem strajku. - Organizowałem zbiórkę żywności dla internowanych i ich rodzin - wspomina. - Miałem z tego powodu dużo nieprzyjemności, rewizje, kilka razy byłem zatrzymany przez milicję.
Kiedy w 1989 r. można było organizować oficjalne struktury Solidarności RI, Horodecki próbował je odbudować. - Niestety, z marnym skutkiem, ponieważ rolnicy doszli do wniosku - to jest moje osobiste zdanie - podkreśla - że teraz mamy wszystko, resztę sami załatwimy. Niepotrzebny nam związek.
Na spotkanie przyszło kilkanaście osób. - W międzyczasie jednego z naszych działaczy spotkałem w mundurze ORMO, o innym się dowiedziałem, że na mnie kablował. Zderzenie tego wszystkiego było dla nas bolesne.
Horodecki zajął się więc gospodarstwem, 30 lat był sołtysem. W pierwszych wyborach powiatowych został radnym z własnego, niezależnego komitetu. - Potem dałem sobie spokój, bo zobaczyłem, że nie nadaję się do tego.
Teraz z żoną prowadzą gospodarstwo agroturystyczne.
- Okazało się, że robimy to, co kochamy, jest super! - nie ukrywa.
Horodecki brał udział także w niedzielnych uroczystościach, które rozpoczęły się w samo południe, na Dworcowej 87. Popatrzył na uczestników i powiedział: - Coraz mniej tych starych, autentycznych działaczy, dla których nie liczył się poklask. Ale cieszę się, że przychodzi coraz więcej młodych ludzi. Będzie komu przekazać pałeczkę.
Przyszło ponad sto osób, nawet dzieci. 7-letni Paweł Pawłowski z Gogolinka (gm. Koronowo) stanął z flagą przed zdjęciem z uroczystości, na którym uwieczniono jego pradziadka - Stanisława Mojzesowicza, uczestnika strajku.
- Spotykamy się przed tą tablicą od dwudziestu pięciu lat i nadal będziemy tu przychodzić - stwierdził Wojciech Mojzesowicz, syn Stanisława. - Te wczorajsze uroczystości były huczne, ale szkoda, że uczestników strajku było niewielu.
- Tutaj się wszystko zaczęło - wspominał Adam Wesołowski z Rojewa. - 35 lat temu, szesnastego marca o godzinie ósmej dziesięć, weszliśmy do budynku przy ul. Dworcowej. Byliśmy razem i nie można o tym zapominać! Szkoda tylko, że dziś rolnicze związki są tak podzielone. Ale wierzę, że kiedyś będzie lepiej, iż znowu się zjednoczą.
Adam Wesołowski nie narzeka na swój los, bo wie, że inni zapłacili wyższą cenę: - Piotra Bartoszcze zamordowali, jego brat Roman był prześladowany. I czas najwyższy, żeby wyjaśnić, kto zamordował Piotra!
Telesfor Horodecki zbierał podpisy pod wnioskiem o wznowienie śledztwa w tej sprawie. Zebrał ich sporo.