Nie ma dla mnie beznadziejnych spraw. Może doszukam się prawdy
Autorzy programu "Z archiwum 997" kręcą dzisiaj w woj. śląskim kolejny odcinek. Wracają do trzech tajemniczych spraw. Prowadzący Michał Fajbusiewicz opowiada o tym, że nawet zabójstwa są popełniane zgodnie z pewną modą
Sylwia z Zabrza miała 9 lat, Basia z Jastrzębia-Zdroju 12, a przedszkolanka z Gliwic, Małgorzata, 42 lata, gdy zaginęły bez śladu. Minęło sporo czasu. Wraca pan do tych historii z nadzieją, że jest jeszcze jakaś szansa na ich rozwiązanie?
Zawsze na to liczę. Dzięki pomocy widzów udało się ująć wielu morderców. Na przykład Tadeusza Kwaśniaka, zabójcę pięciu małych chłopców, który po naszym programie szybko został rozpoznany. Powiesił się w celi w 1991 roku. Nikt jednak na łożu śmierci nie wyjawił nam jeszcze żadnej tajemnicy. Czas działa na niekorzyść organów sprawiedliwości. Ale po prawie 30 latach pracy wiem, że uwagi widzów mogą być bezcenne. Kiedyś od razu po obejrzeniu programu wskazywali prawdziwych sprawców. Inaczej jest jednak w archiwalnych historiach.
Sylwia szła wieczorem główną ulicą Zabrza. Zniknęła. Nikt nic nie widział, nic nie słyszał. Żadnej szamotaniny, krzyku.
To stało się w okresie, kiedy na Śląsku ginęło sporo dzieci, po prostu znikały tu jak kamień w wodę. Do dzisiaj nie ma żadnej wieści o 13-letniej Iwonie Wąsik, która zaginęła w biały dzień w Tarnowskich Górach. W programie, który teraz kręcimy, też o niej wspominam, bo to wielka zagadka. Sylwia wyszła na spotkanie oazowe 26 listopada 1999 roku o godzinie piątej po południu. Miała przejść tylko 300 metrów po swojej stronie ulicy, ale okazało się, że dziewczynka trochę się spóźniła i nikogo już nie zastała; dzieci z powodu remontu przeniosły się gdzie indziej. Wygląda na to, że Sylwia postanowiła wracać do mamy.
Co mogło się stać na tak krótkiej trasie?
Widziano ją około 100 metrów od domu, ale po drugiej stronie ulicy. Potem weszła na chwilę do kościoła. Przechodziła obok biblioteki o 18.30. I ślad się urywa. Jej mama uważa, że córka została porwana, tyle że nie dla okupu. Nic o Sylwii nie wiemy, nie ma żadnych sygnałów.
Cisza jak o Basi Majchrzak.
Ta dziewczynka zniknęła 22 lutego piętnaście lat temu w Jastrzębiu-Zdroju, nie dotarła do szkoły. Około godziny 18 szła na pewno ulicą Kaszubską. Kilka tygodni później kierowca MPK z Wodzisławia podobno widział ją w autobusie linii 403, jechała z dojrzałym mężczyzną. Trzeba przyznać, że to wiarygodny ślad. Opisał tego człowieka, który na lewym policzku w okolicach kącika oka miał pionową bliznę, o długości około 10 mm. Do dzisiaj nie udało się go odnaleźć.
Zabójcy gubią swoje zdjęcia na miejscu zbrodni, a i tak bywają nieuchwytni.
Robiliśmy program o mężczyźnie, który zwabiał ofiary pod pretekstem, że tanio sprowadza samochody. Zabił w Lublinie klienta, ukradł mu pieniądze, a na miejscu zbrodni zgubił swoje zdjęcie. Trudno o lepszy traf dla policji, ale niewiele z tego wynikło. Nadal nie wiadomo, kim jest sprawca. Mordercy bywają jednak zbyt pewni siebie, popełniają błędy. Jeden po naszym programie nałożył perukę i zjawił w barze, gdzie był z kobietą, którą później zabił. Chciał sprawdzić, czy ktoś go rozpozna. Barmanka poznała go od razu.
W Gliwicach zaginęła przedszkolanka Małgorzata Gillner. Co w tej sprawie jest takiego, że warto do niej wracać po 11 latach w programie telewizyjnym?
To jest bardzo tajemnicze zniknięcie. Wyobraźmy sobie niezamężną czterdziestolatkę, która nie ma żadnych podejrzanych znajomości, jest dobrą córką i siostrą, pracuje w przedszkolu przy ul. Czajki, jest tam ceniona. Wzór cnót. Rano 16 listopada 2004 roku wychodzi do pracy, bo musi zdążyć na szóstą. Nie wsiada do swojego autobusu, znajoma widzi ją później z jakimś mężczyzną, którego rodzina nie zna. Potem Małgorzata rozpływa się w powietrzu. Nic, żadnego śladu. Uważam, że trzeba o niej przypominać, należy wyjaśnić jej losy. Może sprawcą jej zaginięcia jest ktoś, kto nadal jest groźny i da o sobie znać.
Program "Magazyn Kryminalny 997", który zaczął się jeszcze w PRL-u, oraz jego kontynuacje często sięgały po sprawy z województwa śląskiego.
Pewnie, region liczy trzy miliony osób. Do pewnych spraw stale wracamy. Tylko ostatnio zajmowaliśmy się szokującą sprawą małżeństwa Sobańskich z Gliwic, których zwłoki po wielu latach znaleziono w lesie. A mówiono, że wyjechali, uciekli przed wierzycielami, układają sobie gdzieś życie. Wracamy też do kwestii zaginięcia w 2009 roku 52-letniej wtedy Bożeny Świderskiej z Tychów. Spokojna pani przepadła w drodze do pracy.
Droga do pracy może być bardzo ryzykowna.
Nie wiadomo przecież, kogo się spotka. Ale ogromna większość zabójstw jest skutkiem konfliktów domowych; sprawca jest znany, ciało leży w kuchni. Niektóre sprawy to jednak skomplikowane historie, bez schematu. Zabójca, który czuje się bezkarny, może powtarzać swoje czyny. Trzeba więc zrobić wszystko, żeby ujawniać losy zaginionych osób, nie odpuszczać. Kiedy robiliśmy program o Krzysztofie Olewniku, jeszcze żył. Były szanse na jego uratowanie, ale przepadły. Nie mogę tego odżałować, bo go znałem i lubiłem jak przyjaciela.
Kiedy łatwiej było kręcić program kryminalny, dzisiaj czy dawniej?
Nigdy nie było łatwo, ale teraz dochodzi do absurdów. Prokuratura na przykład ogłasza list gończy, ale nie chce powiedzieć, jakie są zarzuty, bo rzekomo narusza to prawa ściganego. Akta nie mają żadnych danych, jakby np. sąsiadka mogła zdradzić nie wiem jakie tajemnice. Spotkałem się też z tym, że prokurator próbował zakazać nam podejmowania tematu. Jakby miał władzę nad wolnymi mediami. Takie przeszkody utrudniają życie, ale nigdy nas nie zniechęcają.
Czy w przestępczości też są jakieś trendy?
Dobrze to widzę przez pryzmat programu. W latach 80. częste były ataki na taksówkarzy, dzisiaj rzadkie. Sporo też działo się w środowisku cinkciarzy, w półświatku. Były liczne napady na domy, bo ludzie trzymali gotówkę i złoto w skarpetkach. W latach 90. pojawiła się zorganizowana gangsterka, obecnie to już przeszłość. W kolejnych latach częste były porachunki, zabójstwa i porwania z zemsty za niespłacone długi czy dla okupu. Napady ma kantory. Zastraszanie na różne sposoby. Obecnie na celowniku są seniorzy i ich oszczędności. Przestępcom nie brakuje pomysłów, ten "na wnuczka" przyniósł im już miliony.
Angażuje się pan w akcje, które mają ostrzec starszych ludzi przed oszustami.
To kampania "Nie znasz, nie otwierasz". Spotykam się z seniorami i ostrzegam przed otwieraniem drzwi obcym, a mam o czym mówić. Przez te lata wiele widziałem i słyszałem.
Trudno zapomnieć o ludzkim nieszczęściu, gdy wciąż ma się z nim do czynienia.
Staram się zachować dystans, bo ten ciężar w końcu odbija się na zdrowiu. Na początku, gdy byłem młodszy, jeździłem na miejsca zabójstw, pocieszałem rodziny, przesiąkałem ich dramatami. Teraz już lepiej radzę sobie z zachowaniem rezerwy. Ale są takie sprawy, które zawsze będą mnie boleć. To zaginięcie mojej dziewczyny ze studiów, łódzkiej dziennikarki telewizyjnej, opozycjonistki Basi Chrzczonowicz. Zaginęła w 1986 r., jej ciała dotąd nie znaleziono. Podejrzewam, że została zamordowana. Wciąż nie udaje mi się niczego wyjaśnić.