Nie miała pieniędzy na spłatę długów. By je zdobyć, napadła na listonoszkę
Katarzyna Ś. rzuciła się na pracownicę poczty z metalową rurką i nożem. Potrzebowała gotówki. Napastniczka została skazana na rok więzienia. Sąd uznał, że 32-latka nie jest zdemoralizowana.
Pani Agnieszka, choć stara się z całych sił, do dziś przeżywa traumę po brutalnym napadzie, którego padła ofiarą. Nie ufa już ludziom tak, jak kiedyś. Niejednej nocy nie przespała z powodu koszmarów. - Mimo że jakimś cudem nic poważnego mi się wtedy nie stało, było to dla mnie straszne przeżycie. - opowiada listonoszka, na którą napadła jedna z mieszkanek Lewniowej.
Cios za ciosem
Był wtorek 20 grudnia ub. r. Pani Agnieszka od ledwie tygodnia pracowała jako listonoszka na terenie Lewniowej koło Brzeska. W tak krótkim czasie nie zdążyła jeszcze dobrze poznać mieszkańców. Około godziny 11.30 podjechała samochodem przed dom Katarzyny Ś. Miała dostarczyć rentę jej matce. Na początku nic nie zapowiadało późniejszych problemów. Starsza kobieta przyjęła pieniądze i złożyła podpis na odpowiednim blankiecie. Listonoszka wróciła się do samochodu.
- Gdy wsiadałam za kierownicę, nagle poczułam uderzenie w głowę. W ułamku sekundy pomyślałam, że coś ciężkiego musiało na mnie spaść - wspomina pani Agnieszka.
Gdy doręczycielka odwróciła się, otrzymała kolejne dwa ciosy. Mimo zamroczenia dostrzegła, że ktoś okłada ją metalową rurką. - Nawet nie wiedziałam, kto jest napastnikiem. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to kobieta - wspomina pracownica poczty.
Katarzyna Ś. nie traciła czasu. Krzyknęła do listonoszki, by ta wydała jej wszystkie pieniądze. Listonoszka przewoziła wtedy gotówkę w kwocie ponad 36 tysięcy złotych. Nie poddała się. Sięgnęła po gaz łzawiący i starała się go rozpylić w kierunku napastniczki. Efekt był mizerny. Zrozpaczona kobieta zaczęła wtedy krzyczeć ile sił w płucach.
W ręce Katarzyny Ś. pojawił się nóż. Kobiety zaczęły się szamotać. 32-latka raniła listonoszkę w ręce, szyję i okolice klatki piersiowej. Próbowała też zasłonić jej dłonią usta, by stłumić krzyki.
To wszystko przez długi
Hałasy dotarły do mieszkanki jednej z pobliskich posesji. Wyszła z domu, by zobaczyć co się dzieje. Na jej widok napastniczka salwowała się ucieczką do domu. Po chwili z niego wybiegła, wsiadła do samochodu i szybko odjechała. Listonoszka natychmiast zawiadomiła policję. Już około godz. 13 funkcjonariusze zatrzymali Katarzynę Ś. w pobliskiej Uszwi. Nie stawiała oporu.
Usłyszała zarzut rozboju i od razu trafiła do tymczasowego aresztu. Śledczym zeznała, że jej zachowanie spowodowane było stresem związanym z pętlą zadłużenia, w którą wpadła. Kilka dni przed napadem otrzymała kolejne już wezwanie do zapłaty od firmy windykacyjnej. - Nie jest osobą zdemoralizowaną, cieszy się pozytywną opinią. W tym przypadku działała pod wpływem nagłego, nieracjonalnego impulsu. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że jej czyn cechowała duża brutalność - przyznaje sędzia Tomasz Kozioł z Sądu Okręgowego w Tarnowie, który orzekał w sprawie mieszkanki Lewniowej.
Temida skazała 32-letnią Katarzynę Ś. na rok pozbawienia wolności. Wobec kobiety orzeczono także zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej na odległość mniejszą niż 20 metrów. Ta sankcja obowiązywać będzie przez pięć lat. Skazana musi jeszcze zapłacić pani Agnieszce 20 tys. zł zadośćuczynienia. Katarzyna Ś. dobrowolnie poddała się każe.
- W sprawie doszło do porozumienia między oskarżoną a prokuratorem i pokrzywdzoną. Dlatego wymierzona kara stanowi absolutne minimum represji, jakie mogły być w tej sprawie wymierzone - mówił w uzasadnieniu do wyroku sędzia Kozioł. - Powinna ona jednak zapobiec podobnym zachowaniom oskarżonej w przyszłości.
Trudno zaufać ludziom
Dla pani Agnieszki fizyczne obrażenia w postaci powierzchownych ran ciętych i kłutych oraz stłuczenia wcale nie były najgorsze. Krótko po zdarzeniu była w fatalnej kondycji psychicznej. Po pomoc zwróciła się więc do psychologa. - To właśnie on doradził mi, żebym jak najszybciej wróciła do pracy listonosza. Nie było to dla mnie łatwe, ponieważ po tym wszystkim trudno mi zaufać ludziom. Było to trudne, bo po tych przejściach ciężko jest ufać ludziom - przyznaje.
Rad jednak posłuchała. W pierwszych tygodniach po napadzie, przesyłki rozwoziła z kolegą z pracy lub z mężem. Ich obecność pozwoliła jej odzyskać wiarę w siebie.