Nie mogłam znieść myśli, że jestem dziwką
Krystyna zaczęła się sprzedawać, żeby nakarmić dzieci. Beata od urodzenia patrzyła, jak swe ciało sprzedawała matka. I omal sama nie wystawiła na licytację swojego dziewictwa. Czy jest ktoś, kto pomoże im wyrwać się z tego zaklętego kręgu?
Nie stoją przy ruchliwych drogach w kusych spódniczkach, nie okupują przydrożnych zagajników, nie wycierają stołków barowych w klubach nocnych. Nie muszą, dają ogłoszenie w necie, w prasie, podają numer telefonu: „Panom umilę czas wolny”, „Viola gotowa na wszystko”, „Otwarta Liliana pozna kulturalnych mężczyzn”. Nie trzeba nawet deklarować „otwartości” i „umilania”, wystarczy dać ogłoszenie o „prywatnej pożyczce”. Moc panów będzie chciało pożyczać. A one są studentkami, które nie znalazły innego sposobu na utrzymanie się w obcym mieście, uczennicami, którym zamarzyły się lepsze ciuchy i smartfon z najwyższej półki, młodymi, czasem samotnymi matkami, których zarobki nie wystarczają na utrzymanie siebie i dziecka, a alimenty nigdy nie nadeszły.
Viole i Lilianny długo na odzew nie czekają. Trzeba przełamać pierwszy wstręt, z czasem wpada się w rutynę, a w końcu na ogół wpada się w zorganizowany system handlu żywym towarem. Ktoś zgarnia Liliany i Viole z ogłoszeń, ktoś organizuje im robotę, umawia spotkania z klientami, dowozi i odwozi, inkasuje należność, zatrzymując dla siebie sutą prowizję. I kiedy Viola albo Liliana w końcu chce się wycofać, wycofać się nie jest łatwo. Nie tylko „opiekun” nie pozwala, Viola i Liliana są już na smyczy psychologicznej, panicznie boją się powrotu do biedy i trosk, żal im benefitów z nierządu. Przecież to niezbyt skoplikowana robota na godziny, a nie hakowanie przez prawie cały dzień za pół darmo.
Wiele z nich chce i nie może się wyzwolić. Albo czasem może, ale chce nie dość mocno. Rzeszowska Fundacja Dotyk Maryi powstała po to, aby im pomóc. To pierwsza taka fundacja w kraju. Choć działa od kilku zaledwie miesięcy, zadziwiająco wiele kobiet zgłosiło się po pomoc.
Ostatnia deska ratunku
Krystyna jako jedna z pierwszych trafiła po dopiekę fundacji.
- Mam 33 lata, dwójkę dzieci i parę lat temu rozwiodłam się z mężem - zaczyna. - Nie wytrzymałam przemocy, zabrałam dzieci i odeszłam, bez grosza przy sobie, bez pracy. Jak znalazłam jakąś robotę, to pracodawca nie rozumiał, że jestem także matką, nie chciał takiej, dla której dzieci są ważniejsze od roboty. I wtedy robota się kończyła. Zaczęłam szukać innych rozwiązań, patrzeć po ogłoszeniach w Internecie, natrafiłam na różnego typu anonse o tzw. sponsoringu. Nigdy nie sypiałam z przygodnymi mężczyznami, ta perspektywa początkowo mnie przerażała, ale coraz bardziej zadłużałam się u znajomych aby utrzymać dzieci, opłacić mieszkanie czy rachunki.
Zaczęła się oswajać z myślą, jak takie „zajęcie” wygląda i coraz mniej je potępiała. Aż sama dała ogłoszenie w sieci: szukam jednego mężczyzny, któremu w zamian za pomoc finansową będę mogła umilić czas.
- W pół godziny dostałam ponad sto odpowiedzi - opowiada. - Większość z nich była ordynarna, wydało mi się to obrzydliwe.
Przez miesiąc nie wracała do pomysłu, po miesiącu długi, zaległe rachunki, brak pieniędzy na codzienne jedzenie dla dzieci kazały jej wrócić. Ponowiła ogłoszenie, znów lawina propozycji mniej lub bardziej obrzydliwych. Odważyła się spotkać z człowiekiem, z którym najlepiej jej się korespondowało i miał wysoką kulturę osobistą.
- Kiedy zbliżył się do mnie, coś we mnie zastygło, całkowicie wyłączyłam myślenie - mówi. - Potem już było coraz łatwiej, ale wciąż w tym „stanie bezmyślenia”. Aż trafiłam w Internecie na fundację. Dotarło do mnie, że przecież jestem prostytutką, nie byłam w stanie znieść takiej myśli o samej sobie. A najważniejsze - dzieci. Że niby kim jest ich matka? Co kiedyś o mnie pomyślą? Napisałam do fundacji. Nie potępili mnie, nie usłyszałam ani jednego złego słowa. Własna rodzina odwróciła się ode mnie po odejściu od męża, a obcy ludzie przygarnęli, zapewnili opiekę medyczną, wyżywienie dla dzieci, opłacili rachunki. Nie wiem, jak dalej potoczy się moje życie, ale wiem, że po raz pierwszy czuję, że nie jestem sama.
Nowego życia trzeba chcieć
Już w pierwszych tygodniach funkcjonowania fundacji zwróciło się do niej o pomoc kilkadziesiąt kobiet. Niektóre wycofane, z lękiem, ostrożnie sondujące, z kim mają do czynienia. Inne - roszczeniowe, jasno stawiające oczekiwania: co możecie mi dać.
- Zaczynamy od rozmowy, musimy mieć przekonanie, że kobieta naprawdę chce zmienić swoje życie, bo na siłę nie da się nikogo uszczęśliwić - zastrzega Bożena Lekacz, prezes fundacji. - I dlatego to nie my poszukujemy podopiecznych, raczej czekamy, aż same się do nas zgłoszą. Bo ten pierwszy krok, jakim jest szukanie pomocy, świadczy o gotowości do zmiany swojego życia.
Potem wizyta u psychologa, czasem psychiatry. Może brzmieć odstręczająco, ale każda tak skrzywdzona i poraniona wewnętrznie kobieta potrzebuje pomocy specjalisty, choćby po to, aby wybaczyła sama sobie i zamknęła przeszłość, zwłaszcza wtedy, gdy prostytucja wiąże się z uzależnieniami.
- I staramy się, by przybliżyć je bliżej Boga i wiary. Choć nie uzależniamy naszej pomocy od deklaracji wiary, nic na siłę - zaznacza pani Bożena. - Po prostu wiemy, że wiara jest ważnym czynnikiem motywującym, a naszym podopiecznym bardzo potrzebna jest motywacja i wewnętrzna siła. Bo zmagają się z potężnymi demonami życiowymi.
Jeszcze pomoc medyczna, finansowa. Ale nie „do ręki”, raczej przez opłacenie rachunków. I produkty spożywcze dla dzieci.
Plan cudownie szalony
W Polsce są już ośrodki dla narkomanów, chcących zerwać z nałogiem, są domy samotnej matki, są domy dla bezdomnych. O kobietach, które chcą uciec od prostytucji, ale nie mają dokąd, do tej pory nie pomyślał nikt. I fundacja chce taki pierwszy w Polsce ośrodek postawić.
- Przy czym nie chcemy się ograniczać do kobiet mających problem z prostytucją. Ośrodek ma być przeznaczony także dla tych, które chcą uciec przed przemocą ze strony męża, przed alkoholizmem w domu, przed wszelką patologią, jakiej doświadczają w swoim środowisku rodzinnym - precyzuje pani Bożena. - Dom przejściowy ma być miejscem, do którego mogą uciec. Bo nie sposób pomóc im zmienić życie, jeśli na co dzień pozostają w toksycznym środowisku.
I nie sposób w takich warunkach zmienić ich sposobu myślenia, wypędzić z głowy demony, tchnąć nadzieję.
Dwudziestoletnia Beata trafiła do fundacji, bo była o krok od tego, by pójść drogą swojej matki.
- Mama sprzedaje się odkąd pamiętam - zwierza się. - Ja do dziś jestem dziewicą. Poszłam na studia, mama odwróciła się ode mnie. Podjęłam pracę, ale na studia i samodzielne życie nie wystarczyło. Zaczęłam w Internecie wystawiać na licytację własne dziewictwo, bo podobno można na tym zarobić. Nie jestem z Rzeszowa, jestem z innego miasta. Moja przyjaciółka, która jako jedyna wiedziała o tym, co chcę zrobić, wysłała mi link Fundacji Dotyk Maryi. Pomogli mi w opłaceniu studiów i opłat, które mnie przerastały, zainteresowali się tym, w jakim miejscu i środowisku się wychowałam, zaoferowali i zorganizowali dla mnie terapię, abym mogła psychicznie „przepracować” swoje doświadczenia i odnaleźć samą siebie. Naprowadzali mnie na dobrą drogę i pokazali, że jestem coś warta i że mogę poradzić sobie z ich pomocą i stanąć w końcu na nogi.
Beata nie potrzebowała domu przejściowego, wiele innych - tak. Bo pomoc fundacji nie ogranicza się tylko do domu.
- Oferujemy także pomoc prawną, socjalną, pomagamy w znalezieniu pracy, pośredniczymy w uzyskaniu zasiłku z MOPS-u, staramy się uzyskać pomoc Czerwonego Krzyża, ale jednak musimy mieć miejsce, w którym te kobiety mogłyby się schronić - tłumaczy pani Bożena. - I dlatego szukamy dobrych ludzi, którzy tę inicjatywę wesprą finansowo, którzy dadzą tym kobietom szansę, by mogły zawrócić z takiej drogi. Może w formie datku, może na zasadzie umowy na przykład z piekarnią, która przeznaczy od każdej sprzedanej bułki grosz na ten cel. A my będziemy głosić wszędzie, że z nami współpracuje. W zamian za pomoc dla fundacji oferujemy chętnym producentom nasze logo na opakowaniach produktu.
Pomysłów na pozyskanie funduszy na ośrodek jest więcej. Członkinie fundacji maja świadomość, że to nie będzie proste, bo łatwiej ludzkie serce zmiękczyć krzywdą bezbronnego dziecka, niż sprzedającej swoje ciało kobiety. Tyle że organizacji pomagających dzieciom jest moc, zaś tych, które chcą wyrwać kobietę z nierządu, nie ma wcale. Że ciężko chore i potrzebujące kosztownej terapii dziecko rodzice chętnie będą pchać przed kamery, ale żadna z „cichodajek” nie stanie przed obiektywem, żeby wykrzyczeć błagalne: pomóżcie. A wiele z nich chce pomocy i ucieczki w inne życie. Przynajmniej tych ponad czterdzieści, tóre pozostają pod opieką fundacji.
Więcej o organizacji - na stronie internetowej Fundacji Dotyk Maryi.