Nie musimy iść na wcześniejszą emeryturę. Trzeba o tym mówić
Powinniśmy hołdować zasadzie, że nikt o ciebie nie zatroszczy się lepiej niż ty sam - mówi prof. Henryk Wnorowski
Tylko w ciągu kilku dni do Zakłady Ubezpieczeń Społecznych w Białymstoku trafiło ponad tysiąc wniosków od osób, które chcą skorzystać z obniżenia wieku emerytalnego. Spodziewał się Pan aż tylu wniosków?
Prof. Henryk Wnorowski, ekonomista z Uniwersytetu w Białymstoku: Spodziewałem się, ale liczę, że będzie się to normalizowało. Ta liczba to potwierdzenie faktu, że ludzie oczekiwali obniżenia wieku emerytalnego, że było spore niezadowolenie, gdy ten wiek został wydłużony.
Podlaski ZUS spodziewa się aż ośmiu tysięcy dodatkowych wniosków o emeryturę.
Na pewno jest to spory kłopot dla ZUS-u w tym momencie, potem powinno być lepiej.
To także spory kłopot dla budżetu państwa, gospodarki?
Funkcjonuje wiele prognoz, jeśli chodzi o konieczność dofinansowania funduszu świadczeń społecznych przez budżet państwa. Podawane są kwoty od 42 mld do 90 mld zł przy czarnym scenariuszu. To są docelowe kwoty, na początku te sumy byłyby znacznie niższe. Budżet państwa jest do tego przygotowany. Oczywiście nasze budżety przez ostatnie lata są cały czas deficytowe i konieczność większych dopłat do ZUS-u będzie oznaczała większy deficyt. Ale na przykład duża aktywność w tej chwili ministra finansów w uszczelnianiu systemu podatkowego to bardzo pozytywna informacja.
Mowa jest o ok. 20 mld zł z uszczelniania VAT. Ale wątpliwości pozostają. Czy coraz większa rzesza emerytów plus np. program 500 plus nie sprawią, że w budżecie państwa zabraknie na nowe drogi, edukację itp.
Po pierwsze trzeba powiedzieć, że reforma emerytalna na którą zdecydował się polski rząd w 1998 roku, była kompletnie nieudana. Przyniosła wiele kłopotów i bardzo duża obciążenie dla budżetu państwa. Pani prof. Leokadia Oręzak policzyła, że czas obowiązkowego drugiego filaru odpowiada za 500 mld zł polskiego długu publicznego. To wtedy ZUS był zobowiązany przekazywać środki do drugiego filaru, a brakującą dziurę uzupełniał budżet. Błędem było też związanie świadczeń społecznych z rynkiem kapitałowym. Wiadomo, że rynek kapitałowy w długiej perspektywie jest nieprzewidywalny. Teraz argumentem najczęściej podnoszonym przez przeciwników obniżenia wieku emerytalnego jest ten, że będą niższe emerytury. Ten argument jest tylko częściowo prawdziwy. Bo emerytury tak i tak byłyby niższe. A to efekt wspomnianej przeze mnie reformy z 1998 roku.
Prognozowana wysokość emerytur faktycznie nie napawa optymizmem. W pismach, które dostajemy z ZUS-u niektórzy widzą głodowe kwoty.
Rzeczywiście trudno tu się doszukać wielkiego optymizmu. Oczywiście były takie odchodzące na emeryturę roczniki, które dostawały bardzo korzystne naliczenia. I to pozwoliło mieć nadzieję dużej części naszego społeczeństwa, że wszyscy tak będą mieli. Natomiast pamiętajmy, że emerytura to zabezpieczenie społeczne. Powinno ono być na poziomie pozwalającym na godne życie.
Rządzący, choć obniżyli wiek emerytalny, dosyć głośno i często zachęcają, by jednak pracować dłużej. Wtedy te emerytury miałyby być wyższe.
Dokładnie. Obniżenie wieku emerytalnego nie jest obligatoryjne. Nie musimy rezygnować z pracy w wieku 60, czy 65 lat. Trzeba o tym mówić. W corocznej korespondencji z ZUS mamy rozpisane perspektywy. I ta emerytura jest wyższa, gdy będziemy pracować dłużej. I miejmy nadzieje, że będzie to trafiało do ludzi. Pamiętajmy też, że zawód zawodowi nierówny. Niekoniecznie człowiek komfortowo się czuje, pracując w wieku 66, czy 67 lat w danej branży. Dlatego nie zgadzam się z bezrefleksyjną krytyką, która powołuje się tylko na stronę ekonomiczną.
Pojawił się pomysł 500 plus dla emerytów. Świadczenie przyznawane byłoby raz do roku najuboższym emerytom. Co Pan na to?
To byłby taki polityczny cukierek dla emerytów, który - jeśli otrzymają go osoby z najniższymi świadczeniami - wróci do nas w postaci popytu na produkty dostępne na rynku.
Na koniec wrócę do osób, które emeryturę odstaną za kilkanaście - kilkadziesiąt lat. Czy mają szansę na godne życie na emeryturze? Jak już wspomniałam prognozy, które dostają optymistyczne nie są. Inni mówią, że ZUS do tego czasu już nie będzie istniał.
Te pogłoski o ZUS trzeba zdementować. To instytucja państwowa i nie powinniśmy nawet w ten sposób myśleć, że mogłaby przestać istnieć. Tu państwo jest gwarancją i nie ma takich zagrożeń. Wracając do 30-, 40-laków. Generalnie powinniśmy hołdować zasadzie, że nikt się o ciebie nie zatroszczy lepiej, niż ty sam. Musimy robić wszystko, by nie doprowadzić do sytuacji, że gdy będziemy mieli 60 - 65 lat, to będziemy mieli tylko tyle, ile da nam ZUS. Najlepszym zabezpieczeniem, trzeba w to wierzyć, są oczywiście nasze dzieci. Nic też nie stoi na przeszkodzie byśmy organizowali własne fundusze emerytalne.
Wcześniejsze emerytury
Zgodnie z ustawą, zakończyć pracę mogą kobiety, które mają 60 lat oraz o pięć lat starsi mężczyźni. Nowe zasady wejdą w życie od 1 października. Ale wnioski można składać już na 30 dni przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Jak wskazują statystyki i opinie ekspertów, odłożenie przejścia na emeryturę o rok, powinno dać wymierny efekt w postaci świadczenia większego o około 8 proc.- Jeżeli ktoś ma na dzisiaj wyliczoną emeryturę, która wynosi 2 tys. zł brutto, to za rok ta suma wzrośnie do około 2,2 tys. zł. A jeśli ktoś przedłuży pracę o 5 lat, to będzie otrzymywał ok. 3,2 tys. zł. To co prawda indywidualna decyzja każdego emeryta, ale ten przykład dowodzi, że z przejściem na emeryturę warto trochę poczekać - zapewnia Ewa Krysiewicz, kierownik referatu obsługi klienta w białostockim ZUS.