Nie myślałam, że zostanę aktorką
Wczoraj gościem dni otwartych w zielonogórskim LO VII była absolwentka tej szkoły Joanna Brodzik. O co pytali licealiści znaną aktorkę?
Jakie ma pani wspomnienia z tej szkoły?
Mnóstwo radości. Wiele razy śniło mi się to miejsce. Były to różne sny związane z emocjami, które we mnie pozostały po ukończeniu szkoły. Dzięki bliskim, a szczególnie dzięki mojej mamie, która dosyć szybko zorientowała się, że będzie za mnie odrabiała matematykę, szybko zajęłam się tym co mnie interesuje. Mama poradziła mi, żebym skoncentrowała się na tym, co mnie kręci.
Na naukach humanistycznych. Nauczyciele mnie w tym mocno wspierali. Wiedzieli, że przygotowuję się do olimpiady. W związku z tym nauczyciel od matematyki polecał mi zamiast rozwiązywanie zadań - pisanie esejów o matematykach.
Namawiam wszystkich młodych, aby zorientowali się, co ich najbardziej interesuje i zrobili z tego swój sposób na życie.
Jak mówi buddyjskie przysłowie - jeśli kochasz to co robisz, nie musisz chodzić do pracy.
W której klasie w tej szkole miała pani lekcje?
Idąc tu przypomniałam sobie salę, w której było mi najciężej. Z czego zresztą później wynikło mnóstwo wspaniałych rzeczy. Tylko , że w pierwszym półroczu pierwszej klasy miałam pałę z chemii.
Gra pani teraz w spektaklu teatralnym z dwoma przyjaciółkami. Czy to wpłynęło na wasze relacje?
Znamy się od czasu studiów i wydawało mi się to niemożliwe. Towarzyszymy sobie w ważnych momentach życia od lat. Wydało mi się, że ta relacja bliższa być już nie może. Jednak dzięki temu, że spędzamy ze sobą znów wiele czasu nasza przyjaźń zdecydowanie się jeszcze poprawiła.
Co wzbudziło w pani iskierkę aktorki?
Bardzo długo byłam brzydką dziewczynką, a właściwie to bardziej rumuńskim chłopcem niż dziewczynką. Myślenie o tym, że miałabym stać na scenie, nie było moim priorytetem. Ale przez całe liceum uczestniczyłam w zajęciach parateatralnych, które głównie opierały się na teatrze Grotowskiego. Równie poważnie myślałam, aby pójść na psychologię, żeby pracować z ludźmi. Szkoła aktorska była tylko lekkim dotknięciem tego, co mi się wydawało interesujące. Ja nie myślałam w sposób kategoryczny, że zostanę aktorką. Przyjęli mnie i potem było już głupio się wycofać.
Jak pani wspomina egzaminy do szkoły teatralnej?
To jest jakiś koszmar. Trzeba być naprawdę bardzo zdeterminowanym, aby to wszystko zrobić, wytrzymać psychicznie i przejść przez to, czego żądają egzaminatorzy. Zaglądają ci w paszczę, mówią że masz zły zgryz, że źle oddychasz, źle chodzisz, mówisz. To nie jest przyjemne. Przychodzi 500 osób kandydatów, przyjmują 12. Masakra.