Nie narzekajmy! Dostrzeżmy dobro i piękno!
Podczas jednej ze środowych audiencji generalnych na placu św. Piotra w Rzymie papież Franciszek otrzymał od włoskiego psychologa i psychoterapeuty tabliczkę z napisem: „Vietato lamentarsi!” - „Narzekanie zakazane!”. Papież umieścił ją sobie w prywatnym gabinecie. Przesłanie zawarte w tym zakazie poszło w świat. Uznano to za rodzaj humoru, ktoś ocenił, że papieżowi to nie wypada, a przecież warto dostrzec w tym geście, po prostu troskę o człowieka.
Narzekanie jest niewątpliwie sposobem manifestowania negatywnego stosunku do życia, do świata, do człowieka i wszystkiego, co się dzieje. Jest rodzajem choroby społecznej, przed którą trzeba się chronić, a jeśli już ktoś się nią zaraził, to powinien się leczyć. Wprawdzie psychologowie widzą pewne dobre aspekty narzekania, bo odczuwamy ulgę dzięki niemu, pozbywamy się lęku i samotności w przeżywaniu stresów, ale jednak ostrzegają przed poważnymi konsekwencjami dla zdrowia psychicznego tych, którzy nie kontrolują swoich złych skłonności do narzekania.
W trudnych sytuacjach nie wszyscy ludzie zachowują się tak samo. Jest to uwarunkowane wielostronnie, ponieważ każdy reaguje na to, co się wokół dzieje, nieco inaczej - w zależności od charakteru, wykształcenia, pozycji społecznej, stanu zdrowia, chwilowego nastroju, osobistego interesu czy pogody. Z grubsza można by wyróżnić trzy rodzaje ludzkich zachowań w trudnych sytuacjach.
Jedni uważają, że należy stawić im czoła, a więc zaangażować się w jakąś formę działania, a czasem nawet ją zaproponować, poprowadzić, by dać szansę wyjścia z trudnej sytuacji. Inni wybierają coś w rodzaju wewnętrznej kryjówki, by przetrwać zły czas i zjawić się, kiedy trudna sytuacja zostanie rozwiązana. Trzeci rodzaj zachowania w takich sytuacjach objawia się rozkładaniem rąk, narzekaniem i wyczekiwaniem, w przekonaniu, że taka postawa może wnieść jakiś element potrzebny do rozwiązania problemu.
Pierwsza z nich to postawa czynna, motywowana dobrem społecznym. Druga, bierna i lękliwa, wynika z przekonania, że jeden człowiek nic nie dokona, bo go to przerasta, a współpracę z innymi uważa za ryzyko, bo jak się nie uda, to będzie stratny. Trzecia, lawirująca i szukająca sposobów, by nie angażując się w nic, męczyć ludzi narzekaniem, które nie ma żadnej twórczej siły. Ta trzecia grupa osób rekrutuje się zazwyczaj z niezadowolonych, ale niemających żadnego wpływu na bieg wydarzeń. Tacy ludzie są zakałą towarzyskich spotkań, bo wylewają z siebie całą żółć swego i cudzego żywota. Nie odpowiada im wiosna, bo bolą kości, ani lato, bo albo są upały, albo burze, narzekają na jesień, bo już minęło lato, a w zimie, bo nie ma śniegu, albo jest go za dużo. Dla takich ludzi cokolwiek by się stało, zostanie poddane międleniu, nawet kiedy można dostrzec w tym jakiś wartościowy aspekt.
Przyczyną takiej postawy są zazwyczaj niekomfortowe, złe warunki codziennego życia, kłopoty w kontaktach z ludźmi, brak akceptacji, trudności finansowe, ale w większości przypadków źródeł narzekania trzeba szukać w sobie samym, w przyzwyczajeniu patrzenia na wszystko od złej strony, w zaniedbaniu potrzeby przyglądania się człowiekowi i światu od strony pozytywnej. Warto najpierw dostrzegać dobro w tym, co nas otacza, bo w ten sposób torujemy sobie drogę do obiektywniejszej oceny. Bywa, że ktoś zwraca nam uwagę, bo zachowaliśmy się niewłaściwie. Zamiast mu podziękować, srożymy się i obrażamy go. Od psychologów i psychoterapeutów, znawców problemu narzekania słyszymy poważne ostrzeżenie, że jest ono szkodliwe dla psychiki osób zbyt często narzekających. Powoduje depresję, stany lękowe, otwiera drogę chorobie Alzheimera, która atakuje część mózgu odpowiedzialną za pamięć i inteligencję.
Co robić, by nie narzekać? Nie wystarczą różowe okulary. Trzeba rozkwasić minę, często sięgać po uśmiech, dostrzegać piękno i dobro, być wdzięcznym za nawet drobną usługę innych, często mówić: przepraszam, dziękuję, a zwłaszcza dostrzegać godność i dobro, obecne w każdym człowieku.