Nie podaję ręki myśliwym. Nie rozmawiam z ekoterrorystami

Czytaj dalej
Fot. Piotr Krzyżanowski
Marta Danielewicz

Nie podaję ręki myśliwym. Nie rozmawiam z ekoterrorystami

Marta Danielewicz

Rogi jelenia zdobią niejeden myśliwski dom. Na szyjach łowczych dumnie wisi biżuteria z kłów dzika, na stołach ląduje tatar z sarniny. Organizują komercyjne polowania dla elit. Tak wyobrażają sobie myśliwych przeciwnicy polowań. Ci jednak twierdzą, że polują, bo dbają o przyrodę i o jej zrównoważony rozwój.

Zrównoważona gospodarka leśna, przyrodnik, ekolog - to słowa, która najczęściej usłyszę z ust tych, którzy polują, którzy polowania uważają za nieodłączny element, nomen omen - życia. Morderca, hobbysta, który zabiera do lasu broń, by wyżyć się na niewinnych stworzeniach - taki z kolei obraz myśliwych malują przeciwnicy polowań, którzy uważają je za krwawy i okrutny sport. Ci z kolei starają się hamować polowania zbiorowe, protestując przeciwko nim i blokując je. I jedni, i drudzy zarzekają się, że tak naprawdę chodzi im o dobro przyrody. Kim jest więc współczesny myśliwy? To pasjonat, za jakiego się uważa czy morderca zwierząt, za jakiego uważają go inni?

Zła sława myśliwych trwa w Polsce już od kilku lat. Umacniają ją coraz częstsze przykłady kłusownictwa, a nawet postawa rządzących. Na początku lutego Jan Szyszko, minister środowiska, wziął udział w polowaniu na bażanty. Strzelał to ptaków wypuszczonych wprost pod lufy myśliwych. Najnowszy film Agnieszki Holland, oparty na motywach książki Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, dolał jeszcze oliwy do ognia. Film przedstawia myśliwych jako arbitralną grupę mężczyzn, mających władzę nad słabszymi i to zarówno nad zwierzętami, jak i kobietami, i jednocześnie rządzących małą miejscowością w Kotlinie Kłodzkiej. A z drugiej strony główna bohaterka - Janina Duszejko przedstawiona jest jako nawiedzony ekolog, która wypowiada wojnę myśliwym.

Myśliwi pokotem układają upolowaną zwierzynę. Bardzo często z polowań, w których biorą udział, zachowują nie tylko pamiątkowe zdjęcia, ale także trofea.
Łukasz Gdak Przeciwnicy polowań bardzo często określają myśliwych jako sadystów, którzy w bestialski sposób mordują dzikie zwierzęta

Argument I: Gospodarka łowiecka

Łukasz twierdzi, że największą zbrodnią są polowania zbiorowe. Razem z grupą Poznaniacy Przeciwko Myśliwym stanowczo się im sprzeciwia. W trakcie polowań wigilijnych i tych organizowanych w dniu św. Huberta starali się wspólnie przeszkodzić w takich zgromadzeniach parokrotnie.

- Polowania zbiorowe są najbardziej dewastacyjne dla środowiska. Myśliwi wybierają jeden obszar lasu, gdzie często zwierzyna się schodzi, by mieć ją na widelcu i upolować. To powoduje totalną eksterminację danego gatunku. To tak, jakby z jakiegoś osiedla wystrzelić wszystkie osoby noszące rude włosy.

To powoduje chaos w przyrodzie. Ale taka forma odstrzału jest dla myśliwych najbardziej opłacalna - mówi Łukasz. - Chcemy, by zaprzestano takich polowań.

Myśliwi z kolei takich form protestu nie rozumieją. Uważają, że takie grupy, jak ta poznańska, sprzeciwiają się polowaniom z niewiedzy.

- Z punktu widzenia jednego osobnika to faktycznie strzelam, zabijam. Jeśli spojrzymy jednak na to przez pryzmat populacji danego gatunku, a jeszcze szerzej na całe środowisko, to okaże się, że polowania są nieuniknione, by trzymać w ryzach przyrodę - mówi Michał Kolasiński, instruktor Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Poznaniu. - Ekosystem bez myśliwych by przetrwał, ale pod jednym warunkiem - zabieramy ludzi i wywozimy ich na kilkaset lat w kosmos. I dajemy szansę ekosystemowi na zrównoważony rozwój. Przyroda jest fenomenalna i ona sobie poradzi. Ale skoro żyjemy na tym świecie i zrobiliśmy go sobie poddanym, to przyczyniliśmy się do tego, że jest wiele gatunków, które bez naszej ingerencji nie byłyby w stanie przetrwać - dodaje.

Gospodarka łowiecka. To sformułowanie pada z ust każdego myśliwego. Co jednak się za nim kryje?

- Prawidłowo prowadzona gospodarka łowiecka dąży do pełniejszego wykorzystania możliwości produkcyjnych łowisk i pozyskania dobrej jakości zwierzyny.

Obecnie łowiectwo jest nie tylko sposobem gospodarowania populacjami zwierząt dziko żyjących, ale także formą ochrony przyrody, która ma na celu przede wszystkim dostosowywanie liczebności zwierząt do ciągle zmienianego przez człowieka środowiska ich występowania - tłumaczy Jarosław Kasprzyk, st. specjalista Służby Leśnej z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Poznaniu.

- Rolą przyrodników, a do nich zaliczam także myśliwych, jest to, by tę przyrodę zachować dla kolejnych pokoleń. Stworzyć dogodne warunki do rozwoju każdego gatunku zwierzęcia. Nie znam żadnego rolnika, który żyje z uprawy roli, i który by nie posiał pszenicy, by ta rosła jak najlepiej. Robi więc wszystko, by tej pszenicy było dobrze. Inne rośliny, które mogłyby na tym polu żyć, rosnąć, są dla niego niepotrzebne i je zwalcza. Więc jest największym szkodnikiem z punktu widzenia przyrodniczego, bo tworzy zieloną pustynię, gdzie nie ma żadnego zróżnicowania gatunkowego. My zielonej pustyni nie tworzymy. My staramy się ograniczyć liczebność danej populacji, dając szansę rozwoju kolejnej - opowiada Michał.

Myśliwi przyznają, że nie robią tego bezinteresownie. Jednak na myśli nie mają zysków ekonomicznych. - Mało jest osób zajmujących się myślistwem zawodowo. Mnie sprawia niesamowitą przyjemność zobaczenie wschodu słońca w lesie, obserwacja rykowiska - dodaje Michał.

Argument II: Braki w edukacji

W Polsce za strzelbę chwyta i idzie do lasów 120 tys. osób. Tyle ma uprawnienia i może polować. Każdego myśliwego obowiązują jednak zasady, których musi przestrzegać. Aby zostać myśliwym, trzeba posiąść duży zakres wiedzy m.in. z biologii, prawa, kynologii. Odbyć roczny staż w kole łowieckim, ukończyć kurs i zdać egzaminy na myśliwego, przejść testy psychologiczne, żeby dostać broń. Myśliwymi zostają dyrektorzy firm, lekarze, profesorowie, ale także rolnicy, mieszkańcy miast i wsi. Zadaniem myśliwych jest także sporządzanie dziesięcioletnich i rocznych planów hodowlanych. Na ich podstawie wiedzą, w jakim okresie, do jakich zwierząt mogą strzelać, i w jakiej ilości. Liczba strzałów, które mogą oddać, także jest kontrolowana.

Małgorzata została myśliwym ze względu na tradycje rodzinne. Poluje jej ojciec, dziadek, brat, a od niedawna mąż.

Myśliwi pokotem układają upolowaną zwierzynę. Bardzo często z polowań, w których biorą udział, zachowują nie tylko pamiątkowe zdjęcia, ale także trofea.
Waldemar Wylegalski - Nie znam myśliwego, który poluje, bo kocha zabijać. A jeśli ktoś taki by się znalazł, powinien pracować w ubojni - mówi Małgorzata Krokowska-Paluszak

- Nie znam myśliwego, który poluje, bo kocha zabijać, a jeśli ktoś taki by się znalazł, to powinien iść pracować do ubojni - uważa Małgorzata Krokowska-Paluszak z Katedry Łowiectwa i Ochrony Lasu na Wydziale Leśnym Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. - Liczba młodych dzików, które w danym roku się rodzą i przeżywają, wynosi około 250 procent. Jeśli więc mamy szacunkowo 100 dzików, z czego 50 to lochy i 50 to odyńce, to po roku będzie ich około 300, a po dwóch latach około 900, a po 3 latach około 2700 sztuk. Robi to wrażenie - prawda? Czy istnieje inny sposób kontroli liczebności populacji? Pojawiają się głosy, żeby łowiectwo zastąpić farmakologią. Czy podawanie zwierzętom środków antykoncepcyjnych jest lepsze? Czy pozbawianie płodności części populacji dowolnego gatunku, które oczywiście w warunkach naturalnych nie może odbyć się w sposób kontrolowany, bo nie wyobrażam sobie, jak mogłoby się to odbywać, jest bardziej etyczne? - uważa przyrodnik. - Dziś do odstrzału wybierane są wyselekcjonowane osobniki danego gatunku, podlega to przepisom, normom, zasadom i odbywa się pod całkowitą kontrolą.

Zdaniem myśliwych przeciwnicy polowań kierują się emocjami, które nie są poparte wiedzą naukową.

- Na jednym z seminariów dowiedziałam się, że jestem barbarzyńcą, psychopatką i sadystką, bo poluję. A fakt, że jestem myśliwą powinien również zaskutkować odebraniem mi dzieci. Najtrudniejsze dla mnie w tej sytuacji jest to, że mówią to ludzie z tytułami, ludzie nauki. Oboje z mężem polujemy, mamy dwoje dzieci

. Nie zabieramy ich na polowanie, bo są za małe. Ale staramy się je nauczyć doświadczać przyrody - opowiada Małgorzata.

- Dzieciaki w szkołach nie wiedzą, skąd pochodzi kurczak, którego jedzą na obiad. Myślą, że ze sklepu. Ale wcześniej trzeba go przecież zabić. Dzieci w ogóle nie są zaznajomione ze śmiercią. Nie wiedzą o niej nic - dodaje Michał. - Sam zabieram dzieciaki na polowania. Przy synu poluję, owszem. Przy córce nie, jest zbyt wrażliwa, ale kiedy ja obserwuję rykowisko i zachowania jeleni, ona ten widok przenosi na papier. Ja sam zresztą ten czas, gdy ojciec mnie zabierał do lasu, najmilej wspominam z dzieciństwa. Szanuję, jeśli ktoś nie chce zabijać zwierząt i się temu sprzeciwia. Jednak zachęcam do merytorycznej dyskusji z nami na ten temat.

Argument III: Odszkodowania

Kolejnym czołowym argumentem myśliwych na to, że trzeba polować, są szkody wyrządzane przez zwierzynę na polach. Koła łowieckie muszą pilnować, by zwierzęta nie penetrowały upraw. Zdarza się, że nocami dyżurują, odstraszając zwierzęta z pól. Inaczej koła łowieckie muszą płacić odszkodowania rolnikom za zniszczone uprawy i brak plonów. A rolnicy sami zbliżają się do lasów, granicząc z nimi bezpośrednio.

Zdaniem Łukasza wzrost liczebności zwierząt w lasach wynika też z pracy samych myśliwych.

- Dokarmianie zwierząt zimą zwiększa ich liczebność i tę równowagę zaburza - w końcu w interesie myśliwych jest, żeby było jak najwięcej zwierząt do zabijania. Pieniądze, które idę na odszkodowania dla rolników za szkody, mogłyby iść na ogrodzenia pól.

Widzimy plony rolne wyrzucone, i to wcale nie w głębi lasu, zwłaszcza że niegdyś tereny leśne coraz bardziej są zurbanizowane - mówi.

- Myśliwi dokarmiają zwierzyną tylko w przypadku silnych mrozów i grubej pokrywy śnieżnej, gdy zagrożony jest los zwierząt. W okresie dużego mrozu i przy miejscach dokarmiania, zgodnie z etyką, nie poluje się - tłumaczy Jarosław Kasprzyk i zwraca uwagę na coś jeszcze. - Zwierzęta, żyjąc i żywiąc się w lesie, powodują znaczące szkody w uprawach leśnych. Jeżeli w lokalnych populacjach nie występuje przegęszczenie zwierząt, mówi się o szkodach gospodarczo znośnych, tj. takich, które nie wpływają istotnie na trwałość lasu i nie zagrażają jemu. Jeżeli dzikich zwierząt roślinożernych byłoby za dużo, to przyszłość młodego lasu byłaby zagrożona. Jedyny naturalnym drapieżnikiem żyjącym w naszych lasach jest wilk, jednak jego liczebność w Wielkopolsce jest na tyle niewielka, że praktycznie nie ma wpływu na gospodarowanie populacjami. Tylko racjonalne prowadzenie gospodarki łowieckiej i etyczne wykonywanie polowanie gwarantuje ciągłość naszym lasom.

- To prawda, że teraz gdy od lat nie mieliśmy już ostrej zimy, dokarmianie zwierząt zimą mija się z celem. Zwierzęta bez problemu potrafią sobie poradzić w takich warunkach. Zakładamy jednak np. pasy zaporowe w głębi lasów, by odciągnąć zwierzynę od pól

- tłumaczy Kolasiński.

- Na pewno na myślistwo inaczej patrzą mieszkańcy miast, a inaczej wsi. Rolnikom zależy, by zwierzyna nie wchodziła na pola i nie niszczyła upraw. My musimy o to dbać - dodaje Małgorzata.

Argument IV: Trofea do zdobycia

Jednak polowania zbiorowe, indywidualne kół łowieckich w celach zachowania odpowiedniej gospodarki łowieckiej i leśnej to jedno. Odrębną kwestią są polowania dewizowe, organizowane głównie z myślą o gościach z zagranicy.

- Prawda jest taka, że koła łowieckie muszą organizować takie polowania, ponieważ nie byłoby je stać na wypłaty odszkodowań rolnikom. Nie jesteśmy w stanie utrzymać się ze składek, które rokrocznie opłacamy - odpowiada mi Michał Kolasiński.

Myśliwi pokotem układają upolowaną zwierzynę. Bardzo często z polowań, w których biorą udział, zachowują nie tylko pamiątkowe zdjęcia, ale także trofea.
Piotr Krzyżanowski Myśliwi pokotem układają upolowaną zwierzynę. Bardzo często z polowań, w których biorą udział, zachowują nie tylko pamiątkowe zdjęcia, ale także trofea. To jednak przede wszystkim cecha polowań dewizowych. Przeciwnicy polowań chcieliby je w ogóle zlikwidować. Podobnie jak polowania zbiorowe

Podczas takich polowań zwraca się uwagę nie tylko na liczbę zabitej zwierzyny, ale też na jej jakość. Jest to też ściśle określone w planach hodowlanych. Za zabicie dojrzałych byków jeleni koła sporo sobie liczą. Polowania te jednak nie odbiegają od normalnych polowań. Kierują się tymi samymi zasadami. Polowania dewizowe, zwane też komercyjnymi, wcześniej są też zgłaszane na policję. Organizowane są przez cały sezon.

- Głównie zjeżdżają do nas Duńczycy, Norwegowie, Szwedzi, Niemcy. Przyjeżdżają, ponieważ mamy przepiękne tereny nadające się do polowań. Polska uchodzi za kraj, gdzie gospodarka łowiecka jest prowadzona najlepiej. Doceniają ją kraje zachodnie, w których prowadzona była ona nieracjonalnie, co zaowocowało drastycznym spadkiem pogłowia

- tłumaczy Jerzy Szymański, właściciel biura polowań Ostoja. Jego firma zajmuje się organizacją polowań komercyjnych dla myśliwych zagranicznych, jak również Polaków. Jak mówi, zdarzało się, że do polowań dewizowych z powodu protestów ich przeciwników nie dochodziło. - A to oprócz podstawowego aspektu, jakim jest bezpieczeństwo na polowaniach, spowodowało duże koszty dla kół związane z wypłatą odszkodowań, które to właśnie wypłacają myśliwi, a nie ekolodzy. Nasza firma pośredniczy tak naprawdę między kołami łowieckimi z Polski a osobami zainteresowanymi takimi polowaniami w naszym kraju. Zajmujemy się pełną organizacją wszystkiego, co związane jest z przyjazdem myśliwych, np. wyboru łowiska, noclegu i transportu. Tak więc na polowaniach komercyjnych zyskują nie tylko koła łowieckie, ale również lokalna społeczność, a pieniądze z tego trafiają także do budżetu naszego kraju w postaci podatków, na czym zyskują wszyscy Polacy - opowiada Szymański.

W zależności od tego, z jakiego kraju grupa przyjeżdża na polowania do Polski, ich oczekiwania się różnią. Ceny takiego polowania zależą od liczby myśliwych. Każdy łowczy z zagranicy ma też swojego przewodnika z danego koła łowieckiego, który tłumaczy, na jaką zwierzynę w danym czasie można polować oraz jak się poruszać po terenie, aby było to bezpieczne dla wszystkich. Indywidualnie za możliwość polowania w polskich lasach trzeba zapłacić od kilkuset do kilku tysięcy euro - w zależności od rodzaju polowania.

Czarna strona: kłusownictwo

Czyli bycie myśliwym to bardziej obowiązek niż przyjemność? - dopytuję moich rozmówców. - Niewiele jest osób, które zawodowo zajmują się łowiectwem. Reszta poświęca swój czas dla tej pasji. Bo to nie jest sport. Tu nie ma rywalizacji. O sporcie strzeleckim można mówić, kiedy ktoś strzela na strzelnicy. Tu, gdzie w grę wchodzi przyroda, gdzie chcemy o nią zadbać, nieporozumieniem jest mówić, że myślistwo to sport - odpowiada Michał.

- Dla mnie to przygoda, pasja, miłość, ogromna część życia - także zawodowego. Łowiectwo to nie hobby, to forma ochrony przyrody

- odpowiada mi Małgorzata. Jednocześnie stwierdza, że negatywne opinie o myślistwie pokutują dzisiaj jeszcze z czasów PRL. Do myślistwa przylgnęła etykieta, że to hobby elit, dygnitarzy, którzy nie liczą się z niczym ani nikim. To nieprawda. Na myśliwych nie można patrzeć przez pryzmat zdobywania trofeów - uważa Małgorzata.

Wszyscy jednak zgodnie przyznają, że w ich środowisku, jak w każdym innym, znajdują się „czarne owce”. To przede wszystkim kłusownicy, ci, którzy myśliwymi w ogóle nie powinni zostać, bo przede wszystkim nie przestrzegają etyki łowieckiej. Oni muszą się liczyć z restrykcjami sądu łowieckiego.

- Niestety, prawda jest taka, że o wielu przypadkach kłusownictwa nie wiemy. Leśniczy nie chcą pomagać, by sprawdzać, co w lesie na indywidualnych polowaniach robią myśliwi

- tłumaczy Łukasz. - Myśliwi przede wszystkim nie mogą traktować lasu jako swojej własności. To dobro wszystkich nas. Możemy z dobrodziejstw lasu korzystać wspólnie, nie niszcząc przyrody. Myślistwo powinno sprowadzić się do niezbędnego minimum, być wyeliminowane jako hobby - dodaje.

Zdaniem łowczych prawo i tak już w maksymalnym stopniu stopuje zapędy myśliwych. - Nie strzelamy np. do łosi, chociaż by się przydało, ponieważ stanowią coraz większe zagrożenie, zwłaszcza gdy wychodzą na drogę - odpowiada Michał.

Czy brana jest pod uwagę w ogóle możliwość, że myśliwych mogłoby zabraknąć?

- W przypadku braku regulacji liczebności populacji zwierząt trwałość lasu byłaby zagrożona. Prawdopodobnie spowodowałoby to konieczność grodzenia wszystkich upraw leśnych, wpłynęłoby to na przemieszczenie się zwierząt na tereny polne i wystąpienie katastrofalnych szkód rolniczych, a to oznaczałoby wzrost cen produktów rolnych i kryzys ekonomiczny - odpowiada Jarosław Kasprzyk.

Co do jednego myśliwi nie mają wątpliwości.

- Zamiast wojny lepiej prowadzić dialog. Potrzebni są zarówno prawdziwi ekolodzy, jak i prawdziwi myśliwi, o których niewiele na co dzień słychać

- dodaje Szymański.

Marta Danielewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.