Nie potrafimy rozmawiać ze sobą. I krytykować się [rozmowa]
Rozmowa z dr Magdaleną Bergman, socjologiem z Instytutu Nauk Społecznych WSG w Bydgoszczy, o tym, skąd się biorą podziały wśród Polaków.
- Czy to, jak zachowuje się rząd PiS, może podzielić trwale Polaków?
- Retoryka obecnego rządu i samego prezesa Kaczyńskiego zawiera ogromny ładunek polaryzacyjny. „Najgorszy sort Polaków” to w zasadzie kontynuacja myśli sprzed kilku lat o tych, którzy „stali tam, gdzie stało ZOMO”. PiS realizuje wizję budowy wielkiej, narodowej wspólnoty, a ona nie może się obyć bez czytelnego, rozpoznawalnego wroga. Pamiętajmy jednak, że obecny rząd nie jest pierwszym i jedynym, który dzieli i poucza Polaków. Dzięki poprzedniej ekipie rządzącej dowiadywaliśmy się na przykład, że „tylko frajerzy pracują za 6 tys. zł miesięcznie” lub że jeżeli kogoś nie stać na mieszkanie, powinien „zmienić pracę i wziąć kredyt”. Takie słowa również zabolały obywateli.
- A może już byliśmy podzieleni, tylko zamieszanie wokół Trybunału Konstytucyjnego uwidoczniło te podziały?
- Obserwowane obecnie podziały polityczne - wokół Trybunału, przeszłości Wałęsy, roszad kadrowych w mediach, problemu migracyjnego - nakładają się na inne, trwalsze i głębsze. To są echa sporów o bilans polskiej transformacji, stosunek do PRL, tożsamość i kulturę, rolę Polski w Europie i świecie. A sięgając jeszcze głębiej - podziałów klasowych, związanych ze statusem zawodowym, zamożnością, wykształceniem, stylem życia, które rzutują na nasz system wartości i światopogląd. W tym także wizję ustroju państwa i roli w nim obywatela. Zaryzykowałabym tezę, że to podziały niezupełnie nowe, lecz reaktywowane, podgrzane i wzmocnione.
- Chyba jeszcze zanim nastało PiS, mieliśmy największy problem z porozumiewaniem się bez słownej agresji. Ale również z klasą polityczną, która z trudnością dogadywała się ponad podziałami, bo kapitał polityczny budowała na konflikcie - my - oni. Skąd to się w nas bierze?
- Mogłabym zacząć od tłumaczenia tego zjawiska dziedzictwem komunizmu, alienacją polityczną czy syndromem odrywania się partii rządzących od potrzeb elektoratu, które sprawiają, że w wybranych przez nas politykach przestajemy widzieć „nas”, a zaczynamy „onych”. Dodałabym jednak jeszcze jeden element, o którym w kontekście życia politycznego wspomina się rzadziej. Mamy w Polsce duży deficyt umiejętności społecznych, takich jak prowadzenie dialogu, udzielanie merytorycznej, nie personalnej krytyki, zachowywanie szacunku do adwersarza mimo różnic poglądów. Wytykamy to często politykom, ale sami nie jesteśmy lepsi, przerzucając się w internecie tonami obelg typu „moher”, „leming”, „kaczysta” i „lewak” i ciesząc się, gdy ktoś niekulturalnie, lecz spektakularnie „zmasakruje” czy „zaora” przeciwnika. Nie tak dawno w naszym regionie głośny był przypadek profesora, któremu student wysłał e-mailem pogróżki, gdyż ten zadał do przeczytania na zajęcia tekst o ruchu politycznym, którego student nie jest zwolennikiem.
- Uczestniczy Pani w marszach KOD-u?
- Moją „przystanią”, jeśli chodzi o sfery życia publicznego, jest sektor pozarządowy i to jemu od lat poświęcam swój czas, energię i kompetencje. Nie uczestniczę czynnie ani biernie w żadnej inicjatywie o charakterze politycznym.
- I nie uwiera Pani coraz częstsze ostatnio oskarżanie inteligentnych, świadomych ludzi o brak zaangażowania, gdy w kraju źle się dzieje?
- Istnieje pewna reguła mówiąca o zachowaniu neutralności, nieudzielaniu poparcia i niefirmowaniu swoją osobą partii i inicjatyw politycznych przez osoby wykonujące zawody tzw. zaufania publicznego. Coraz bardziej zauważalnym zjawiskiem są też osoby deklarujące świadomą absencję wyborczą.
- Dlaczego?
- Bo nie chcą głosować na „kogokolwiek” lub kierować się strategią „mniejszego zła”. Często świetnie orientują się w bieżącej polityce, lecz czują się niereprezentowane. Obok nich sytuują się osoby wycofane, wyalienowane politycznie, stojące na stanowisku, że niezależnie od tego, kto rządzi, ich sytuacja i tak nie ulegnie poprawie. Są wreszcie ci, których aktywność polityczna i zainteresowanie polityką są okazjonalne lub niestabilne - chętnie dyskutują o niej np. w okresie przed i po wyborach, a później zaciekawienie spada. Możemy jednak wyobrazić sobie osobę świadomie bądź nieświadomie niezainteresowaną polityką, a udzielającą się w lokalnej organizacji pozarządowej, angażującą się jako wolontariusz, uczestniczącą w konsultacjach społecznych organizowanych przez samorząd, reagującą na wandalizm w otoczeniu czy zupełnie spontanicznie i „bez szyldu” pomagającą np. starszym czy niepełnosprawnym sąsiadom w swoim bloku.
- Gdzie ich Pani sytuuje?
- Daleko od ideału wyborcy, ale całkiem blisko ideału społeczeństwa obywatelskiego.