Nie tłumaczyłam, dlaczego jestem inna. Po prostu nie nosiłam sukienek

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Katarzyna Kachel

Nie tłumaczyłam, dlaczego jestem inna. Po prostu nie nosiłam sukienek

Katarzyna Kachel

Dwie różne nogi, dwa różne światy, da się je połączyć? Danka Bujok przez 20 lat ukrywała, że jest niepełnosprawna. Nie ćwiczyła na wuefie, nie rozbierała się. - Uznałam, że jestem gorsza i w jakimś sensie pogodziłam się z tym - mówi. Dziś marzy o bieganiu. Wierzy, że wystartuje w paraolimpiadzie

Muminki. Widziałaś serial o muminkach? - Danka zaskakuje mnie pytaniem. - Mój kikut to taka muminkowa mordka, tak ją nazwałam. Popatrz. A palce (w prawej ręce brakuje jej dwóch) są jak muminkowe dzieci. Kiedyś bym ci ich nie pokazała.

Kiedyś Danka nie chodziła na w-f i nie zakładała sukienek. Tylko spodnie, długie, przykrywające to, czego brakuje. Trzeba mieć bardzo dobry wzrok, by dostrzec coś, co nie istnieje, mawiał Król z bajki o Alicji w Krainie Czarów. Zwłaszcza, gdy się o tym nie mówi. A ona nie mówiła. Skakała w gumę na przerwach, jak wszystkie inne dziewczynki.

Później Danka pojechała na pierwszy mecz siatkówki na siedząco. „Gra się bez protez” - usłyszała. Nie była przygotowana na zdejmowanie protezy przed nieznajomymi. Przed mężczyznami. Zrobiła się purpurowa, mówiła, że wraca do domu . „Nie zagram, to dla mnie krępujące” - powtarzała. Do szatni weszła wtedy koleżanka z drużyny i zdjęła dwie protezy. Coś wtedy w niej pękło.

Niepamięć
Danka nie pamięta wielu rzeczy z wczesnego dzieciństwa. Mówi, że może łatwiej było je zapomnieć, niż się z nimi zmierzyć. Tata mówi jej dziś: „Zachęcałem cię do sportu, nie pamiętasz, chciałem cię zapisać do klubu”.

Danka nie pamięta. Nie pamięta też dokładnej liczby operacji, bo przecież kość rosła i trzeba ją było cały czas przycinać. - Sześć, może siedem - zastanawia się. Dobrze za to pamięta, że po którejś z operacji, kiedy nie mogła jeszcze ubierać protezy, tata wziął ją na ręce i zaniósł do ogrodu, by mogła spotkać się z koleżankami. Była wściekła. Nie chciała, by widziały.:- Nigdy nie pytałam, dlaczego jestem inna. Nigdy nie chciałam być inaczej traktowana. Nikt nigdy też nie dał mi do zrozumienia że taka jestem. Może dlatego, że robiłam wszystko to, co pełnosprawne dzieci. Grałam, wspinałam się po drzewach, jeździłam na rowerze, skakałam przez trzy schody, pilnując, by proteza nie odpadła.

Nie pokazywała jej. Jakby wcale jej nie nosiła. Traktowała zresztą protezę niczym prawdziwą nogę. Zdejmowała tylko do kąpieli i do spania. Tak, by mogła odpocząć po całym dniu.

Nie mówiła prawdy. :- Kiedyś, w sanatorium spałam w jednym pokoju z ośmioma dziewczynami . Każda opowiadała, jakie ma schorzenie. Prawie wszystkie cierpiały na kręgosłup, więc ja też tak powiedziałam. Miałam piżamę z długimi spodniami , kładłam się spać z protezą, pod kołdrą ją zdejmowałam i pilnowałam. Pewnej nocy sturlała się z łóżka, koleżanka się obudziła i podała mi ją. „Nie mów o tym nikomu ”- poprosiłam.

Pamięć niedoskonała
Danka urodziła się w Estonii, dokładnie w Tallinie. Z wadą. Bez dwóch palców w prawej dłoni, z lewą stopą zniekształconą i bez prawego podudzia. By mogła chodzić za pomocą protezy, nierozwinięta część nogi musiała zostać amputowana. - Nie wiem -przyznaje -czy ten brak był spowodowany różyczką, którą mama przechodziła w trakcie ciąży, wcześniejszą chorobą, może Czarnobylem?

Mama Danki cierpi na schizofrenię, tata jest alkoholikiem. Operację amputacji przeprowadzono w Polsce. I tu państwo Bujokowie zostali. W Goleszowie.

- Dziwne miałam protezy, takie z dziurą z boku, do której wpychało się materiał - tłumaczy mi. A tłumaczenie osobie, która ma dwie nogi jak trzeba, nie jest takie proste. - Zwijało się kawałek specjalnej szmatki która trzymała nogę w protezie wiesz, ta szmatka wystawała z tej dziury - Danka pokazuje mi na koszuli jak „to wystawało”. Trudno sobie wyobrazić. - Gdy ktoś mnie potrącił, proteza leciała, gdzie chciała - cierpliwie mówi dalej.

Nie lubiła na nią patrzeć. Nawet wtedy, gdy szła sama do ogrodu u cioci, by się opalać, przykrywała ją ręcznikiem.

Wielu rzeczy nie rozumiała. Zastanawiała się nieraz, dlaczego akurat jej mama jest chora. Z wieloma problemami nie potrafiła sobie radzić, choćby z kłótniami rodziców, z przyjazdem policji. Tak nie powinno wyglądać dzieciństwo. Dziś wie to dobrze. - Szybciej powinnam być dorosła i w podstawówce już coś zacząć działać , ale co dziecko może - mówi mi.

Czy gdyby, w całkiem irracjonalny sposób, tak się zdarzyło, nie dopuściłaby do dramatycznej sytuacji, w której znalazła się jej rodzina? Może: - Jako dziecko nie potrafiłam radzić sobie z atakami mamy, która albo znikała na kilka dni albo nie wychodziła w ogóle z pokoju, by w pewnym momencie wpaść w furię i wyrzucać wszystko na schody...

Nie stać ich było płacić rachunków za prąd. Przeprowadziła się do babci i to właśnie ona zastąpiła Dance i mamę, i ojca. Pilnowała, by odrabiała zadania, chciała, żeby Danka miała konfirmacje, poszła do szkoły średniej a w przyszłości zdała maturę. Zginęła na przejściu. Nie dowiedziała się, czy wnuczka poszła do szkoły średniej.

Danką zaopiekowali się ciocia i wujek. Egzamin zdała, buntowała się. Uciekała od odpowiedzialności, chodziła na imprezy, zrobiła sobie kolczyk w brwi. - Wtedy zadzwonił Janusz Rokicki, wiesz, ten niepełnosprawny kulomiot. Chciał, bym dołączyła do drużyny. Z tym telefonem w moim życiu pojawił się i sport, i nadzieja. To była pierwsza osoba, która uwierzyła, że potrafię.

Na pierwszych zawodach lekkoatletycznych pchała kulą i rzucała oszczepem. - Ciężka robota - nie ukrywa i dodaje: Dlatego zainteresowałam się siatkówką na siedząco. Początki były trudne.: Dzień, kiedy zaczęłam grać, traktuję jako jeden z wielu momentów przełomowych w moim życiu. Następny to założenie protezy do biegania, a kolejny to spotkanie z Fundacją Jaśka Meli.

Do zapamiętania
Danka napisała list. O sobie, o życiu i o swoich marzeniach, bo przecież niepełnosprawni także je mają. - Nie pomagamy ludziom dlatego, że piszą wzruszające listy, ale rzeczywiście list Danki był w pewnym sensie wyjątkowy - nie ukrywa Weronika Gurdek z Fundacji. - To była szczera opowieść o życiu, które nie jest łatwe. Dla mnie intrygujące było również to, skąd ta dziewczyna ma siłę do podejmowania kolejnych wyzwań. Dziś, kiedy Dankę znam, wiem, że to z jednej strony kilka cech osobowości, które po prostu ma, jej temperament, a z drugiej - domyślam się - wiara w Boga i ludzie, których spotyka na swojej drodze, którzy mniej lub bardziej świadomie jej pomagają. Także ci, którzy nie znając jej wystartowali w biegu charytatywnym Kraków Business Run. Ponad 4 tysiące osób. Dzięki nim Danka ma dziś nowoczesną protezę, pracę i twardy grafik. Pobudka o 4.50, by wstać, ubrać się, dojechać tramwajem i autobusem na trening, potem praca. W branży IT, w dziale marketingu. - Nie ukrywam, że Danusia wypłynęła na głęboką wodę i , choć było trudno, nie utonęła. Dzięki ambicji, cierpliwości i upartości - wylicza Kinga Misiarz, jej przełożona w firmie LUXOFT. - Traktujemy ją jak innych pracowników.

Danka nie zamierza zwalniać. W planach jest bieganie, takie całkiem profesjonalne. - Spróbowałam i zrozumiałam, że to jest właśnie to - ekscytuje się. Kiedy trenowała na profesjonalnej protezie do sprintu, którą pożyczyła od paraolimpijki Ewy Zielińskiej, poczuła, jakby złapała Pana Boga za nogi. - Gdyby ją pani zobaczyła, jaka była dumna, szczęśliwa - trener Jarosław Sobczyk widzi w niej duży potencjał. - Ma niesamowity entuzjazm i taką determinację, że szkoda byłoby to zmarnować.

Brakuje tylko protezy, dobrej, dopasowanej indywidualnie do Danki. Taka proteza to ok. 40 tysięcy złotych. - Wierzę, że kiedyś będę taką mieć - mówi dziewczyna z siłą, z której chyba nie do końca zdawała sobie sprawę. Jaśka Meli to nie dziwi. - Osoby niepełnosprawne, tak samo Danka, przyzwyczajone są do walki. Trzeba w nie tylko uwierzyć. Gdybym sam nie trafił na ludzi, którzy dali mi możliwość udowodnienia tego, co potrafię, to pewnie moim największym dokonaniem byłoby robienie ludzików z kasztanów - mówi. Jak potoczy się historia Danki? - Zobaczymy - uśmiecha się dziewczyna. -Jedno na pewno już wiem: nie jestem w niczym gorsza od pełnosprawnej osoby. Znalazłam swój kierunek w życiu.

***

Danka urodziła się 27 lat temu w Tallinie. Jej mama jest Estonką, tata Polakiem. Kiedy miała kilka miesięcy, rodzina przeprowadziła się do Goleszowa. Dzięki swojemu uporowi Danka nawiązała kontakt z Fundacją Jaśka Meli „Poza horyzonty” i stała się beneficjentką biegu Kraków Business Run i właścicielką nowej protezy do chodzenia . Przemek Berendt , prezes Marketingu firmy Luxoft, która wspiera bieg, widząc jej determinację i chęć rozwoju, zaproponował jej pracę w firmie. Jest w niej od kilku miesięcy.

Trenuje, uczy się angielskiego, hobbistycznie zajmuje się fotomodelingiem, uczestniczy w pokazach mody agencji Grabowska Models, w programach promujących niepełnosprawność, testuje systemy protez, prowadzi fanpage'a.

- Abym mogła spełnić swoje marzenia, przybliżyć się do celu, jakim jest paraolimpiada, potrzebuję dobrej protezy i stałej rehabilitacji.

W zbiórce pieniędzy na wymarzoną protezę do chodzenia i do biegania, jak również na dalszą rehabilitację, możesz Dance pomóc na kilka sposobów. Szczegóły www.danutabujok.pl

Katarzyna Kachel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.