Nie udało nam się wypromować marki „made in Poland”
Drobni przedsiębiorcy mają problem z wejściem na rynki zagraniczne. Rząd zapowiada, że im pomoże, i obiecuje wsparcie promocji gospodarczej.
Dlaczego trudno przebić się z marką „made in Poland”? Jak wejść z polskimi produktami na rynki zagraniczne? Czy można skorzystać z doświadczeń innych państw w zakresie wspierania firm? Jaką rolę w tym procesie może odegrać administracja publiczna? Odpowiedzi na te i podobne pytania szukali uczestnicy VI Forum Przedsiębiorców Małopolski. Debatę „Małopolski Przedsiębiorca w Europie” zorganizował „Dziennik Polski” razem z Fundacją „Aktywna Małopolska” we współpracy z marszałkiem województwa małopolskiego, Bankiem Gospodarstwa Krajowego i Targami w Krakowie.
Przed wejściem na rynek danego kraju należy najpierw zbadać jego specyfikę - radził Piotr Franciszkowski, prezes firmy DATEV.pl, oferującej rozwiązania informatyczne dla firm. - Gdy wchodziliśmy z Niemiec do Polski, myśleliśmy, że wszystko będzie działać tak samo. Okazało się, że nie. Różnice są nawet między Niemcami a Austrią, choć wydaje się, że te dwa rynki są identyczne - tłumaczył Piotr Franciszkowski.
Potwierdzali to inni przedsiębiorcy. Według Marka Maja, prezesa Małopolskiego Związku Pracodawców „Lewiatan”, we Francji wprowadzane są ostre normy dla zagranicznych firm nie po to, by podnieść jakość i usług, ale dlatego, by blokować ich wejście na rynek francuski. - On jest rzeczywiście bardzo wymagający. Trzeba mieć swojego przedstawiciela, który jest Francuzem, bez tego nie ma żadnych szans - potwierdzał Andrzej Tutajewski, prezes Małopolskiego Porozumienia Organizacji Gospodarczych, sam działający w branży motoryzacyjnej.
W Niemczech wcale nie jest łatwiej. - Miałem znaki Instytutu Transportu Samochodowego, w Niemczech trzeba jednak mieć znak niemieckiego instytutu. Uzyskanie takiego certyfikatu to koszt kilkudziesięciu tysięcy złotych - mówił Tutajewski.
- Przedsiębiorcy polscy na rynku niemieckim rzeczywiście są w innej sytuacji niż w Polsce, ale to kwestia standardów, norm, certyfikatów obowiązujących wszystkich, nie tylko Polaków - przekonywał Michael Kern z Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej.
Ale to m.in. z tego powodu znaczna część polskiego eksportu trafia na zagraniczne rynki nie pod szyldem „made in Poland”. Na przykład w Norwegii wiele polskich produktów reklamowanych jest jako unijne. - Tapicerzy z Kaszub swoje meble eksportują do Niemiec. Kiedy ostatnio im mówiłam, by bardziej zwracali uwagę na design, markę własną, usłyszałam, że nigdy o tym nie myśleli i że nakleją nawet naklejki „made in Germany”, by ich partnerzy mieli łatwiej - mówiła wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz.
Rząd chce to zmienić i zamierza promować polskie marki za granicą. - Chcemy wzmocnić polskich przedsiębiorców, w tym w zakładaniu firm w innych krajach, oraz finansowo wesprzeć ich w promocji, na międzynarodowych targach - zapowiadała wiceminister Emilewicz. Promocją zagraniczną polskiej gospodarki ma się zająć jeden podmiot, by w jednym miejscu podejmowane były działania rozproszone dziś po wielu instytucjach.
Martin Grossmann z bawarskiego Ministerstwa Gospodarki przekonywał, że choć na budowanie marki potrzeba wiele czasu, Polska może pochwalić się już sukcesami. - Kiedy jadę do pracy, wsiadam do autobusu Solaris. A kiedy jadę samochodem do Berlina, tankuję na stacji Orlenu. Te marki już u nas są. Niemcy mają 60-70 lat pracy nad swoją gospodarką, a Polska zaledwie 26 - pocieszał naszych przedsiębiorców Bawarczyk.