Nie wolno nam podchodzić do terroryzmu emocjonalnie. Strach to nic dobrego [rozmowa]
Rozmowa z dr Aleksandrą Ziębą, ekspertką ds. terroryzmu i Niemiec z Katedry Nauk o Bezpieczeństwie Uniwersytetu Warszawskiego.
Czy po zamachu w Berlinie, do którego doszło na jarmarku bożonarodzeniowym, jakich i u nas nie brakuje, musimy się liczyć z tym, że i my nie jesteśmy już bezpieczni?
Może to się zdarzyć wszędzie. Nie ma żadnych gwarancji bezpieczeństwa. W Polsce jest niski poziom zagrożenia, ale czy to się w najbliższych miesiącach nie zmieni? Nikt nie potrafi tego przewidzieć. Szczególnie że w dużych miastach jak Kraków, Warszawa, Gdańsk, Wrocław, Poznań te jarmarki bożonarodzeniowe, bardzo popularne, przyciągają turystów z całego świata. O to terrorystom chodzi, bo nie dość, że dużo ludzi, to jeszcze ogromne zainteresowanie medialne.
Główny cel organizacji terrorystycznej to wywołanie strachu, który w jakiś sposób ma wpłynąć na decyzję rządu czy rządów, w zależności, co jest celem - czy ogólnie rozumiany Zachód, czy konkretne państwo i jego polityka.
Niemcy są w szoku, bo niewielu spodziewało się, że ci, których z taką otwartością przyjęli, podniosą na nich rękę. Czy teraz mogą zmienić politykę wobec imigrantów?
Polska też jest w szoku, bo wykorzystanie ciężarówki z polską rejestracją i brutalne zabójstwo polskiego kierowcy wywołało falę oburzenia w naszej opinii publicznej i w relacjach polsko-niemieckich. Polityka imigracyjna Niemiec legła teraz w gruzach - i dla obywateli państw ościennych i dla Niemiec. Od lipca poparcie dla kanclerz Angeli Merkel w sprawach przyjmowania uchodźców drastycznie spada. Sondaże wykazują, że nawet 70 proc. Niemców nie popiera tej polityki w takiej formie, która nie weryfikuje, kogo się przyjmuje i na jakich warunkach. Na pewno w polityce niemieckiej pokutuje trauma po 1945 roku. Hołdowanie rozwiązaniom opartym na moralności, odkupieniu i odpowiedzialności. W tak trudnym momencie, w jakim jest teraz Europa i zagrożenia związane z nową falą przemocy politycznej, wymuszą jednak na kanclerz Merkel weryfikację rozwiązań dotąd przyjętych. Jeśli nie zmieni polityki migracyjnej, straci władzę.
To znaczy, że sami Niemcy mogą się zradykalizować wobec imigrantów?
Na pewno. Były już ataki w formie słownej i fizycznej na obozy uchodźców w Niemczech wschodnich i zachodnich. Przeciętni obywatele przecież doświadczyli przemocy ze strony uchodźców już w lipcu i podczas nocy sylwestrowej. Pamięć tych incydentów jest żywa i doprowadza do polaryzacji poglądów, a na pewno jest pożywką dla prawicowych polityków. Może więc dojść do nierozwiązywalnych napięć, a nawet agresji wobec osób, które do Niemiec przybyły w latach 50. i 60. Ci ostatni mogą być wpychani do jednego worka z tymi, którzy stanowią rzeczywiste zagrożenie.
W Turcji zastrzelono ambasadora Rosji, a zamachowiec, który był tureckim policjantem powiedział, że to zemsta za Aleppo. W mediach społecznościowych wielu ludzi pochwala ten zamach, solidaryzując się z tragedią mieszkańców Aleppo. Czy takie akcje mogą doprowadzić do oceniania terroru w kategoriach - dobry i zły?
Terroryzm zawsze będzie terroryzmem. Mimo że zamach na ambasadora miał charakter odwetowy i był wyrokiem, spowoduje tylko spotęgowanie działań antyterrorystycznych. Zamachowiec czy organizacja, która stała za tym zamachem zdaje sobie sprawę z konsekwencji takiego działania. Był to typowy zamach polityczny, jeden z tych, które mają na celu usunięcie np. ministrów spraw wewnętrznych czy dyplomatów. W ten sposób karze się przedstawiciela jakiegoś państwa za politykę tego państwa wobec innych państw. Taki zamach nigdy nie przynosi skutku. Ale jest to potwarz dla Federacji Rosyjskiej, bo to pierwszy dyplomata, który od XIX w. zginął w taki sposób.
Po ataku w Berlinie mieszkańcy za pomocą funkcji na Facebooku pod nazwą „kontrola bezpieczeństwa” informowali bliskich, że nic im nie jest. Pojawiły się złośliwe komentarze, czy tę samą funkcję można zastosować wobec mieszkańców Aleppo? Oczywiście nie, bo tam zostały już tylko gruzy. I takie komentarze są policzkiem dla świata Zachodu. Mam wielu przyjaciół w Berlinie i oddychałam z ulgą, gdy za pomocą funkcji „kontrola bezpieczeństwa” dowiadywałam się, że wszystko u nich w porządku. Taka funkcja była też uruchamiana po zamachach w Paryżu czy w Brukseli. Rozumiem oburzenie związane z Aleppo, ale przecież, jako obywatele, nie jesteśmy za wszystko odpowiedzialni. Sprawa Aleppo jest wyzwaniem humanitarnym dla całej społeczności międzynarodowej.
Jak Pani sobie radzi, jako ekspertka od terroryzmu, z poczuciem bezradności wobec terroru?
Nie wolno nam podchodzić do terroryzmu emocjonalnie. Strach do niczego dobrego nie prowadzi. Trzeba żyć normalnie, ale nie udawać, że nie ma problemu. Terroryzm nie jest fenomenem naszych czasów. Pojawił się już w starożytności. Przybierał różne formy i nazwy, ale jest stałym elementem życia politycznego i nie wygląda na to, aby zaniknął. Rozwiązania siłowe bardzo często generują kolejne wykwity organizacji terrorystycznych w innych regionach. Doskonałym przykładem jest Afganistan, Irak czy Syria. Likwidacja Państwa Islamskiego prawdopodobnie spowoduje rozproszenie terroryzmu w Azji środkowo-wschodniej.