Czy można przejść 100 km lasem bez snu, odpoczynku, jedzenia, z kompasem, mapą i przyjacielem u boku? - Marsz na takim dystansie uczy pokory i przesuwania granic swoich możliwości - mówi Marek Maćkowiak, założyciel grupy podróżników Crex.
Jak powstała wasza grupa?
Właściwie przez przypadek. Szukałem pomysłu na to, jak żyć aktywnie, ale nie chciałem brać udziału w wyścigu o to, kto szybciej, kto celniej, kto wyżej. Poznałem Jakuba Tomicza. Miał 17 lat. W wolnym czasie wychodził na świeże powietrze, by poćwiczyć. Któryś z nas rzucił pomysł: a może tak wspólny spacer po lesie? Wieczorem ruszyliśmy w 15-kilometrową trasę.
Zatrzymaliśmy się po 20 km. Byliśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Szybko zaczęło nam zależeć, by powiedzieć innym, jak dużo frajdy może sprawić zwykły - zdawałoby się - marsz. Założyliśmy grupę w mediach społecznościowych.Pojawili się pierwsi chętni na wspólne wyprawy. Niektórzy są z nami do dziś, inni przychodzą i odchodzą. Stała grupa to około 10 osób, ale przewinęło się już kilkuset uczestników. Regularnie chodzimy po Puszczy Bydgoskiej. Naszym pierwszym większym „wymarszem” był wypad z Tucholi do Bydgoszczy. Dwa dni marszu i nocleg w lesie.
Chrzest bojowy...
Tak. Regularne wędrówki to sposób na budowanie kondycji i wytrzymałości psychicznej. Dwa razy w roku organizujemy 100-kilometrowe marsze po lesie. Idziemy bez przerwy, bez snu. Całą dobę. Nie chodzimy na czas, dostosowujemy tempo do najwolniejszych uczestników, a mimo to nie każdemu udaje się pokonać w całości nawet krótszych, 50-kilometrowych dystansów. Zajmuje to jakieś 11 godzin. Maraton można przebiec w niecałe 4, ale to inny rodzaj wysiłku. „Biegałem długie dystanse, to na takim spacerze nie dam rady?!” - zapyta czasem prowokacyjnie nowy uczestnik.
Bez przygotowania nie da rady. Maszerując, siły trzeba sobie rozłożyć w czasie. Okazuje się, że niepokonane kilometry męczą najbardziej. Czasem barierą nie do przejścia jest wyczerpujący brak snu. To, co najważniejsze, tkwi w głowie. Pamiętam, jak sam dochodziłem do tego, by pokonać 100 km. Zajęło mi to 2 lata. Czułem, że powstała jakaś blokada: z kompasem i mapą przechodziłem dystans 80-90 km i dalej nie dawałem rady. Ciało i głowa odmawiały posłuszeństwa. Aż pewnego dnia udało mi się to przełamać, przeszedłem 120 km.
W dalszej części artykułu przeczytasz, między innymi:
- Jak czuje się człowiek, maszerując ponad 100 km bez przerwy?
- Jak ludzie w małym gronie i ekstremalnych warunkach są w stanie działać ze sobą bez przerwy kilka dni
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień