Nie znoszę pendolino
Co z tego, że jest szybsze i cichsze, nie telepie na rozjazdach, a toalety ładnie pachną? Nie lubię pendolino, bo są otwarte przedziały, czyli nie ma strefy ciszy, jaka panowała w zwykłych, oldskulowych, ośmioosobowych. Jako palacz nie lubię bezwzględnego zakazu, a jako człowiek nudzący się szybko i uwielbiający spać, żal mi, że już nie można normalnie położyć się na kanapie, tylko trzeba gnieść się w tych niebieskich kubełkach, które specjalnie tak zostały zaprojektowane, żeby za nic nie dało się na nich zasnąć. Najbardziej jednak nie lubię puszczanego tam w kółko nokturnu Es-dur z op. 9 Chopina.
Każdy kompozytor ma takie przeklęte dziełko, które wszyscy znali dobrze już za życia twórcy. Jest więc Marsz turecki Mozarta i Dla Elizy Beethovena, która to bagatela jest przeklęta tym bardziej, że wszyscy znają tylko początek i koniec, ale środka to już nie. Preludium cis-moll Rachmaninowa jest mniej więcej tym, co nokturn z pendolino.
Cała Ameryka oszalała na jego punkcie, wszyscy biednemu Sergiuszowi kazali w kółko grać, on tego nie znosił, ale czynił za ciężkie pieniądze, żeby mieć za co żyć i pisać takie nieznane i niepopularne kawałki jak koncert fortepianowy g-moll, czy wariacje na temat Corellego.
Chopin też się męczył ze swoim kolejowym nokturnem, na codziennych lekcjach udzielanych bogatym comtessom, żonom bankierów czy - jak w przypadku tej konkretnej dedykacji - małżonce zamożnego producenta fortepianów. One to u niego na lekcjach grały, nawet nieźle, ale ileż można…
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień