Skazany na dożywocie Andrzej G. z Torunia to seksualny sadysta - stwierdzili teraz biegli. Okrutnego mordu i brutalnych gwałtów, w tym na 13-letnim chłopcu, dokonał kilka miesięcy po wyjściu z więzienia. Dlaczego nie trafił do specjalnego ośrodka w Gostyninie?
Zabiera linkę i idzie do lasu. „Pobujać się” - mówi matce. Ta za każdym razem drży, czy nie będzie go odcinać z drzewa. Nie ma dnia, by nie wracała pamięcią do tego, co spotkało jej Stasia w sierpniu 2017 r.
Tego dnia Andrzej G. zaczepił 13-latka, gdy ten szedł w Toruniu do babci. Opowiadał coś o broni, zabrał do pobliskiego sklepu, kupił piwo i serek. Potraktował dziecko - jak inne swoje ofiary - otumanił klonazepamem i brutalnie zgwałcił. Zrobił to w biały dzień, kilka miesięcy po wyjściu z zakładu karnego w Barczewie (Warmińsko-Mazurskie), gdzie kończył odsiadywać kolejny wyrok za gwałt.
Okrutna seria w Toruniu
- Kto wypuścił tego zwyrodnialca na wolność?! - powtarza pytanie matka Stasia. Anna pyta o to w lipcu 2017 r., gdy rusza proces Andrzeja G.
Do Sądu Okręgowego w Toruniu policjanci doprowadzają wówczas 56-latka, skutego i po czubek głowy zakrytego kurtką. Mikra postura tłumaczy, dlaczego musiał odurzać ofiary gwałtów .
Pytanie matka ponawia 13 kwietnia 2018 r., gdy sędzia Piotr Szadkowski ogłasza wyrok: dożywocie. Z zastrzeżeniem, że gdyby kiedykolwiek mężczyzna miał wyjść zza krat, to nie do społeczeństwa. Każdemu w jego sytuacji przysługuje po 25 latach wniosek o przedterminowe, warunkowe zwolnienie. Gdyby Andrzej G. takie dostał, trafi do zamkniętego zakładu psychiatrycznego.
Innego wyroku matka Stasia sobie nie wyobrażała. Zresztą, nie tylko ona. Ogrom zła, którego dopuścił się w 2016 roku w Toruniu Andrzej G., poraża.
Z więzienia w Barczewie wyszedł 28 listopada 2015 r.. Już po sześciu miesiącach, czyli w maju 2016 r., po raz pierwszy zaatakował. Krzysztofa P., współlokatora, dwukrotnie zgwałcił: nocą z 1 na 2 oraz z 7 na 8 maja. Za pierwszym razem posłużył się klonazepamem, za drugim - alkoholem. Nie pogardził też pieniędzmi ofiary, zabrał w sumie 700 zł.
Majowe gwałty i bezkarność rozochociły Andrzeja G.
W nocy z 11 na 12 sierpnia dopuścił się najokrutniejszej zbrodni. Toruńscy śledczy do dziś nie spotkali się z takim widokiem, jaki odkryto po tamtej zbrodni w lasku na osiedlu Wrzosy. „Ofiara zmarła z wykrwawienia na skutek ciosów zadanych ostrym narzędziem w okolice genitaliów” - brzmi wersja oficjalna. Wcześniej Andrzej G. odurzył go klonazepamem.
Ta noc uruchomiła w sadyście mechanizm, którego sam nie potrafił już zatrzymać. Dwa dni później zmanipulował, odurzył i brutalnie zgwałcił 13-letniego Stasia.
Niedługo po tym, także w Toruniu, dopuścił się kolejnego gwałtu na mężczyźnie. Znów posłużył się klonazepamem.
Policja zatrzymała Andrzeja G. jeszcze w sierpniu. Prokuratura Okręgowa w Toruniu zleciła obserwację sądowo-psychiatryczną. Powstała wówczas opinia nie pozostawiała wątpliwości. - W jej świetle Andrzej G. to osoba silnie zaburzona, która nie powinna wracać do społeczeństwa - mówi prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik toruńskiej „okręgówki”.
- Biegli zdiagnozowali u Andrzeja G. głębokie zaburzenia osobowości, alkoholizm i sadyzm seksualny - mówi sędzia Piotr Szadkowski, ogłaszając wyrok.
Czytaj w pozostałej części artykułu:
- W nocy z 11 na 12 sierpnia dopuścił się najokrutniejszej zbrodni. Toruńscy śledczy do dziś nie spotkali się z takim widokiem...
- Dlaczego w Barczewie nie skierowano wniosku o umieszczenie przestępcy w Gostyninie
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień