Złoty wóz opancerzony mknie przez dziewiczą knieję i zatrzymuje się na brzegu wściekle malowniczego jeziora. Wysiada zeń czterech goryli, a potem – Jedyny Pan odziany w złote szaty, ze złotym zegarkiem i złotymi sygnetami na wszystkich palcach rąk i nóg. Jeden z goryli podaje mu złotą wędkę ze złotą żyłką i złotym kołowrotkiem. Pan zarzuca do wody złoty haczyk ze złotą przynętą i po chwili łowi – a jakże – złotą rybkę. Z lekkim obrzydzeniem bierze ją do ręki i chce wywalić, ale rybka pyta: „A trzy życzenia?”. Na co znudzony Pan: „No dobra, mów, czego chcesz”.
Ta popularna na Wschodzie opowiastka – o władcy dowolnej eksrepubliki sowieckiej, który po upadku komunizmu zrezygnował z „demokratycznych nowinek z upadłego Zachodu”, czyli rządów prawa, wybierając „rządy suwerena” (czyli – nie czarujmy się - własne) – idzie w parze z drugą: o słudze satrapy, który przychodzi do dentysty i uśmiecha się od ucha (zdobionego rubinem) do ucha (zdobionego perłą). Ma złote zęby na górze i platynowe na dole, wszystkie wysadzone diamentami.
- Co ja tu jeszcze mogę zrobić? – pyta zdumiony stomatolog.
- Alarm pan załóż! – odpowiada Iwan Piotrowicz Jakiśtam.
My się tutaj podśmiechujkujemy, a tymczasem sprawa jest śmiertelnie poważna. Każdy dzień przybliża naszą Ojczyznę do realiów znanych z „demokracji” wschodnich, w których Panowie i ich słudzy ociekają złotem, a reszta cierpi biedę i niesprawiedliwość. Wyłączenie kolejnego bezpiecznika w postaci rzecznika praw obywatelskich grozi porażeniem nie tylko tym, których to dziś przeraża, ale po prostu wszystkim – również tym, którzy z dziką satysfakcją przyglądali się grillowaniu Adama Bodnara przez pana Piotrowicza, byłego działacza partii komunistycznej w komunistycznej prokuraturze w ponurym czasie PRL-u.
Wiem, że zwolennicy tej części „dobrej zmiany”, która polega na anihilacji dotychczasowych elit (jakie to fajne: ileż karier można zrobić na skróty, ile posad obsadzić bez matury!) oraz przeistaczaniu instytucji demokratycznego państwa w atrapy działające na telefon Jedynego Pana - są przekonani o słuszności tych działań.
Powiedzmy sobie szczerze: ja też nie bardzo marzę o tym, by do władzy wróciła ekipa pana Schetyny, albo pana Millera. Wystarczy sięgnąć do moich tekstów z okresu ich rządów, by sprawdzić, ile razy postulowałem sprzątanie naszego Wspólnego Domu z tego, co naprodukowali owi panowie. Problem w tym, że prezes Kaczyński – przy użyciu swoich Iwanów Piotrowiczów – nie używa do „sprzątania” miotły lub odkurzacza, tylko miotacza ognia. Nie przypominam sobie, by ktokolwiek w dziejach wysprzątał dom lub zbudował cokolwiek przy pomocy miotacza.
Kiedy napisałem o tym memu namiętnemu adwersarzowi z PiS, odpowiedział mi szczerze: „No dobra, przyznaję, że nasze sukinsyny wygrały z waszymi sukinsynami. I sobie rządzą. No i co nam zrobicie?”
Drogi Panie – faktycznie nie możemy zrobić nic. Ale Pan też nie może zrobić nic. Jak „wasze sukinsyny” będą chciały zabrać Panu dom, zbudować drogę w poprzek działki, albo zgwałcić żonę zgodnie z wielkopańską tradycją pierwszej nocy, to to zrobią. Jak zechcą Pana aresztować na pięć lat bez sądu, albo nakazać chodzenie na czworakach, to nikt ich nie powstrzyma. Bo już nie ma kto. Kaczyński? Pan wierzy, że on wszystko ogarnia? Że to Jedyny Sprawiedliwy, który nie jeździ złotym wozem? Nie nosi kosztownych pierścieni?
Sorry, ale to nie oznacza, że jest tanim Panem! Z obstawą i obstalunkiem kosztuje nas jakieś 2 miliony rocznie. To jedno. Najważniejsze jest jednak to, co robią – wymykający się spod społecznej kontroli – jego ludzie. Oraz to, że tak naprawdę nie wiemy, jak będzie się zachowywał następny Jedyny Pan, nad którym my - obywatele - i to zarówno stronnicy władzy, jak i ich krytycy, nie będziemy mieć już żadnej, ale to żadnej kontroli. Bo wszystkie mechanizmy i bezpieczniki demokracji i państwa prawa zostały zniszczone.
Warto przypomnieć, iż 50 milionów Rosjan do dzisiaj wierzy, że „Stalin nie wiedział o bezprawiu, zbrodniach i bezeceństwach swego czasu”. Jeszcze więcej wierzy, że Putin też nie wie. Panowie i ich słudzy dbają o to, by nikt się o niczym nie dowiedział. Słynna paluszkowa bojowniczka - pani Lichocka - oburzyła się właśnie na red. Pospieszalskiego, bo w "Warto rozmawiać" w TVP ośmielił się ujawnić prawdę o rekordowo wielu zgonach Polaków i dramacie przedsiębiorców. Nazwała to "skandalem". Najwyraźniej uważa, że podawanie faktów nie jest wskazane. Ludzie mają nie wiedzieć (proponuję reanimację Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk; kandydaci na szefa się znajdą). A gdyby jednak jakieś trupy wypadły władzy z szafy (a wypada ich ostatnio całkiem sporo, nieprawdaż?), to satrapa zawsze może zwalić winę na Iwana Piotrowicza. I pojechać opancerzonym wozem na ryby.