Kiedy do obiegu trafia banknot z nowym nominałem, natychmiast uaktywniają się fałszerze pieniędzy. Działa świadoma kalkulacja.
Ludzie dopiero zaznajamiają się z wyglądem wprowadzonego nominału i można na tej ich słabej orientacji skorzystać, podsuwając fałszywki. W II RP ogromną gratką dla oszustów stała się reforma walutowa rozpoczęta 28 kwietnia 1924 r. przez rząd Władysława Grabskiego. Tego dnia otwarto Bank Polski, który zastąpił Polską Krajową Kasę Pożyczkową. W obiegu pojawiły się banknoty o nominałach 5, 10, 25, 50, 100 i 500 zł. Do tego dochodził niklowy, srebrny i złoty bilon. Wymieniano 1,8 mln marek polskich za 1 złotego. Panująca od blisko 5 lat inflacja została przezwyciężona. Premier Grabski za swoje zasługi został odznaczony orderem Orła Białego.
Upłynęło niecałe 2 miesiące od pojawienia się nowych pieniędzy, a powstały w Białymstoku oddział Banku Polskiego przy ul. Warszawskiej 14 zaczął odnotowywać podrobione banknoty. Trafiały się one również w Urzędzie Pocztowym przy ul. Kościelnej. Miejscowa prasa zaczęła ostrzegać przed przyjmowaniem podejrzanych pieniędzy. Dała nawet opis fałszywego banknotu 5-złotowego: „Strona przednia - linia brązowe, tło grube. Wizerunek księcia Józefa Poniatowskiego wykonany nieudolnie. Twarz, oczy wskutek nieprawidłowych cieniowań - bez wyrazu. Rysunek rogów obfitości w górnych narożnikach banknotu oraz skomplikowane wiązania nie uwydatniają się tak plastycznie, jak na oryginale. Druk tekstu grubszy niż na prawdziwych banknotach o kolorze brudnogranatowym tym samym co i podobizna księcia Józefa Poniatowskiego, podczas gdy na autentycznym banknocie druk tekstu wykonano w kolorze czysto granatowym, a głowa w kolorze ciemnofioletowym. Podpisy o konturach zamazanych. Numeracja odmienna, cyfry mniejsze w kolorze szaro-czarnym”. Druga strona banknotu wykonana była w brudnych kolorach, z zamazanymi liniami i opisami.
Wybór fałszerzy był oczywisty. Trefne 5 złotych najłatwiej dawało się podsunąć w sklepie, kinie czy piwiarni. Wydawanie reszty następowało w rzetelnym bilonie. Białostocka policja wzmogła obserwację takich miejsc. Do czujności namawiano subiektów i kasjerów. Na rezultaty akcji nie trzeba było długo czekać.
W sierpniu zatrzymano przy puszczaniu w obieg fałszywych 5-złotówek szereg osób. Byli to m.in. Wolf Likier z Brańska, Aleksander Gimer z Kuźnicy, Pinkus Zajdentet z ul. Sienkiewicza czy Aleksander Jakubiak, zamieszkały przy Szosie Baranowickiej. Wszyscy aresztowani zarzekali się, że nic nie wiedzieli o wadach zakwestionowanych banknotów. Sami otrzymali je podczas innych transakcji. Agenci z białostockiego Wydziału Śledczego uparcie szukali prawdziwych kolporterów. Domyślano się, że fałszywe 5-złotówki napływają z głębi Polski, prawdopodobnie z Warszawy. Z Białegostoku są szmuglowane dalej, na mało uświadomione w polityce monetarnej państwa ziemie kresowe. Po kilkumiesięcznym śledztwie policja w końcu wpadła na właściwy trop.
Szajką, która rozprowadzała podrobione banknoty 5-złotowe kierował białostocki szewc Owsiej Szlapak. Sprowadzał „towar” i przez swoich kurierów pchał go dalej, w kierunku Słonima, Baranowicz i Lidy. W Białymstoku pojawiały się tylko niewielkie odpryski tych fałszywek. Nastąpiły aresztowania. Co prawda Szlapak uciekł za granicę, ale jego pomagierzy dostali po 5 lat ciężkiego więzienia. Tak państwo karało tych, którzy naruszali jego monopol.
Tymczasem na białostockim horyzoncie pojawiały się fałszywe banknoty 100-złotowe. Miały błędy literowe. Mogły być produkowane w głębi żydowskich Nalewek w Warszawie. Może nawet za granicą?