Rzecznik Praw Dziecka zaapelował, by na koniec roku nauczyciele podnieśli wszystkim uczniom ocenę o jeden stopień. Choć resort edukacji szybko sprzeciwił się takim „prezentom”, to jednak sam fakt, iż osoba piastująca ważną funkcję wpadła na podobny pomysł - daje kolejny dowód na to, że z doborem kadr nie jest u nas najlepiej.
Nie trzeba być przecież geniuszem, by dostrzec absurd takiej propozycji. Co by się bowiem stało, gdyby część szkół odpowiedziała pozytywnie na apel RPD, a część nie?
Zapewne ci uczniowie, którzy za chwilę walczyć będą o jak najlepsze licea, woleliby uniknąć takiego eksperymentu i przypadkowego zakwalifikowania do grupy szczęściarzy lub frajerów. Kolejna kwestia: jak poczuliby się prymusi zbierający same szóstki? Co z nimi zrobić? Wymyślić dla nich siódemki?
To oczywiście niemożliwe, zostaliby więc na lodzie ze swoją pracowitością, talentem i pasją. Tuż przed końcem roku otrzymaliby sygnał, że bycie najlepszym nie popłaca, bo w każdym momencie można przecież zmienić zasady gry. Choć, z drugiej strony, może taka nauka by się uczniom akurat przydała. Niech wiedzą, że spryt i cwaniactwo to cechy zapewniające sukces w obecnym świecie.
A tak na poważnie. Problem instytucji RPD istnieje od wielu lat. To funkcja głównie reprezentacyjna i fasadowa, z której działalności nic konkretnego nie wynika. Mogą to zaświadczyć osoby, które prosiły o konkretną interwencję w trudnej sprawie. Niczego się nie doczekały, poza słowami otuchy i obietnicami pomocy. Jeśli więc już ta fikcja musi trwać, to niech przynajmniej kolejni rzecznicy siedzą i milczą. Z ich lenistwa będzie więcej pożytku niż z pomysłów, od których włos się jeży na głowie.