Niedoszły dyktator próbował dogonić legendę Marszałka
Egzaltowany młodzieniec z duszą artysty, który doszedł do politycznych szczytów. Kim był Edward Rydz-Śmigły, człowiek, który doprowadził II RP do katastrofy?
Rydz-Śmigły nie ma najlepszej opinii u historyków. Ale są wyjątki. Profesor Paweł Wieczorkiewicz tak go podsumował w książce „Bohaterowie, renegaci, zdrajcy...”: „Był jednym z najwybitniejszych polskich generałów swej doby. Piłsudski, sporządzając w 1922 r. ocenę wyższej kadry dowódczej WP, pierwszą lokatę przyznał Edwardowi Rydzowi-Śmigłemu. Marszałek, stawiając go najwyżej pośród generałów polskich, brał pod uwagę jego moc charakteru i woli, ale też niepokoił się jednocześnie zdolnościami operacyjnymi w zakresie prac Naczelnego Wodza i umiejętnościami mierzenia sił nie czysto wojskowych, lecz całego państwa”. Przyjrzyjmy się zatem politycznej drodze Marszałka Rydza-Śmigłego.
Wierny i niezastąpiony
Od 1905 r. Rydz studiował na krakowskiej ASP pod okiem m.in. Leona Wyczółkowskiego i Teodora Axentowicza. W 1907 r. studiował malarstwo w Monachium, Norymberdze i Wiedniu. Ale w roku 1908 rzucił ASP. Nasz bohater już we wczesnej młodości należał do socjalistycznej organizacji Promień, a następnie do niepodległościowego Odrodzenia. W roku 1907 działał w Tow. Demokratycznym w Brzeżanach. Jesienią 1908 r. został zastępcą organizatora tajnego Związku Walki Czynnej (ZWC) w Brzeżanach Stanisława Barzykowskiego. Wtedy przybrał też pseudonim Śmigły. W latach 1910-1911 odbył jednoroczną służbę wojskową w armii austriackiej w 4. p. Hoch- und Deutschmeister w Wiedniu, otrzymując stopień chorążego. Propozycji pozostania w armii nie przyjął. Po utworzeniu przez ZWC jawnego Związku Strzeleckiego ukończył w roku 1912 szkołę oficerską z pierwszą lokatą, po czym został komendantem kursu średniego i niższego szkoły ZS oraz wiceprezesem tej organizacji w Krakowie. Z rąk Józefa Piłsudskiego otrzymał odznakę ukończenia kursów oficerskich, tzw. Parasol. Odtąd pozostawał w kręgu najbliższych mu ludzi.
Zapisał piękną kartę w czasie wielkiej wojny. We wrześniu 1915 r. na Wołyniu na rozkaz Piłsudskiego objął dowództwo grupy i pełnił funkcję zastępcy komendanta I Brygady. Brał udział w bojach, odznaczył się m.in. pod Jabłonką i pod Kuklami, w których to bitwach wziął do niewoli około 400 jeńców, a także pod Kamieniuchą. 10 maja 1916 r. awansował na pułkownika. Potem dowodził pułkiem w bitwie pod Kostiuchnówką, a następnie w bojach nad Stochodem. Na zachowanych fotografiach widać przystojnego mężczyznę z krótko przystrzyżoną brodą i starannie wypielęgnowanymi wąsikami.
W czasie działań wojennych polsko--ukraińskich na Wołyniu Rydz-Śmigły był dowódcą grupy taktycznej „Kowel”, a w czasie wojny z bolszewikami dowodził najpierw 2. Dyw. Piechoty Legionów, następnie operacją o nazwie „Zima”, składającą się z oddziałów polskich i łotewskich. Za całokształt walk 27 I 1920 został udekorowany przez Piłsudskiego Krzyżem Wojennym Orderu Virtuti Militari i powołany do kapituły tegoż orderu. Otrzymał także najwyższe wojskowe odznaczenie łotewskie Lacplesa Kara Orden (Pogromca Niedźwiedzia).
„Do specjalnych poruczeń”
U progu II RP Edward Rydz-Śmigły znalazł się w establishmencie. Zajmował kolejne stanowiska w hierarchii armijnej, pisał artykuły do prasy wojskowej, wstąpił do tajnego związku wojskowego Honor i Ojczyzna, powstałego z inicjatywy gen. Władysława Sikorskiego, ale - co charakterystyczne - za zgodą Piłsudskiego. Ustabilizował się, pojął za żonę Martę Zaleską z domu Thomas.
W 1922 r. Piłsudski nie szczędził mu komplementów:
Z podwładnymi jest równy, spokojny, pewny siebie i sprawiedliwy. Natomiast co do otoczenia własnego i sztabu - kapryśny i wygodny, szukający ludzi, z którymi by nie potrzebował walczyć lub mieć jakiekolwiek spory. W pracy operacyjnej ma zdrową, spokojną logikę i uporczywą energię do spełniania zadania. Śmiałe koncepcje go nie przerażają, niepowodzenia nie łamią. Szybko zyskuje duży wpływ moralny na podwładnych. Piękny typ żołnierza, panującego nad sobą i mającego silną dyscyplinę wewnętrzną. Pracuje zawsze dla rzeczy, nie dla ludzi. Pod względem objętości dowodzenia: Polecam każdemu dla dowodzenia armią. Jeden z moich kandydatów na Naczelnego Wodza. Bałbym się dla niego dwóch rzeczy: 1) że nie dałby sobie rady w obecnym czasie z rozkapryszonymi i przerośniętymi ambicjami generałami i 2) nie jestem pewien jego zdolności operacyjnych w zakresie prac Naczelnego Wodza i umiejętności mierzenia sił nie czysto wojskowych, lecz całego państwa swego i nieprzyjaciela.
W przededniu zamachu stanu 1926 r. przesłał drogą służbową do prezydenta Stanisława Wojciechowskiego pismo, w którym zwrócił się do niego jako najwyższego zwierzchnika sił zbrojnych, by wziął w obronę marszałka Piłsudskiego, gdy Wojciech Trąmpczyński na Komisji Senackiej 5 maja zakwestionował jego kwalifikacje jako naczelnego wodza (tekst tego listu ogłosiła ówczesna „Polska Zbrojna”).
Podczas wypadków majowych poparł Piłsudskiego, wysyłając mu część garnizonu wileńskiego dla wzmocnienia jego wojsk w Warszawie, za co po zamachu awansował de facto na zastępcę Marszałka i otrzymał nieograniczoną władzę w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych. Do jego obowiązków należały inspekcje sztabów jednostek i szkół wojskowych, prowadzenie gier wojennych, ćwiczeń wielkich jednostek. Był również członkiem Komitetu Wyższej Szkoły Wojennej oraz nadal członkiem Kapituły Orderu Wojennego Virtuti Militari. Pełnił też wiele funkcji społecznych, m.in. przewodniczącego tzw. kół pułkowych. „Zaczął wysuwać się na czoło nieoficjalnej hierarchii legionowej” - pisał prof. Wieczorkiewicz.
Czasem jednak otrzymywał od Piłsudskiego do wykonania zadania o charakterze czysto politycznym. Na przykład 25 grudnia 1927 r. wraz z Walerym Sławkiem wziął udział w zjeździe ziemian z województwa poznańskiego i pomorskiego, które odbyło się w jednym z majątków położonych koło Inowrocławia. W tym czasie sanacja chciała pozyskać dla swego obozu środowiska konserwatywne. Ta i podobne wizyty miały symbolizować otwarcie rządu na te kręgi. Innym razem, w 1929 r., wraz z grupą generałów odwiedził Piłsudskiego w Druskienikach, aby przekazać mu niezadowolenie grupy najwyższych rangą wojskowych, które wywołała polityka tzw. grupy pułkowników.
Umiera Ziuk. Powstaje OZON
Wszystkie wewnątrzsanacyjne spory zmieniła śmierć Marszałka, a Rydz-Śmigły doczekał się spełnienia politycznych ambicji. Niemal natychmiast, 12 maja 1935 r., został mianowany przez prezydenta Ignacego Mościckiego generalnym inspektorem sił zbrojnych. Szybko też wśród sanatorów zaczęły narastać konflikty, głównie pomiędzy premierem Sławkiem a mającym coraz poważniejsze aspiracje polityczne prezydentem Mościckim. Rydz-Śmigły darzył niechęcią szefa rządu, który postrzegał go jedynie jako osobę realizującą zadania wojskowe. Z tego powodu generalny inspektor potajemnie spotkał się z prezydentem kilkakrotnie we wrześniu 1935 r., uzgadniając z nim wspólne działania wymierzone przeciwko premierowi. 12 października Sławek podał się do dymisji, a jego miejsce zajął Marian Zyndram-Kościałkowski. Już w maju następnego roku podał się on do dymisji, a misję sformowania nowego gabinetu otrzymał Felicjan Sławoj Składkowski.
Już podczas swego exposé nowy premier szczególnie mocno nawiązał do postaci Rydza-Śmigłego jako kontynuatora działań Piłsudskiego. Jak stwierdził, „objął stanowisko szefa rządu z rozkazu prezydenta i Generalnego Inspektora”. Składkowski podkreślał, że pomimo śmierci Piłsudskiego „nadal posiadamy wodza, który sprawuje czujny nadzór nad duszą narodu”. I dodał patetycznie: „wodzowi temu powinno się oddać wszystkie siły aż po ostatnią kroplę krwi”. Opisał także konieczność „utworzenia ośrodka jednolicie kierowanej woli”.
Rydz-Śmigły triumfował (…). W grudniu 1935 r. zawarł z Mościckim kolejne porozumienie skierowane przeciwko szefowi gabinetu, ustalając jego obalenie po zakończeniu sesji budżetowej
- oceniał prof. Wieczorkiewicz. Ówczesna prasa nie ustawała w podkreślaniu, że „Rydz-Śmigły został Generalnym Inspektorem Sił Zbrojnych zgodnie z ostatnią wolą pierwszego marszałka”.
Ale następca Piłsudskiego miał znacznie większe plany. Utworzenie Obozu Zjednoczenia Narodowego, czyli autorskiego politycznego dziecka Rydza, zostało zapowiedziane przez Rydza-Śmigłego 24 maja 1936 r. na Zjeździe Legionistów w Warszawie. Od czasu tej deklaracji nastąpił gwałtowny wzrost liczby publikacji gloryfikujących jego osobę w prasie rządowej. Pomimo posiadania niezwykle mocnej pozycji w obozie sanacyjnym, formalnie Edward Rydz-Śmigły nie pełnił najbardziej eksponowanych funkcji państwowych. 13 lipca 1936 r. premier Składkowski wydał okólnik, który - w sposób dość kuriozalny - wprowadził odgórnie kult generała jako „pierwszej w Polsce osoby po Panu Prezydencie Rzeczypospolitej”.
Zacytujmy fragment tego dokumentu:
Zgodnie z wolą Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego zarządzam co następuje: Generał Śmigły-Rydz, wyznaczony przez Pana Marszałka Józefa Piłsudskiego, jako Pierwszy Obrońca Ojczyzny, pierwszy Współpracownik Pana Prezydenta Rzeczypospolitej w rządzeniu Państwem, ma być uważany i szanowany, jako pierwsza w Polsce osoba po Panu Prezydencie Rzeczypospolitej. Wszyscy funkcjonariusze państwowi z prezesem Rady Ministrów na czele okazywać Mu winni objawy honoru i posłuszeństwa.
10 listopada 1936 r. prezydent Mościcki mianował generała broni Edwarda Rydza--Śmigłego marszałkiem Polski oraz odznaczył Orderem Orła Białego. Zostało to bardzo sceptycznie przyjęte przez część obozu sanacyjnego, szczególnie najstarszych piłsudczyków, którzy uważali, że godność ta należała się jedynie Piłsudskiemu. Nadanie najwyższego stopnia wojskowego Rydzowi--Śmigłemu nazywano ironicznie buławizacją.
Jak rodził się kult
Pod koniec lat 30. w wojsku niezwykle popularna była piosenka ze słowami Adama Kowalskiego, dobrze oddająca pozycję „Pierwszego Obrońcy Ojczyzny”: „Sam Komendant, sam Komendant, / Nam go na Wodza dał! / Marszałek Śmigły-Rydz, nasz drogi, dzielny Wódz, / Gdy każe, pójdziemy z nim najeźdźców tłuc”.
Przejawami kultu wojskowego były m.in. rozwieszane na ulicach plakaty, na których portret generała widniał na tle postaci Piłsudskiego. Ponadto imieniny Rydza-Śmigłego (18 marca) zaczęto obchodzić podobnie jak święto państwowe (w oddziałach wojskowych, szkołach, jednostkach Związku Strzeleckiego odbywały się imprezy okolicznościowe) W prasie pojawiały się artykuły na jego cześć, w urzędach i na pocztach rozwieszano jego portrety, plakaty z hasłami podkreślającymi wierność obywateli generalnemu inspektorowi.
Na cześć marszałka zmieniono nazwę przełęczy Chyszówki na Przełęcz Rydza-Śmigłego oraz osady Żurawka pod Zaleszczykami na Śmigłowo. 18 obiektów w całej Polsce (domów ludowych, świetlic i klubów sportowych) otrzymało imię Rydza-Śmigłego. Wśród nich znalazł się np. most na Wiśle we Włocławku, otwarty we wrześniu 1937 r., aleja w Zakopanem - otwarta w grudniu 1938 r., ulica w Wilnie, Szkoła Pilotów Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej w Świdniku oraz szkoła nr 48 w Warszawie, której imię Rydza-Śmigłego nadano już 21 lutego 1939 r. 28 maja 1937 r. minister spraw wojskowych nadał 11. Pułkowi Ułanów Legionowych nazwę 11. Pułk Ułanów Legionowych imienia Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza oraz zarządził noszenie przez jego żołnierzy na naramiennikach kurtek i płaszczy - zamiast dotychczasowej numeracji - inicjałów „Ś.R.” z buławą marszałkowską.
Do dzieła ruszyli też propagandziści. Książki gloryfikujące postać Rydza-Śmigłego napisali m.in.: Stanisław Strumph-Wojtkiewicz („Nasz Wódz”, 1939), Henryk Cepnik („Edward Śmigły-Rydz. Generalny Inspektor Sił Zbrojnych. Zarys życia i działalności”, 1936), Andrzej Teslar („Marszałek Śmigły--Rydz - życiorys”, 1937), Stanisław Ziemak („Edward Śmigły Rydz - człowiek, żołnierz, obywatel”, 1936), Roman Zawada („Opowieści żołnierskie o generale Śmigłym”, 1936), Karol Koźmiński („Gen. Edward Rydz-Śmigły Generalny Inspektor Sił Zbrojnych. Szkic życiorysu”, 1936), Ludwik Stolarzewicz („Edward Śmigły Rydz Marszałek Polski. Poradnik dla urządzającego obchody ku czci Naczelnego Wodza”, 1937), Antoni Langer („Wódz Polski Marszałek Edward Śmigły Rydz”, 1937) oraz Anatol Burski („Marszałek Edward Śmigły-Rydz”, 1939). W 1937 r. Poczta Polska wydała znaczki pocztowe o nominale 25 i 55 gr z podobizną marszałka.
Wykończyć Mościckiego
W 1937 r. marszałek Edward Rydz-Śmigły zamarzył o przejęciu całkowitej władzy w Rzeczypospolitej. Długą drogę przebył uduchowiony artysta z Krakowa, zafascynowany ideami socjalizmu. Na przeszkodzie stał jednak prezydent Ignacy Mościcki. Siłą rzeczy musiało nastąpić zbliżenie środowiska Rydza-Śmigłego z ówczesnymi ruchami nacjonalistycznymi pod wodzą charyzmatycznego wodza Falangi Bolesława Piaseckiego. Piasecki stawiał na totalitaryzm. Ideologia Falangi opierała się na kulcie wodza i nacjonalizmie. W tzw. zielonym programie z 1937 r. wpisano niemal jawnie kolektywizm, antysemityzm i prymat doktryny katolickiej. Wedle założeń Piaseckiego przyszłe rządy w Polsce miała sprawować elita ruchu narodowego - Organizacja Polityczna Narodu, w skład której wchodziliby, rzecz jasna, on i jego współpracownicy.
W którym momencie narodził się u Rydza-Śmigłego awanturniczy pomysł, aby przy pomocy zastępów Piaseckiego odsunąć Mościckiego od władzy i zająć jego miejsce? Całkiem prawdopodobna jest wersja, że stało się to w momencie, gdy Mościcki, desperacko szukając politycznych sojuszników, zapowiedział alianse z - jak to określił - ugrupowaniami „znajdującymi się poza szeroko pojętym obozem sanacyjnym”. Mieli się tym zajmować ministrowie Wojciech Świętosławski i Emil Kaliński. Ten ostatni, w latach 1933-1939 piastujący odpowiedzialną tekę ministra poczt i telegrafów w pięciu kolejnych gabinetach, należał do najbardziej zaufanych współpracowników prezydenta.
Na posiedzeniu rządu Rydz-Śmigły podbił stawkę i postawił wniosek o sformowanie nowego rządu z Witoldem Grabowskim na czele. Grabowski - prawnik, oskarżyciel w tzw. procesie brzeskim - znany był ze zdecydowanych poglądów: obiecywał rozprawę ze związkami zawodowymi, komunistami, likwidację skrajnych frakcji PPS, a nawet wywłaszczenie Żydów. Mościcki dyplomatycznie zachorował i udał się na zwolnienie lekarskie, ale po Warszawie poszła fama, że zamach stanu zostanie przeprowadzony lada chwila i że na sygnał czekają tysiące falangistów przeszkolonych do walk zbrojnych.
Nieliczne świadectwa i dokumenty z tamtego okresu mówią o tym, że mobilizacja objęła wiele środowisk. Swoje bojówki wystawiły związki zawodowe i partie polityczne. Najwięcej wiadomości pozostało z kręgów tzw. Frontu Morges, politycznego porozumienia antysanacyjnych stronnictw centrowych, powstałego w 1936 r. z inicjatywy Władysława Sikorskiego i Ignacego Paderewskiego. Wynika z nich, że opozycja doskonale wiedziała o spodziewanym zamach stanu, a nawet o celach, które stawiał sobie Rydz-Śmigły. Więcej, znano nawet datę operacji: wszystko miało się rozegrać w nocy z 25 na 26 października - wtedy, gdy marszałek był z wizytą w Rumunii.
Mają rację ci historycy, którzy w zamachu widzą polską wersję nocy długich noży. Około 300 sanatorów i opozycjonistów miało być zlikwidowanych, kilka tysięcy aresztowanych. Najgłośniejsze nazwiska z listy proskrypcyjnej Rydza-Śmigłego i Koca to: Ignacy Mościcki, Aleksander Prystor, Walery Sławek, Eugeniusz Kwiatkowski, ale też Aleksandra Piłsudska, owdowiała żona Marszałka. Odpowiedzialność za ofiary mieli ponieść ludzie Piaseckiego, armia miała trzymać się od nocnych zamieszek na dystans i zachować twarz.
Nic się jednak nie wydarzyło. Według jednej wersji zamach organizacyjnie przerósł spiskowców, skądinąd amatorów w tej dziedzinie. Według innej - zapobiegł mu gen. Tadeusz Piskor, który w ostatniej chwili przekonał Rydza-Śmigłego, że ewentualne konsekwencje mogą się obrócić głównie przeciw niemu. Zgadzałoby się to z opiniami, że Rydz miał nader słaby charakter i znany był z wahań nastrojów oraz hamletyzowania. Najprawdopodobniej jednak współpracy odmówili falangiści rozwścieczeni i zdezorganizowani falą aresztowań, którą kilka dni wcześniej przeprowadziła w ich szeregach tajna policja (za aresztowaniami miał stać Ignacy Mościcki).
„Nikt nam nie zrobi nic”
Wszystkie gry o władzę miała niebawem przesłonić nadchodząca wojna.
„Nikt nam nie zrobi nic, / Nikt nam nie weźmie nic, / Bo nas prowadzi Śmigły / Marszałek Śmigły-Rydz” - śpiewano w szkołach i koszarach, ale rzeczywistość miała okazać się katastrofalna. Marszałek Rydz-Śmigły, dzielny oficer w czasie wielkiej wojny, nie spełnił pokładanych w nim nadziei. W kilka tygodni Niemcy wraz z ZSRR dokonały kolejnego rozbioru Polski. Polacy od kilku lat widzieli plakaty z Rydzem na tle czołgów lub rzekomej potęgi polskiego lotnictwa. Marszałek był przedstawiany jako bohater i istny bóg wojny, jednak gdy przyszła godzina próby, Śmigły uciekł do Rumunii.
Nie tylko to wzbudziło kontrowersje. Gdy 17 września 1939 r. na Polskę napadło ZSRR, otoczenie Śmigłego i początkowo on sami chcieli walczyć z kolejnym wrogiem. Ostatecznie wydał on słynny rozkaz „z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów”. Jego rozkaz praktycznie uniemożliwił obronę wschodnich granic Polski. Chociaż dla niektórych dowódców wydał się on tak nieprawdopodobny, że uznano go za prowokację.
Co więcej, w Rumunii zła passa Śmigłego dalej trwała. Nasi sąsiedzi, mimo że zobowiązani do umożliwienia ewakuacji naszym włodarzom, internowali ich pod naciskiem Niemców i ZSRR. Prezydenta, premiera i marszałka umieszczono w różnych miejscach, by uniemożliwić im kontakt. Były to odpowiednio Bicaz, Slanic i Craiova. Nie bez znaczenia były także zabiegi Francuzów, którzy chcieli układać się z kim innym. Pierwsze skrzypce odgrywał gen. Władysław Sikorski, któremu udało się zmarginalizować wszystkich przebywających w Rumunii. Edward Rydz-Śmigły z herosa, którym się stał w ciągu kilku, lat stał się prawie nikim w ciągu zaledwie kilku tygodni.
Koniec historii marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego był niewesoły. Przemyśliwał w Rumunii o stworzeniu konspiracji wokół siebie i towarzyszy z obozu sanacyjnego. Te próby mu się nie udały, jeszcze we wrześniu wysłał swojego człowieka do Warszawy z misją organizacji ruchu oporu.
Tym emisariuszem był mjr Galinat. Misja zakończyła się klęską ze względu na postawę gen. Rómmla, który zignorował Galinata, a nawet potraktował go obraźliwie. Ostatnią próbę zaistnienia Rydz podjął w końcu 1941 r., który przedostał się przez Węgry do Generalnego Gubernatorstwa. Niestety, wkrótce zmarł na serce. Niektórzy historycy twierdzą, że była to śmierć sfingowana dla potrzeb konspiracji. Śmigły miał umrzeć rok później, ale też w sposób naturalny.
Okoliczności śmierci marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego do dziś nie są jednak w pełni jasne. Profesor Paweł Wieczorkiewicz w „Historii politycznej Polski 1935-1945” dowodzi, że Rydz-Śmigły tuż po powrocie do Warszawy w 1941 r. nawiązał wiele kontaktów, w tym najbardziej poufny z gen. Grotem. „Tajemnicę tych rozmów - pisze prof. Wieczorkiewicz - Rydz zabrał do grobu, w kilka bowiem tygodni po zainstalowaniu się w Warszawie zmarł na serce. Zgon mógł być jednakże inscenizacją. Jest prawdopodobne, że śmierć Naczelnego Wodza nastąpiła latem 1942 r., również zresztą z przyczyn naturalnych. Jedną z możliwych prób wyjaśnienia zagadki jest przypuszczenie, że Śmigły znalazł się w Polsce przede wszystkim po to, aby wobec nowej sytuacji strategicznej, jaką stworzyły wybuch wojny niemiecko-sowieckiej i pasmo klęsk Armii Czerwonej, wszcząć rozmowy ostatniej szansy z czołowymi osobistościami III Rzeszy”.