Rzecznik niemieckiego rządu zaprzeczył w poniedziałek sankcjom dla Polski. W MSZ z ostrych słów niemieckich polityków tłumaczył się ambasador Niemiec.
Rzecznik niemieckiego rządu Steffan Seibert poinformował w poniedziałek, że władze w Niemczech nie rozważają nałożenia sankcji na Polskę. Tak mogła sugerować wcześniejsza wypowiedź szefa klubu koalicji rządzącej w Niemczech.
Agencja Reutera poinformowała, że „rząd Niemiec nie rozważa nałożenia na Polskę sankcji w reakcji na zmiany w mediach publicznych i Trybunale Konstytucyjnym, po tym jak członek rządzącej partii zasugerował, że Europa powinna rozważyć taką decyzję”.
Konkretnie chodzi o przewodniczącego klubu koalicji CDU/CSU, która rządzi w Niemczech, Volkera Kaudera. Polityk na łamach tygodnika „Der Spiegel” opowiedział się za sankcjami UE wobec Polski, jeśli ta będzie naruszać zasady funkcjonowania państwa prawa. Rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert pytany przez Reutersa, czy sankcje są rozważane, odpowiedział krótko: „Nie”.
Wcześniej mocno wybrzmiały też słowa szefa Parlamentu Europejskiego Martina Schulza, który określił działania rządu PiS mianem „putinizacji polityki” w Polsce. Z tych słów, a także wspomnianej wypowiedzi Volkera Kaudera, a także kilku innych niemieckich polityków, w poniedziałek tłumaczył się ambasador Niemiec w Warszawie Rolf Nikel, który został wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
- Mieliśmy kilka pojedynczych wypowiedzi polityków niemieckich i chcieliśmy po prostu wyjaśnić, czemu one służyły i wyjaśniliśmy sobie. Mam nadzieję, że już nie będzie się to zdarzało - zaznaczył po spotkaniu szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski. Ambasador Nikel dodał, że stosunki polsko-niemieckie to „skarb, którego należy strzec, by dobrze rozwijał się również w przyszłości”.
Zwłaszcza wypowiedzi Martina Schulza, który pełni ważną funkcję w UE, nie służą dbaniu o ten skarb. Przyznał to w rozmowie z AIP dziennikarz „Der Spiegel” i korespondent tygodnika w Polsce Jan Puhl. - Ta wypowiedź to zdecydowana przesada - powiedział stanowczo. W takim samym tonie, a nawet ostrzejszym ocenił swojego rodaka wiceprzewodniczący PE Alexander Graf Lambsdorff, który nazwał słowa Schulza „werbalnym amokiem”. - Wiele wypowiedzi Martina Schulza zwiększa uczucia antyniemieckie i anty-europejskie w Polsce - tłumaczył Lambsdorff na antenie radia Deutschlandfunk. - To prezent dla nowego rządu w Warszawie - dodał, nawiązując do tego, że PiS nie należy do partii proeuropejskich, a słowa Schulza są dobrym powodem do trzymania takiego kursu.
- Przez doświadczenia historyczne jesteśmy bardzo wyczuleni na głosy krytyki płynące z Niemiec - uważa dr hab. Piotr Wawrzyk z Instytutu Europeistyki UW. - Niemcy powinni zatem miarkować swoje wypowiedzi, ale i my powinniśmy uważać na reakcje, bo to najsilniejszy kraj w Unii - mówi w rozmowie z AIP.
Spokój może przynieść debata nad sytuacją w naszym kraju na forum europejskim. Polski rząd będzie miał okazję wyjaśnić zmiany w mediach publicznych i Trybunale Konstytucyjnym 13 stycznia w Komisji Europejskiej.
Autor: Krzysztof Marczyk