Niemcy ścigają biznesmana za 167 tys. euro [szczegóły]
Słupski sąd prowadzi postępowanie o wydanie przedsiębiorcy Niemcom.
Niemiecka prokuratura ściga słupskiego przedsiębiorcę. Na jej wniosek sąd w Berlinie wydał Europejski Nakaz Aresztowania. Przedsiębiorca jest obywatelem polskim, ale ma także firmę i meldunek w Berlinie.
Informację o ściganiu słupszczanina potwierdził nam Paweł Wnuk, pełniący obowiązki rzecznika Prokuratury Okręgowej w Słupsku.
– Posiedzenie, które odbyło się w sądzie okręgowym, dotyczy przekazania go stronie niemieckiej – mówi.
Jak się dowiedzieliśmy, niemieccy śledczy zarzucają ściganemu phishing. Podejrzewają, że przedsiębiorca udostępnił swoje konto bankowe innym osobom. Te natomiast włamały się na konto francuskiej firmy i wykradły z niego pieniądze, przelewając je na konto słupszczanina. Kwota, jaka na nie wpłynęła, to dokładnie 167 149 euro. Z zarzutu stawianego przez Niemców nie wynika jednak, o jakie osoby chodzi.
Do przelewu pieniędzy doszło 7 czerwca ubiegłego roku. Natomiast już 10 czerwca pieniądze wróciły do pokrzywdzonej firmy.
W tej sprawie odbyły się już dwa posiedzenia słupskiego sądu. Pierwsze – w nietypowych okolicznościach, bo w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, gdzie przebywał zatrzymany. Jednak wciąż nie zapadło postanowienie o przekazaniu słupszczanina. Ścigany nie przyznaje się do współsprawstwa w phishingu. Twierdzi, że jest ofiarą hakerów.
Ścigany przez Niemców podejrzany domaga się traktowania po europejsku
Przedsiębiorca ze Słupska, o którego sprawie piszemy na str. 1, jest ścigany Europejskim Nakazem Aresztowania. Niemcy, podejrzewając go o współudział w wyłudzeniu pieniędzy z konta francuskiej firmy, domagają się, by Sąd Okręgowy w Słupsku wydał im ściganego.
Najpierw słupszczanin został zatrzymany na 48 godzin. W policyjnym areszcie poczuł się bardzo źle, ponieważ cierpi na poważną chorobę. Czas jednak mijał i w końcu sąd pierwsze posiedzenie przeprowadził w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Wobec słupszczanina zastosował dozór policji i poręczenie majątkowe. Podejrzany nie stawił się na kolejne posiedzenie w sądzie ze względu na stan zdrowia, który nie pozwala mu na uczestnictwo w tych czynnościach. W tej sytuacji sąd postanowił, że zbadają go biegli lekarze – dwóch psychiatrów i kardiolog. Dopiero po tym wyznaczy termin następnego posiedzenia. Tymczasem ścigany przedsiębiorca w rozmowie z „Głosem” potwierdził, że prawie 170 tysięcy euro znalazło się na jego koncie.
– Jednak to ja padłem ofiarą hakerów oszustów, którzy znali numer mojego konta. Na szczęście nie rozdysponowałem cudzych pieniędzy i trafiły do poszkodowanego – mówi słupszczanin.
– O szczegółach sprawy nie powiem nic do czasu zamknięcia tego postępowania. A co do jego zakończenia, nie mam żadnych obaw. Przedsiębiorca podkreśla, że 170 tysięcy euro nie jest kwotą, na jaką by się połasił. – Moje dwa samochody są więcej warte, nie mówiąc już o wartości całego biznesu – dodaje. Słupszczanin ma żal do niemieckich organów ścigania, że nie został wezwany na przesłuchanie, lecz od razu chciano go aresztować.
– Jesteśmy w Unii Europejskiej, żyjemy w XXI wieku, a wymiar sprawiedliwości państw unijnych działa na zasadzie wzajemnego zaufania. Przecież mogę złożyć wyjaśnienia w drodze telekonferencji. Jestem do dyspozycji. Nie ukrywam się – zapewnia przedsiębiorca. – Natomiast poważna choroba nie pozwala mi na stres związany z zatrzymaniem, aresztowaniem i podróżą w kajdankach.