Nieoczekiwany skutek afery szczepionkowej
Afera czy też „afera” zwana celebrycką, która przez kilka dni rozgrzewała opinię publiczną nad Wisłą, przyniosła nieoczekiwany, pozytywny skutek.
Żadna akcja promocyjna, w której wzięliby udział Krystyna Janda, Anna Cieślak, Olgierd Łukaszewicz, Andrzej Seweryn, Wiktor Zborowski czy Radosław Pazura, nie byłaby w stanie wywołać tak ogromnego zainteresowania szczepieniem przeciwko COVID-19, jak sprawa ujawniona w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym.
Ton niechęci, wątpliwości i obaw dotyczący szczepionek, dominujący w rozmowach i na portalach społecznościowych, zmienił się diametralnie - zamiast pytań „po co”, „czy to bezpieczne” albo „poczekajmy” - ludzie zaczęli domagać się informacji: „kiedy ja?”.
No, jeśli aktorzy, celebryci, czy lokalna władza (ujawniono, że poza kolejką zaszczepił się m.in. starosta w Opatowie ) użyli swoich wpływów (bądź użyto ich, ale to już inna sprawa), to chyba warto ustawić się w kolejce po szczepionkę. Tym bardziej, że to największa kolejka w historii Polski i niektórzy będą w niej stać do końca roku, a może i dłużej.
Churchill mawiał, że perswazja jest złą metodą współżycia społecznego, ale niczego lepszego do tej pory nie wymyślono. U nas perswazja nie działała, skutek odniosła za to afera...