Niepolitycznie: A cóż Joński traci, odchodząc z SLD...
Historia pokazała, że wszyscy, którzy odeszli z SLD w perspektywie czasu mocno tego żałowali, no ale cóż, Dariusz nigdy nie był mocny z historii”
Tak łódzki lider SLD Tomasz Trela skomentował odejście z partii Dariusza Jońskiego, byłego posła i rzecznika SLD.
Bije z tego komentarza złośliwość, przestroga, ale i coś jeszcze. Joński nie miał już czego w SLD szukać, bo panuje tam tradycja politycznych ojcobójstw. Tak jak Krzysztof Makowski kiedyś „wychował” Jońskiego, tak potem Joński w taki sposób poukładał puzzle w partii, że Makowski musiał odejść, bo nie było dla niego przestrzeni. Potem podobnie było w relacjach Joński - Trela, choć z komentarza wiceprezydenta wynika raczej, że Joński popełnił polityczne samobójstwo.
Nie sądzę jednak, by Joński kiedykolwiek żałował odejścia z SLD. Sądzę za to, że ma precyzyjny plan akcji, a jego elementem było zebranie podpisów pod projektem uchwały o zwolnieniu łódzkich dzieci z opłat za komunikację miejską.
Ba, sądzę nawet, że wiedział, iż Trela oraz klub SLD, który wraz PO współrządzi Łodzią, nie przepuszczą tej uchwały. To mu daje do rąk argument, że jest bardziej lewicowy niż SLD, a po odejściu jeszcze ma legitymację partnera do rozmów o utworzeniu na lewicy „nieeseldowskiej” koalicji do wyborów samorządowych. Trela rozumie zatem, że odejście Jońskiego to stworzenie dla SLD dodatkowej konkurencji w Łodzi, bo w zależności od dynamiki sytuacji w 2018 r. w Łodzi mogą wystartować dwie lub nawet trzy listy z kandydatami na prezydenta miasta po lewej stronie. Zatem to „coś jeszcze” w komentarzu Treli może być obawą o wyborczy wynik SLD, bo sondaży za dobrych nie ma, a wynik może zostać jeszcze rozdrobniony przez inne komitety. A czym ryzykuje Joński? Niczym, bo w SLD na nic szans by już nie dostał. W wyborach samorządowych może wiele nie osiągnąć, ale z drugiej strony wystarczająco dużo, by w ramach Inicjatywy Polskiej czekać na propozycje w wyborach parlamentarnych. Pewnie lepsze niż by mógł liczyć w SLD, bo jakiekolwiek.