70-latek nie musi od razu być kojarzony z książeczką i różańcem. Może wyjść na imprezę, pomalować sobie włosy i dobrze się bawić - przekonuje Wirginia Szmyt, znana jako DJ Wika.
Przechodzisz na emeryturę i co dalej? Życie się kończy, czas się żegnać... Tak myśli wielu. W podobnej sytuacji była Wirginia Szmyt. - Pracowałam bardzo aktywnie. Z wykształcenia jestem pedagogiem specjalnym. Przeszłam wszystkie szczeble, od nauczyciela po dyrektora, i nadszedł czas rozstania. Odeszłam na emeryturę i zetknęłam się z taką pustką. Z pytaniem: Co dalej? - przyznaje 76-letnia kobieta. - Jest się kimś, jest się potrzebnym, jest się w takim tempie życiowym i nagle nie ma nic. Zostaje tylko myślenie o cmentarzu. To było na tyle nieprawdopodobne, że szybko przerwałam tę złą wizję. Bo przecież mogę jeszcze żyć 30, 10, a może 5 lat. Świat się nie kończy! - podkreśla pani Wirginia.
- Skierowałam się w stronę osób starszych. Senior uważany był za "pana nikt". Nic się nie działo, jeszcze cztery lata temu sytuacja wyglądała tragicznie. Zaproponowano mi pracę i byłam taką animatorką kultury seniorów na Ochocie. Samodzielna, z wielkimi pomysłami. A że byłam kierownikiem, mogłam robić wszystko, co sobie tam zaplanowałam - uśmiecha się DJ Wika. - Organizowałam spotkania, wyjazdy. Zachciało mi się dancingów. Dyrektorka powiedziała: "OK, raz na trzy miesiące możesz zaprosić DJ-a. Chyba że sama będziesz grać". Wielkie mi coś: grać - pomyślałam. Przecież mogę to robić!
Starość pokaż na parkiecie
I tak to się zaczęło. Wika zaprosiła kolegę DJ-a, podpatrzyła, co on robi, nakupowała kaset i wystartowała.
- Nie wypali - świat się nie zawali. Próbować zawsze można. Sala była duża, aż na 250 osób, i proszę sobie wyobrazić, wypełniona po brzegi. Później to już się tylko rozkręcało. Znajomi przynosili mi płyty, podpowiadali, puść to, a teraz tamto - przyznaje pani Wirginia. - Grałam tam pięć lat, prowadząc również cały ten klub, zespoły artystyczne, kabarety. Bo ja już taka Zosia samosia jestem od wszystkiego. Wydaje mi się, że jak czegoś nie zrobię, to nikt nie zrobi.
DJ Wika w zielonogórskim klubie X-Demon
Klub po jakimś czasie został zamknięty, ale szybko pojawiła się kolejna propozycja. Tym razem pracę zaproponowała fundacja wspierająca inicjatywy artystyczne. Mieściła się ona w pubie i tam w każdą środę, sobotę i niedzielę DJ Wika grała, zarabiając tym samym między innymi na rozwój ośrodka. - Przy okazji otworzyłam salon literacki, gdzie prowadziłam spotkania z poezją - dodaje kobieta.
Niestety, fundacja splajtowała. Ale pani Wirginia nie porzuciła pasji. "Zostajesz w pubie i grasz dalej" - usłyszała od właścicieli lokalu. - I tak gram już 16 lat. Chociaż wcale nie myślę, że jestem DJ-em, mówię o sobie Janko Muzykant, i koniec - śmieje się Wika. - Jakiś czas temu Paulina Braun zaproponowała mi współpracę, abym grała na dancingach międzypokoleniowych. I tam też można mnie spotkać. Ja gram, kto chce - tańczy. Łączę ludzi poprzez muzykę. Pokazuję, że przemijanie nie jest rzeczą straszną, odrażającą. Zależy tylko i wyłącznie od nas. Młodzież nie rozumie starości, patrzy przez pryzmat tego, że zawsze będzie młoda i piękna. A przecież to dopiero ich początek życia. Najlepiej więc starość pokazać właśnie na parkiecie, wtedy możemy mieć do niej inny stosunek.
Metryka to nie granica
Żyjemy w świecie, w którym budowana jest jakaś kraina kultu młodości i piękna. Możemy mieć nawet wrażenie, że zapanował na to dosłownie szał. - To, co młode, to i piękne. To prawda! Pamiętajmy jednak o tym, że młodym się bywa, krótko. A dojrzałym jest się bardzo długo - zauważa pani Wirginia. - Taki wzorzec i bazowanie tylko i wyłącznie na młodości i epatowanie wszędzie jej urokiem, nawet tym nienaturalnym, nie jest dobre, nie jest wychowawcze. Dążenie do doskonałości zabija nasze wnętrze, zabija naszą ciekawość życia, troskę o duchowość i rozwój emocji. Skupiamy się tylko na zewnętrznym wizerunku, co jest wielkim błędem. Niestety, w dzisiejszych czasach zapomina się o największym przekazie, że nie szanując starości, inności w formie ułomnej, nieciekawej, nigdy nie wychowa się dobrze młodych, tylko taki zimny klon, a nie ludzi, którzy będą mogli w jakiś sposób stworzyć ciekawe społeczeństwo.
Zabawy międzypokoleniowe pokazały, że jest cała rzesza seniorów, z którymi młodzi mogą mieć świetny kontakt. - Stają się inspiracją, pokazują, że starość nie jest chorobą, nie jest parszywa, śmierdząca, zaniedbana, chora. Bo ona zależy od nas! Jeżeli się nie krępujemy, nie wstydzimy się wieku, jesteśmy sobą, nie gramy komedii - to wszystko jest piękne! - zaznacza pani Wirginia.
Nasza bohaterka łamie wszelkie stereotypy, bo jak sama przyznaje, są po prostu dla niej niewygodne. A granicą do realizacji marzeń czy pasji jest tylko stan zdrowia. Zapowiada też z uśmiechem, że tak długo, jak będzie słyszeć - z pewnością będzie grać!
"76-letnia ciekawostka"
Utarło się, że w pewnym wieku coś nie wypada, że starość rządzi się swoimi, nie zawsze sprawiedliwymi prawami... - Metryka nie jest znacznikiem naszego życia. I trzeba się z tym pogodzić, że człowiek, który ma 70 lat, nie musi być kojarzony od razu z różańcem i książeczką. Może być na zabawie, może sobie pomalować włosy, iść się pobawić czy ożenić się. To nie jest reguła, że musi myśleć, jaki ma grobowiec postawić - przekonuje DJ Wika. - Pomaga nam ciekawość życia, zmian, przemian i to nas trzyma, to nam buduje to życie. Bo jeśli tylko i wyłącznie zamkniemy się w czterech ścianach na ciepłym fotelu albo będziemy żyć tylko życiem wnuka czy dzieci, nie mając swojego świata, to co to za życie?
To wymaga pewnego przewartościowania. Potrzebne są zmiany, ale to one dają zadowolenie i siłę. - Wiem, że to nie jest łatwe, że dla wielu osób to ja też jestem postrzelona, bo jak tak można w tym wieku... Odpowiadam krótko: A co w tym wieku? Wychodzić za mąż będę, ale nie mam jeszcze za kogo. Jestem uważana też za taką 76-letnią ciekawostkę. Bo mając skończonych tyle lat, jeszcze mam odwagę grać z młodymi. Bawić się razem z nimi. A oni mnie tolerują...
Za konsolą jest energia
DJ Wika gra już kilkanaście lat i niejeden pewnie drapie się po głowie, jak ona to robi. Środowisko DJ-ów uważane jest za hermetyczne. Ciężko przebić się do ich młodszego świata. A jednak obalony został kolejny mit. - Nie wychodzę przed szereg. Zawsze gram z młodymi DJ-ami, jak Wujek Samo Zło, Sikora, Łono. Już z tyloma współpracowałam, że trudno mi spamiętać tych wszystkich cudownych, pełnych uroku chłopców. Ale oni wiedzą, że są dla mnie autorytetami. Ja gram tylko obok nich, oni rządzą i są mistrzami w tym, co robią. Zawsze mówię: Kolego, jak widzisz, że mi nie idzie - pomóż, daj znać, naprowadź mnie na dobry tor. Oni wiedzą, że oceniam swoje umiejętności w sposób rzetelny, że to oni są dla mnie artystami.
Pani Wirginia ma za sobą mnóstwo imprez, między innymi w Budapeszcie, Berlinie, Londynie i prawie każdym większym mieście w Polsce. - Wysławiłam polskich seniorów. Ludzie teraz wiedzą, że spotkasz nas nie tylko na pielgrzymce, ale i na parkiecie!
Miasto młodości
Zazwyczaj przed konsolą odpoczywa. Warszawę zna już na wylot. Grała w tylu klubach, że wszyscy są tam jej znajomymi. W Zielonej Górze nie znała parkietu i jak przyznała, przed samym występem była pełna strachu. Ale to niejedyny powód, który wywołał emocje. 50 lat temu Wirginia Szmyt wyjechała właśnie z Winnego Grodu. - Spędziłam tutaj młodość chmurną, durną i piękną. Mam wielki sentyment do tego miasta i dlatego też przyjęłam zaproszenie - nie ukrywa. - Broniłam się, bo nie jestem specjalistką od dyskotek młodzieżowych, ale pomyślałam, że skoro chcecie, to spróbuję.
Co robiła w Zielonej Górze młoda Wika? Była w studium nauczycielskim. - Tutaj spędziłam okres młodości. Rozczarowania, pierwsze zauroczenia... Tutaj urodził się mój syn. Drugi w Sulechowie, bo zielonogórska porodówka była wtedy w remoncie. Dlatego też mam serdeczną więź z tym miastem i na pewno nieraz tu wrócę - zapewnia z uśmiechem.