Niesienie pomocy humanitarnej to harcerstwo XXI wieku [zdjęcia, sylwetka]
Wyjątkowy syn wyjątkowego człowieka spotkał się we wtorek (6 czerwca) z młodzieżą z 9 LO w Bydgoszczy. Marek Rafael Nowakowski opowiadał o swoim nieżyjącym ojcu - Tadeuszu i o tym, co od kilku lat robi w Turcji.
Tadeusz Nowakowski, bydgoski pisarz, dziennikarz, działacz na uchodźstwie i redaktor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa w tym roku obchodziłby setne urodziny. Przez wiele lat mieszkał przy ul. Podgórnej w Bydgoszczy, a na Szwederowie ma skwer swojego imienia. Teraz może stać się patronem 9 Liceum Ogólnokształcącego, międzynarodowej szkoły z dwujęzyczna maturą. Liceum właśnie zaczęło się o to starać.
Między innymi dlatego z uczniami „dziewiątki” spotkał się jego syn, Marek Rafael Nowakowski, dziennikarz, były korespondent ABC News na Bliskim Wschodzie. Dzień wcześniej był gościem spotkania Forum Obywateli Bydgoszczy, którego inicjatorem jest Józef Herold.
We wtorek Nowakowski przybliżał młodym ludziom postać i dorobek swojego ojca, choć, jak mówi, nie zawsze rozumiał wartości, które wpajał mu Tadeusz Nowakowski. - Studiowałem w Stanach Zjednoczonych, jeździłem po świecie, grałem w bejsbol, a ojciec mówił mi: Czytaj durniu „Pana Tadeusza” - opowiada. - Dopiero po latach zrozumiałem, co to jest ciągłość pokoleń i jak ważne, żeby pamiętać o tym, skąd się jest i co jest owocem emigracji wielu wspaniałych Polaków. Jesteśmy tutaj teraz, bo komuś kiedyś chciało się przeciwstawić kłamstwom i walczyć o lepszy świat.
Marek Nowakowski opowiadał o tym, jak zaczęła się jego przygoda z dziennikarstwem i dokąd go zawiodła. - Znam siedem języków i radzę wam, żebyście się ich uczyli. Znajomość języków to przyjaźń z drugim człowiekiem. Szczególnie tych orientalnych, bo nam Polakom ich nauka przychodzi wyjątkowo łatwo. Ja, władając arabskim wyjechałem na Bliski Wschód jako korespondent. Byłem między innymi w Palestynie i Izraelu. Byłem też w Syrii. Parę lat temu, jak doskonale wiecie, zaczęła się tam wojna. Władze kraju, by utrzymać się przy sterach, wywołały kryzys humanitarny. W ciągu pięciu lat zabito tam pół miliona ludzi. Ponad 700 tys. osób z kolei zniknęło. Nie wiadomo, co się z nimi dzieje. W pewnym momencie stwierdziłem, że coś muszę zrobić. Jako syn emigranta czułem, że musze się odwdzięczyć za to, jak kiedyś moja rodzina została dobrze przyjęta na Zachodzie, gdy przyjechała tam z Polski. I tak trafiłem do Turcji.
Marek Nowakowski od 5 lat prowadzi tam kilka obozów dla uchodźców. Uczniom 9 LO pokazywał jak to wygląda i na czym polega pomoc na miejscu.
- Jeden z naszych obozów leży jakieś 50 km od Aleppo - mówi. - Niemal codziennie trafiają tam nowe osoby, często są w strasznym stanie. Potrzeba bardzo dużo rąk do pracy i to w wielu wymiarach. Potrzebujemy lekarzy, nauczycieli, psychologów, kucharzy. Na szczęście chętnych nie brakuje. Przyjeżdżają do nas wolontariusze między innymi z Katalonii. To młodzi ludzie, studenci, pełni chęci niesienia wsparcia. Wydaje mi się, że pomoc humanitarna to takie współczesne harcerstwo. Marzy mi się, żeby za parę lat Polska grała w tej materii pierwsze skrzypce, a władze przestały chować głowę w piasek.