Berliński autor, socjolog z historycznym wykształceniem, Dietrich Schmidt-Hackenberg, intelektualista odważny w myśleniu i solidny w traktowaniu i interpretacji faktów, weryfikuje podręcznikową prawdę o czynie płk. von Stauffenberga.
Dietrich Schmidt-Hackenberg jest zgodny całkowicie z faktami: zamach na Hitlera był nieudany, bowiem wyszedł on bez szwanku i to w sytuacji dla niego wręcz beznadziejnej. I gdy wszyscy inni historycy tłumaczą fakt cudownego ocalenia Hitlera pewnymi błędami popełnionymi przez zdenerwowanego zamachowca - on utrzymuje, że wszystko odbyło się zgodnie z planem, który zakładał zamach, ale nie... śmierć Adolfa Hitlera. Tę z góry Stauffenberg wykluczył, wybierając formę „zamachu symbolicznego”.
Stauffenberg użył do zamachu tylko jednego ładunku wybuchowego, choć miał ze sobą, w kwaterze Hitlera, dwa kilogramowe ładunki. I obydwa łatwo mieściły się w jego teczce, pozostając niezauważalne.
Potem, gdy z odbezpieczoną wcześniej przy udziale oddanego sobie adjutanta por. Wernera von Haeftena (Stauffenberg wymagał pomocy, nie miał bowiem oka i jednej ręki, a w drugiej utracił dwa palce) bombą w teczce znalazł się w sali konferencyjnej Hitlera, postawił ładunek w najbardziej korzystnym z punktu widzenia bezpieczeństwa führera miejscu, choć był w tym nieskrępowany.
Jako inwalidzie wojennemu uchodziło mu wszystko - jego zachowanie przyjmowano z wyrozumiałością i sympatią.
Czyżby drugi ładunek został zapomniany albo zgubiony? Nie, bowiem w baraku feldmarszałka Keitla, gdzie najpierw zameldował się Stauffenberg wyczekiwał w sieni na niego von Haeften z teczką z materiałem wybuchowym. Tam właśnie, tuż przed przejściem do baraku narad sztabowych, pozostawiony został drugi ładunek.
Ustawił źle bombę o zmniejszonej o połowę pierwotnej mocy w wyniku słabej orientacji co do pomieszczenia? Nie, bowiem pięć dni wcześniej Stauffenberg był w tej salce na podobnej naradzie jako szef sztabu dowództwa wojsk rezerwowych. A może był dyletantem w sprawach materiałów wybuchowych? Nie, bowiem był absolwentem specjalistycznego kursu oficerskiego w posługiwaniu się takimi ładunkami.
Właśnie jako fachowiec wybrał miejsce o najgorszych właściwościach dla skutecznego zamachu.
Gdy Hitler miał zwyczaj stawać na lewo od środka stołu, którego sześciometrowy blat podparty był trzema solidnymi wspornikami z litego drewna - Stauffenberg umieścił teczkę z bombą po zewnętrznej stronie skrajnego, prawego wspornika.
Sprawiło to, że fala wybuchu była tłumiona przez dwa kolejne potężne wsporniki. A przecież wystarczyło zostawić teczkę tuż przy drzwiach, za plecami prowadzącego naradę nad mapami Hitlera…
Dlaczego tak się stało? O tym w następnym odcinku.