Niewyjaśniona tajemnica? Jak Uniwersytet Jagielloński stracił swoje akta fundacyjne
Przy huku spadających bomb, trzech pracowników Uniwersytetu Jagiellońskiego ukryło najcenniejsze uniwersyteckie skarby w skrytce w Collegium Novum.
Kiedy wczesnym rankiem 1 września 1939 r. na Kraków spadały pierwsze niemieckie bomby, nikt nie zdawał sobie sprawy, że rozpoczyna się jeden z najbardziej dramatycznych konfliktów zbrojnych w dziejach ludzkości. To właśnie tamtego pamiętnego poranka, przy huku spadających bomb, trzech pracowników Uniwersytetu Jagiellońskiego: Adam Bochnak, Michał Orkisz i Jerzy Żarnecki, ukryło najcenniejsze uniwersyteckie skarby w specjalnej skrytce w Collegium Novum. Wśród bereł, łańcuchów i numizmatów znalazły się dwa średniowieczne dokumenty: akta założycielskie uczelni wydane przez Kazimierza Wielkiego (12 maja 1364 r.) oraz Władysława Jagiełłę (26 lipca 1400 r.).
Po wojnie okazało się, że Niemcy skrytki szczęśliwie nie odnaleźli, po jej otwarciu okazało się, że wszystkie zabytkowe przedmioty przetrwały zawieruchę wojenną, oprócz pergaminowych aktów, które na skutek złych warunków przechowywania miały po prostu zgnić. Karol Estreicher młodszy, jeden z inicjatorów ukrycia dokumentów do skrytki, przez wiele lat utrzymywał, że w kierowanym przez niego Muzeum UJ znajduje się słój z resztkami pergaminu oraz ziemią z miejsca ukrycia średniowiecznych dyplomów.
Dopiero przy okazji ostatniego wielkiego jubileuszu uczelni w 2014 r. okazało się, że słynny słój jest… mistyfikacją. Co więc się stało z aktami założycielskimi najstarszej polskiej uczelni?
Celem artykułu nie jest dowiedzenie winy lub niewinności poszczególnych osób zaangażowanych w sprawę utraty uniwersyteckich dyplomów, bo ani jedno, ani drugie nie jest możliwe. Obrońcy decyzji o ukryciu aktów będą odwoływać się do przypadku Uniwersytetu Karola w Pradze. Tamtejsze władze postanowiły nie ukrywać przed okupantem swoich insygniów i dokumentów fundacyjnych, co okazało się brzemienne w skutkach, bowiem gdy Niemcy wycofywali się z Pragi w 1945 r., zrabowali dokumenty, których los nie jest znany do dzisiaj. Krytycy ukrycia dyplomów będą zaś wskazywać na brak odpowiedniego udokumentowania otwarcia skrytki oraz milczenie świadków tego wydarzenia, którzy wiedzę na ten temat zabrali ze sobą do grobu. Czy po tylu latach jesteśmy w stanie ustalić, jak doszło do tej nieszczęśliwej straty?
Sekretne pomieszczenie
Żeby spróbować odpowiedzieć na to pytanie, musimy zacząć od początku. Na wiosnę 1939 r., w obliczu zagrożenia wojennego na Uniwersytecie Jagiellońskim postanowiono przygotować tajemną kryjówkę do ukrycia najcenniejszych zbiorów uczelni. Działania w tym kierunku podjęli pracownicy Zakładu Historii Sztuki UJ: ówczesny kierownik prof. Tadeusz Szydłowski oraz doc. dr Adam Bochnak i dr Karol Estreicher. Zakład znajdował się wówczas w pomieszczeniach parterowych Collegium Novum, na prawo od wejścia do budynku.
Bezpośrednio pod zakładem znajdowało się sekretne pomieszczenie bez okien, które od czasu budowy Collegium w latach 80. XIX wieku zostało zaaranżowane na wypadek potrzeby ukrycia kolekcji dzieł sztuki oraz innych zabytków należących do uniwersytetu. W końcu sierpnia 1939 r. schowano tam nie tylko cenne zbiory historyczne, ale również część figur ze zdemontowanego ołtarza Wita Stwosza z kościoła Mariackiego. Niestety, po wkroczeniu Niemców do Krakowa i penetrowaniu zawartości budynków uniwersyteckich skrytka została odkryta w marcu 1940 r.
Jak wspominał po wojnie Julian Lis, pedel przy Rektoracie UJ w Collegium Novum: „Mogę tylko powiedzieć jedno, gdybym ja był wiedział niektóre tajemnice UJ, byłbym dużo rzeczy uratował, a miałem możność, gdyż Germańcy mi ufali i to nazbyt. Ale kiedy i oni się przekonali, że tu są jeszcze majątki, zaraz wystawili wartę SS, gdzie i tym nie ufano, a żeby się nie porozumiewali z nami, to nie wolno było wchodzić na portiernię, jeżeli nie wezwali sami”. Po latach od tamtych wydarzeń nie udało się precyzyjnie zlokalizować miejsca w Collegium Novum, w którym znajdowało się sekretne pomieszczenie.
Zamurowane w fundamencie
Niemcy nie znaleźli jednak w schowku jeszcze jednej skrytki, która została zamurowana głęboko w fundamencie. To właśnie tam ukryto wspomniane berła, łańcuchy, pierścienie, numizmaty oraz pergaminowe dokumenty fundacyjne. Przed wojną przedmioty te były zdeponowane w sejfach Banku Gospodarstwa Krajowego oraz Banku Związku Spółek Zarobkowych. 31 sierpnia 1939 r. na polecenie rektora Tadeusza Lehr-Spławińskiego kierownik sekretariatu UJ Włodzimierz Ottman podjął przedmioty z banków, a dzień później przekazał je Adamowi Bochnakowi, który przystąpił do ich ukrycia. Z dokumentów archiwalnych wynika, że akcję ukrywania skarbów uniwersyteckich przeprowadził Bochnak z pomocą Michała Orkisza i Jerzego Żarneckiego.
Orkisz był zasłużonym woźnym muzealnym Gabinetu Archeologicznego, przebywającym już wówczas na emeryturze. Zmarł niedługo później, bo na jesieni 1940 r. Żarnecki był wtedy asystentem w Zakładzie Historii Sztuki. Po zakończeniu wojny obronnej przedostał się do Francji, gdzie wziął udział w kampanii francuskiej w 1940 r., trafił wtedy do niewoli niemieckiej. Następnie po ucieczce dotarł do Londynu, gdzie pracował w Biurze Rewindykacji Strat Kulturalnych. Po wojnie osiadł na stałe w Wielkiej Brytanii, pracował m.in. w Courtauld Institute of Art. Dodajmy dla wyjaśnienia, że według zachowanych informacji kierownik zakładu prof. Szydłowski nie brał udziału w procedurze ukrycia skarbów, zmarł w 1942 r.
Wiemy, że do schowka została dołączona kartka papieru z informacją o ukryciu przedmiotów i nazwiskami osób, które uczestniczyły w zdarzeniu: „Skarbiec U.J. schowany 1.IX.1939 godz. ... Adam Bochnak, Jerzy Żarnecki, Michał Orkisz”. Kartka ta nie przetrwała jednak do naszych czasów. O jej istnieniu dowiadujemy się z protokołu otwarcia skrytki w 1945 r.
Szara eminencja?
Jedną z najbardziej tajemniczych osób zaangażowanych w całą sprawę jest Karol Estreicher, wybitny historyk sztuki, dziś częściej jednak krytykowany za swoją autorską wizję powojennej przebudowy Collegium Maius i urządzenia w nim muzeum uniwersyteckiego. Wszystko wskazuje na to, że Estreicher nie był obecny przy ukrywaniu dokumentów fundacyjnych, ponieważ transportował rozebrany Ołtarz Mariacki galarem przez Wisłę do Sandomierza, gdzie został zdeponowany w piwnicach tamtejszej katedry i Diecezjalnego Seminarium Duchownego.
Gdy wrócił z Sandomierza, w nocy 1 września, przez następne dwa dni zabezpieczał zbiory Zakładu Historii Sztuki oraz Gabinetu Polskiej Akademii Umiejętności. 3 września był jeszcze widziany pod Collegium Novum przez prof. Henryka Barycza, który wspominał później: „Przed Collegium Novum spotkałem kolegę Karola Estreichera. Pierwszym jego pytaniem było: Nie ucieka Pan? Chce Pan, aby Niemcy wzięli Pana do obozu koncentracyjnego?”. 4 września Estreicher udał się na wschód w poszukiwaniu wojska polskiego, w którego szeregi chciał wstąpić. Przez Węgry przedostał się do Francji, gdzie został przez rząd emigracyjny delegowany do zabezpieczenia ewakuowanych zbiorów. Następnie pełnił przez 5 lat funkcję kierownika Biura Rewindykacji Strat Kulturalnych w Londynie.
Huk bomb lotniczych
Sam Adam Bochnak, wkrótce po schowaniu skarbów, podobnie jak Estreicher, uciekł z Krakowa w obawie przed aresztowaniem. Przez całą okupację ukrywał się w Ciężkowicach (okazjonalnie pojawiał się jednak w Krakowie), gdzie organizował tajne nauczanie. Po wyzwoleniu Krakowa i wznowieniu działalności przez uniwersytet, 22 kwietnia 1945 r., Bochnak przedłożył władzom uczelni relację dotyczącą swoich wojennych losów.
Wspomniał w niej o akcji ukrycia insygniów i aktów fundacyjnych: „Przybywszy ze wsi do Krakowa 25 sierpnia 1939 r., zająłem się wspólnie z drem Karolem Estreicherem rozebraniem i zapakowaniem ołtarza mariackiego Wita Stwosza, celem zabezpieczenia go przed ewentualnym bombardowaniem w czasie bliskiej już wojny. (...) Po wyjeździe dra Estreichera z ołtarzem pozostałem w Krakowie, aby doglądnąć jeszcze ostatnich przygotowań do obrony przeciwlotniczej w bloku obejmującym budynek Polskiej Akademii Umiejętności oraz, o ile by czas na to pozwolił, pościągać z drewnianych kościółków na prowincji bodaj najcenniejsze średniowieczne obrazy i rzeźby celem zabezpieczenia ich przed tak łatwym w czasie wojny pożarem. Ale to zostało już tylko w sferze projektów. (…) Nazajutrz, w pamiętny piątek 1 września, budzą mię huki bomb lotniczych. Obejmuję służbę obrony przeciwlotniczej w gmachu Polskiej Akademii Umiejętności, zamurowuję przy odgłosie bomb zabytkowe berła i fundacyjne dokumenty uniwersyteckie w miejscu jeszcze na wiosnę po cichu przygotowanym”.
Otwarcie skrytki
W swojej relacji nie podał jednak dokładnej lokalizacji kryjówki. Czy zrobił to świadomie, nie chcąc zdradzać miejsca ukrycia cennych przedmiotów w obawie przed możliwością splądrowania skrytki przez niepowołane osoby? Tego nie wiemy. Gdy uznano, że sytuacja polityczna jest wystarczająco stabilna, postanowiono otworzyć skrytkę. W sobotę, 28 lipca 1945 r., przy nadzorze Komisji Artystycznej Senatu Akademickiego UJ (w składzie której znalazł się również Adam Bochnak, jako jedyny z osób zaangażowanych w bezpośrednią akcję z 1 września 1939 r.), skuto podłogę w piwnicy i wydobyto skrzynię.
Okazało się, że przetrwały wszystkie skarby, oprócz pergaminowych dokumentów, które uległy degradacji. Pozostały po nich jedynie pieczęcie królewskie fundatorów (obecnie w zbiorach archiwum UJ) i skrzyneczki, w których przechowywano akta od czasu jubileuszu uniwersytetu w 1900 r. Nikt wówczas nie pomyślał o wykonaniu dokumentacji fotograficznej, być może nie było nawet takiej możliwości. Prawdopodobnie działano w pośpiechu, nie chcąc wzbudzać sensacji w środowisku akademickim i w lokalnej prasie.
Wiele wskazuje na to, że Estreicher nie był również obecny przy otwarciu skrytki, choć według jego słynnego „Dziennika wypadków” w końcu lipca 1945 r. przybył na moment do Polski w sprawach rewindykacyjnych i zawitał do rodzinnego Krakowa dokładnie 29 lipca. W dzienniku pod datą 30 lipca zapisał, że „Bochnak szuka bereł”. Można przypuszczać, że nie brał udziału w tych poszukiwaniach, jak również w otwarciu samej skrytki. Znając charakter zapisów Estreichera w dziennikach, takie poszukiwania zostałyby z pewnością udokumentowane. Być może sprawa skrytki nie budziła w nim wówczas większego zainteresowania z uwagi na dużo poważniejsze zadania związane z rewindykacją zagrabionych przez Niemców polskich dzieł sztuki.
Skoczogonki zjadły pergamin?
Do skrytki komisja powróciła 1 sierpnia, kiedy zorientowano się, że brakuje dwóch łańcuchów, których nie wydobyto za pierwszym razem, a które zostały tam ukryte w pierwszym dniu wojny. Wszystkie precjoza zostały przekazane na przechowanie do katedry na Wawelu. Wróćmy jednak do protokołów wydobycia uniwersyteckich skarbów ze schowka. Są one nieprecyzyjne, brakuje m.in. podpisów niektórych członków komisji. Możliwe, że sporządzone zostały post factum. Oliwy do ognia dolewa ekspertyza z 1946 r., wykonana przez doktorów botaniki Jana i Wandę Zabłockich, według której średniowieczne dokumenty zostały pożarte przez niewielkie stawonogi zwane skoczogonkami. Dziś wydaje się jednak, że teoria o skoczogonkach jest chybiona, ponieważ nie żywią się one białkiem, które są składnikiem pergaminowych dokumentów.
Z drugiej jednak strony zachowały się dokumenty archiwalne, które wskazują, że w sekretnej piwnicy w Collegium Novum, w której ukryto precjoza, był poważny problem z wilgotnością i pleśnią. Jak zauważyli historycy z UJ Marcin Baster i Krzysztof Ożóg, zniszczeniu uległy nie tylko dokumenty fundacyjne, ale zbutwiał również drążek berła Zbigniewa Oleśnickiego.
Słój Estreichera mistyfikacją!?
Sprawie losów dokumentów fundacyjnych Estreicher zostawił jeden trwały, wręcz kontrowersyjny ślad. Pozostałości aktów założycielskich UJ zostały zebrane do specjalnego słoja i wraz z fragmentami skrzyneczek przekazano do zbiorów muzeum uniwersyteckiego. Dopiero prace konserwatorskie wykonane kilka lat temu wykazały, że w słoju nie znajdują się szczątki średniowiecznych dokumentów, lecz piasek, kamienie i ścinki starych gazet. Zaczęto więc powątpiewać w faktyczną zawartość słoja, która mogła nie pochodzić wcale z miejsca skrytki.
Estreicher był mistrzem kreowania historii, których nie było. Wiele jednak jego pomysłów wytrzymało próbę czasu, jak chociażby słynna uniwersytecka dewiza „plus ratio quam vis”, którą... sam wymyślił. Jak pisał: „Przeciwnicy zarzucają mi, że fałszuję. To niedobre słowo, bo zawiera w sobie nieuczciwość. Właściwszy wyraz to podrabianie lub najlepiej rekonstrukcje. Co wieki u nas zniszczyły, to ja rekonstruuję”. Idąc logiką Estreichera, należy uznać, że słój ma stanowić symboliczne wyrażenie nieszczęśliwej straty uniwersytetu.
Szczęście w nieszczęściu
Akta fundacyjne UJ szczęśliwie zostały uwiecznione przed wojną na fotografiach. Z inicjatywy historyka prof. Stanisława Krzyżanowskiego wykonano zdjęcia obydwóch dyplomów w skali 1:1 przy okazji wspominanego już jubileuszu uczelni w 1900 r. Stały się one podstawą do wykonania kopii dokumentów przez Tadeusza Przypkowskiego, które można dziś zobaczyć podczas zwiedzania ekspozycji w Muzeum UJ.
Utrata tak ważnych dokumentów dla Uniwersytetu Jagiellońskiego, które ukryto przecież w dobrej wierze przed, jak się okazało, nieobliczalnym najeźdźcą, jest niepowetowaną stratą dla polskiej kultury. Wokół sprawy wytworzyła się w ostatnich latach pewna legenda miejska, która co jakiś czas odżywa i wymyślane są do niej kolejne historie, jakoby średniowieczne akta mogły szczęśliwie przetrwać wojnę, a ukryte są w miejscu znanym wyłącznie „wtajemniczonym” osobom. Tego typu rewelacje nie znajdują jednak potwierdzenia w faktach. Jedyny żal, jaki możemy mieć do świadków tamtych wydarzeń, to brak utrwalonych wspomnień, które rzuciłyby nowe światło na sprawę.