Nieznośny fetor w Łodzi. Brzydki zapach unosił się w Łodzi przez sobotę i niedzielę
W godzinach południowych w sobotę rozdzwonił się nasz dyżurny telefon.
- Co tak okropnie śmierdzi? - pytał czytelnik z Widzewa. - Jakby jakieś wielkie szambo wylało. Podejrzewam, że to awaria w Grupowej Oczyszczalni Ścieków, bo to chyba od tamtej strony z wiatrem idzie...
Ale dzwonili również czytelnicy ze Smulska i Retkini, że fetor nadciągnął nad ich osiedle od... wschodu, od strony centrum. Nieprzyjemny zapach odczuwali również, choć w dużo mniejszym stopniu, mieszkańcy Bałut. Wyraźniej było go czuć na Górnej i Kozinach, także na Widzewie.
- Nie doszło do żadnej awarii na terenie miasta - mówi Kamil Kusiak z Centrum Zarządzania Kryzysowego w Łodzi. Choć o tym, że śmierdziało, wie, bo dzwonił ktoś z Widzewa właśnie.
Podejrzenie padło na niedrożną miejską kanalizację.
- To niemożliwe - twierdzi Miłosz Wika, rzecznik Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. - W Łodzi ścieki spływają grawitacyjnie i z dużą siłą, bo kanały mają znaczny spadek. Nie ma mowy, by zapchały. A wpusty uliczne mają syfon, który zapobiega wydostawaniu się zapachu. Owszem, czasami się zdarza, że woda z niego wyparuje - ale to tylko przy bardzo dużych i długotrwałych upałach.
Skąd wziął się w takim razie ów fetor?
- Nie wiadomo. Napłynął prawdopodobnie spoza miasta, z wiatrem od wschodu - mówi Kamil Kusiak.
- To się powtarza co roku wiosną - dodaje M. Wika. I jest niemal pewien, że to efekt wylewania gnojowicy na pola przez rolników i takiej cyrkulacji powietrza, która skumulowała zapach w mieście.