Huk, raz, dwa trzy, kolejny i znowu. Jeśli ktoś nie zna Bierunia, mógłby pomyśleć że właśnie doszło do katastrofy. Ale mieszkańcy miasta do hałasu eksplodujących ładunków wybuchowych są przyzwyczajeni. Fabryka materiałów wybuchowych Nitroerg prowadzi kontrolowane eksplozje doświadczalne niemal każdego dnia między godz. 9.30 a 11. Tutaj już nikt na nie nie reaguje. Bo zakład to przede wszystkim miejsce pracy setek ludzi. - Coś za coś - przyznają mieszkańcy pobliskiego osiedla ERG, na którym nadal sporo mieszkańców to obecni lub emerytowani pracownicy fabryki. Bo jej historia sięga 1871 roku. Wówczas, zaledwie kilka lat po wynalezieniu dynamitu przez Alfreda Nobla, w Bieruniu powstała Śląska Fabryka Materiałów Wybuchowych. Dziś pod nazwą Nitroerg należy do miedziowego potentata polskiego - KGHM.
W środę w fabryce oficjalnie została otwarta nowoczesna linia produkcyjna emulsyjnych materiałów wybuchowych. Nazywanych przewrotnie bezpiecznymi, ale to za sprawą tego, że mogą być wykorzystywane nawet w kopalniach metanowych i na pokładach, gdzie utrzymuje się wysokie stężenie pyłu węglowego.
Budowa nowej linii trwała półtora roku i kosztowała około 18 mln zł. Inwestycja jest elementem planu kompleksowej modernizacji procesów produkcyjnych i technologii firmy, szacowanej na około 150 mln zł.
- Jej przewaga nad dotychczas używaną linią związana jest z wyższą jakością i szerszą gamą asortymentową wyrobów, niższymi kosztami produkcji, większym bezpieczeństwem procesowym oraz wydajnością - mówi Józef Dulian, Prezes Zarządu Nitroerg S.A.
Ale wraz z otwarciem nowej linii, zamknięta została hala do produkcji klasycznego dynamitu, który wytwarzany będzie tylko w Krupskim Młynie - drugiej fabryce Nitroerg. W Bieruniu będą produkowane teraz dwa rodzaje materiałów wybuchowych: emulsyjne luzem o konsystencji żelu i emulsyjne nabojowane (pakowane).
- Pierwsze z nich są stosunkowo bezpieczne, uczulane (uzyskujące zdolności wybuchowe) w otworach strzałowych tuż przed zastosowaniem. Ich zaletą jest prosta technologia - mówi Krzysztof Maciejczyk, rzecznik prasowy Nitroerg S.A. - Materiały wybuchowe nabojowane to technologiczny następca dynamitu. Są jednak zdecydowanie od niego bezpieczniejsze w produkcji, transporcie i stosowaniu - tłumaczy.
Bo z bezpieczeństwem w bieruńskiej fabryce bywało przed laty różnie. Jak wskazuje Ludwik Musioł w monografii Bierunia, zakład był w latach powojennych niedoinwestowany, dlatego często dochodziło do wypadków. - 13 września 1960 roku wybuch dynamitu zabił doświadczoną pracownicę Albinę Madej. Komisja powołana do zbadania przyczyn wypadku nie zdołała ich ustalić - pisze Musioł.
Sześć lat później doszło do kolejnej tragedii. W wybuchu nitrogliceryny zginęły cztery osoby. Straty były ogromne, a z okien pobliskiego osiedla wyleciały szyby. Sprawą zajęła się wówczas nawet Służba Bezpieczeństwa. Po dochodzeniu ujawniono, że w zakładzie nieprawidłowo była przewożona nitrogliceryna.
Jan Wieczorek w fabryce materiałów wybuchowych na Ergu przepracował 36 lat m.in. na stanowisku dyrektora technicznego. Przyznaje, że praca z dynamitem do bezpiecznych nie należała. - Przeżyłem szereg wypadków, które miały tu miejsce, one zawsze były bolesne. Największy wybuch był pod koniec lat 80. Wyleciał nam w powietrze gniotownik. Cztery osoby zginęły - wspomina. - Było ogromne zainteresowanie dziennikarzy, którzy chcieli wejść na zakład, my ich nie mogliśmy wpuścić, bo na miejscu wybuchu było jeszcze 15 ton nitrogliceryny. To były smutne wydarzenia - dodaje.
Wówczas większość pracowników miało bezpośrednią styczność z dynamitem i zapalnikami.- To były inne czasy. Dziś fabryka przypomina przemysł spożywczy. Podstawowe składniki nie są wybuchowe. A dawniej podstawowym składnikiem materiałów wybuchowych była przecież nitrogliceryna - kończy.