Nitschke robi formę. Nawet dziewięć godzin przy stole
7 lutego startują mistrzostwa Europy we Wrocławiu. Sześć dni później zaczną rywalizować seniorzy. Na miejscu nie zabraknie naszych ludzi.
Impreza ma potrwać do 20 lutego. Start w tych zawodach bardzo poważnie traktuje Marcin Nitschke. Znany w regionie i nie tylko zawodnik opowiada o przygotowaniach. - Szczerze? Nie przypominam sobie, kiedy tak ciężko pracowałem. Dysponuję pewnym, ustalonym wcześniej budżetem, mam sztab ludzi. To nie tylko trener. Za chwilę znowu zaczynam współpracę z psychologiem z Polskiego Komitetu Olimpijskiego, mam kontrakt z dietetykiem. To nie tylko samo stanie przy stole - przekonywał Nitschke, który odniósł się do pytania, kto będzie jego najtrudniejszym rywalem.
- Mimo tego, że rywalizuje już od 22 lat, powiem tak: ja sam. Razem z trenerem Zubrzyckim zmieniliśmy kilka rzeczy w technice. To działa. Teraz chcemy to wprowadzić do gry. Jeśli będę szedł według naszego planu to moim celem jest wyjście z grupy. Jeszcze nie wiem, na kogo trafię. Jedno jest pewne: to poważna impreza, na której wystartują byli zawodowcy, medaliści mistrzostw świata i Europy. To w sumie ponad 300 zawodników z 38 krajów. Tam nie będzie słabeuszy. Na kilka dni przez turniejem wejdziemy już w ten cały tunel koncentracji i będziemy się wyciszać - zapowiedział zielonogórzanin.
To, że przygotowania do mistrzostw trwają bardzo intensywnie potwierdza opiekun Nitschke. - Spotykamy się trzy-cztery razy w tygodniu. Dziennie odbywamy trzy sesje, a jedna z nich trwa nawet do trzech godzin. To daje łącznie jakieś dziewięć godzin spędzone przy stole. Oprócz tego Marcin ćwiczy sporty uzupełniające, które mają wzmocnić jego szkielet, korzysta z usług fizjoterapeuty i stosuje specjalną dietę - opisywał trener Marek Zubrzycki, który dojeżdża z Wrocławia.
Nitschke zdradził także ciekawostki odnośnie technicznych przygotowań. - Niedawno odwiedził nas serwis, który przyjechał wymienić sukno w stole. We Wrocławiu będziemy rywalizować na tych samych stołach, którymi dysponuję u siebie w klubie. Liczą się najdrobniejsze szczegóły. Proszę sobie wyobrazić, że uderzenie na nowym materiale ma wpływ na to, że bila leci około dwa metry dalej, w porównaniu do tego zużytego. Niektórzy zawodnicy mogą mieć zatem problemy z przystosowaniem się do tego sprzętu. My za to nie będziemy na nic narzekać - przekonywał zielonogórzanin.
W rywalizacji na Dolnym Śląsku weźmie udział również 11-latek z Zielonej Góry. - Zajęcia odbywam się pod opieką mojego ojca. Obecnie mam ferie, więc mogę trenować od trzech do nawet pięciu godzin dziennie. Na początku pracuję nad technikami, które zalecał mi trener wicemistrza świata z zeszłego roku, Shauna Murphy’ego. Następnie gram tak zwane „odstawne” i „rutyny”. To z kolei wskazówki od szkoleniowca narodowej kadry. Na koniec, jak się uda stajemy z tatą do stołu i sparujemy - tłumaczył młody medalista mistrzostw Polski, Antek Kowalski. Jak znajomi reagują na jego pasję? - Jedni wiedzą co robię, inni nie. Może jestem trochę taką gwiazdą, z racji tego, że posiadam pewne osiągnięcia. Ostatnio zorganizowałem urodziny w klubie i koledzy oraz koleżanki mieli okazję, aby zapoznać się zasadami tej gry. Jeżeli ktoś jest chętny, to jestem w stanie wszystko wytłumaczyć i pokazać przy stole - zapewniał młody snookerzysta.
Mówi się, że tak zwane „ściany” pomagają gospodarzą. To, że turniej odbędzie się we Wrocławiu, a nie gdzieś w innym kraju ma jakiekolwiek znaczenie dla krajowych zawodników? - Sądząc po tego typu zawodach, które odbyły się u nas w 2013 roku, muszę przyznać, że mi to pomogło. Miałem bardzo ciężki mecz z przedstawicielem Izraela. Na przełomie pięciu lat z nim przegrywałem, a wtedy go pokonałem. Wówczas wspomagali mnie fani. Teraz także dostaje informację, że nasi kibice pojawią się we Wrocławiu - przyznał Nitschke.
- Dla mnie jest obojętne. Ja mogę grać w każdym zakątku świata. Zależy mi wyłącznie na tym, aby jak najlepiej się zaprezentować - komentował Kowalski.