Nocna zmiana PiS [komentarz Beaty Busz]
Pamiętają Państwo, jak poseł Janusz Sanocki od Kukiza wnioskował, by obrady Sejmu kończyły się w piątek o godz. 12. Albo jak posłanka Joanna Augustynowska z Nowoczesnej weszła na mównicę po godz. 23 i pytała: czy o takiej godzinie powinno się podejmować ważne decyzje?
Leniuchy. Nie to co Prawo i Sprawiedliwość. Co posiedzenie Sejmu fundują sobie istny maraton. Aż nie wszyscy wytrzymują to mordercze tempo. Umęczony minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel po godz. 2 zapadł w sejmowej palarni w drzemkę. Oczywiście złośliwi posłowie z PO zaraz to wykorzystali. Pstryknęli fotkę i wrzucili do sieci.
A przecież dzięki niezwykłej pracowitości PiS Polska stała się języczkiem u wagi na arenie międzynarodowej. Co prawda miało być ostro, a wyszło tak, że partia - po chwilce strachu - ze zdwojoną energią powróciła do swoich „dobrych zmian”. Wkrótce odczujemy je wszyscy na własnej skórze. Złożymy się na wcześniejsze emerytury uciekających w popłochu przed reformą Ziobry prokuratorów. Zapłacimy też więcej za zakupy w marketach. Choć rządzący coś tam przebąkują, że wydadzą dekret rodem z PRL zakazujący podnoszenia cen. Jednak podobne zapowiedzi już słyszałam w przypadku obarczonych podatkiem banków. Minister Szałamacha przekonywał, że klienci będą mogli uciekać od pazernych bankowców do państwowego PKO BP. Tylko że ten kilka dni temu również podniósł opłaty.
Posłowie PiS, zamiast uchwalać ustawy nocą, śpijcie słodkim snem. To byłaby dobra zmiana.