Nowa serialowa moda, czyli oglądanie ciurkiem
Gdy przed laty (w roku 1984) w telewizji leciał brazylijski serial pt. „Niewolnica Isaura”, w gazetach pełno było narzekaniana fatalny gust telewizyjnej publiczności. Bo przecież ta Isaura była tak wzorcowo zgnębiona, a ten Leoncio tak modelowo nikczemny, że aż śmieszni byli oboje. Ludziom serial się jednak podobał i to do tego stopnia, że gdy w telewizji szła „Isaura”, to ulice polskich miast pustoszały.
Ktoś w tym czasie opublikował list, jaki do dyrekcji TVP wysłały pensjonariuszki domu spokojnej starości, które prosiły, żeby nie opóźniać emisji kolejnej partii odcinków „Isaury”: „Martwimy się, że umrzemy i nie dowiemy się, co było dalej” - pisały zatroskane staruszki. Pamiętam do dziś, że szczęka mi wtedy opadła z wrażenia, bo nie przypuszczałem, że do tego stopnia można się zapamiętać w serialowej fikcji. Mam nadzieję, że starsze panie doczekały szczęśliwie końca telenoweli o Isaurze, a może nawet zaliczyły jeszcze jakieś inne telewizyjne tasiemce.
Teraz mamy inne czasy i nie trzeba już czekać tydzień na następny odcinek. Są nawet takie seriale, które produkuje się z myślą, że będą oglądane hurtowo, po kilka odcinków naraz. W Ameryce taka taktyka oglądania seriali ma nawet swoją nazwę: binge watching. Po polsku można by to chyba przetłumaczyć jako „oglądanie ciurkiem”, choć to polskie „ciurkiem” brzmi dosyć lekko, podczas gdy uczona definicja określa binge watching jako „oglądanie kompulsywne”, czyli mające groźny charakter obsesji czy psychicznego natręctwa. Wiadomo jednak, że taki sposób oglądania seriali ma wielu zwolenników. Przyznam się, że i ja zaliczyłem kilka serialowych sesji do białego rana, gdy mój syn kupił sobie dostęp do Netflixa - wielkiej internetowej wypożyczalni filmów.
Najlepszym przykładem serialu przygotowanego z myślą o oglądaniu ciurkiem jest „House of Cards”, którego 5. sezon można ciurkiem oglądać od kilku dni na Netfliksie. I może właśnie w związku z premierą kolejnej porcji matactw Franka Underwooda Telewizja Polska postanowiła dać Ameryce odpór. Prezes Jacek Kurski nawet wprost napisał z entuzjazmem na Twitterze: „Netflix idzie w odstawkę!”. Dlaczego? Dlatego, że w tych dniach TVP udostępniła darmową platformę VOD, czyli wideo na życzenie. Można tam oglądać ciurkiem „Czterech pancernych”, „07 zgłoś się”, „Przygody psa Cywila” i inne hity z PRL. Jest też „Ranczo” i „M jak miłość”.
Chociaż staram się trzymać z daleka od instytucji zarządzanej przez Jacka Kurskiego, przez chwilę miałem ochotę przypomnieć sobie któreś błyskotliwe zwycięstwo porucznika Borewicza. Przeczytałem jednak, że darmowe filmy w VOD Kurskiego przerywane są reklamami, a poza tym przed oglądaniem trzeba obejrzeć reklamowe „słowo wstępne”. Dałem więc sobie spokój. No, ale skoro prezes pisze, że Netflix idzie w odstawkę, to pewnie liczy, że ciemny lud to kupi.