Kiedyś ludzie ginęli w powstaniach za przyszłość Górnego Śląska, ostatnio umierają za przeszłość. Trzydzieści lat temu górnictwo było filarem gospodarczej potęgi Śląska, jednak dziś węgiel kamienny się kończy. Nie tylko nie da się zatrzymać zamykania kopalń. Trzeba ustalić jak szybko to nastąpi.
W sąsiednich Niemczech węgiel odchodzi do przeszłości. Kilka dni temu niemiecki rząd podjął bardzo dobrą decyzję. Chodzi o plan wydania do 2038 r. do 40 miliardów euro, aby złagodzić negatywny wpływ na regiony bazujące na wydobyciu węgla przy założeniu całkowitej rezygnacji wykorzystania tego paliwa do produkcji energii.
W styczniu powołany przez niemiecki rząd zespół zalecił zaprzestanie spalania węgla w celach energetycznych najpóźniej do 2038 r., w ramach działań mających na celu ograniczenie zmian klimatu. Ostatnia niemiecka kopalnia węgla kamiennego została zamknięta w ubiegłym roku. To milowy krok w rozwoju gospodarki bez węgla.
Transformacja Górnego Śląska ma już kilkunastoletnią historię. Rozpoczęła się w 2003 r, kiedy to opracowano strategiczny dokument pt. "Założenia programu łagodzenia w regionie śląskim skutków restrukturyzacji zatrudnienia w górnictwie węgla kamiennego", w którym dokonano analizy sytuacji społeczno-gospodarczej regionu oraz wskazano cele i priorytety przyjętego programu odchodzenia od węgla.
Jeszcze w roku 1990 w 70 funkcjonujących kopalniach wydobyto 151,3 mln ton węgla kamiennego, przy zatrudnieniu wynoszącym 416 tys. pracowników. Tymczasem, w 2018 r. wydobycie surowca wyniosło 63,4 mln ton, a zatrudnienie w sektorze górnictwa węgla kamiennego wynosiło około 82,8 tys. osób. Prognozuje się, że po roku 2030 na Górnym Śląsku będzie działać nie więcej niż 12 czynnych kopalń, w których pozostanie 390 mln ton węgla do wydobycia. Kopalnie te, przy założeniu wykorzystania maksymalnych zdolności produkcyjnych szybów wydobywczych, będą w stanie wydobyć ok. 40 mln ton węgla rocznie. Oznacza to, że węgla wystarczy nam maksymalnie na 10 lat.
Tymczasem, kiedy ONZ organizuje w Katowicach konferencję i uzgadnia międzyrządowe plany powstrzymania kryzysu klimatycznego, a naukowcy biją na alarm, że spalanie węgla przez człowieka jest przyczyną największej katastrofy w dziejach naszej Planety, na Górnym Śląsku otwiera się nowe kopalnie. Słusznie mieszkańcy Imielina protestują przeciwko decyzji, jaką przed kilkoma dniami podjął Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska (RDOŚ) w Katowicach nadając rygor natychmiastowej wykonalności dla decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach wydanej dla przedsięwzięcia „wydobywanie węgla kamiennego ze złoża Imielin Północ". Mieszkańcy Górnego Śląska doskonale wiedzą, że wydobycie węgla na kilku płytkich pokładach najtańszą metodą „na zawał" doprowadzi do znacznych odkształceń terenu i obniżenia jego powierzchni nawet o 6 metrów.
Obniżenie terenu spowoduje z kolei bardzo wysokie ryzyko zniszczeń domów. Mieszkańcy Imielina brali kredyty, kupili ziemię, zbudowali domy, ponieważ ich właściciele zaufali ówczesnej Kompanii Węglowej, że pod Imielinem nie będzie eksploatacji węgla. Istnieje uzasadnione ryzyko, że na skutek fedrowania zostaną uszkodzone dwa zbiorniki wodne: podziemne jezioro i znajdujący się nad nim zbiornik Dziećkowice.
Warto przyspieszyć polskie plany wyjścia z węgla, zamiast budować nowe kopalnie wbrew mieszkańcom i samorządom lokalnym. Upłynęło już wiele czasu od rewolucji przemysłowej, kiedy szyby kopalniane były symbolem nowoczesności. Dziś mieszkańcy już wiedzą, że z powodu wydobycia węgla cierpi człowiek, samorząd lokalny i nasza Planeta. Dziś mieszkańcy Górnego Śląska powstają, ponieważ węgiel na Górnym Śląsku się kończy, a kopalni nie można przenieść. Szybkie odejście polskiej energetyki od węgla jest polską racją stanu. Mieszkańcy czekają na sprawiedliwe odejście od węgla. Im szybciej zrozumieją to politycy, tym lepiej dla mieszkańców, samorządów lokalnych i środowiska naturalnego.
Patryk Białas, aktywista klimatyczny, stowarzyszenie BoMiasto