NSZ stawiały przede wszystkim na walkę zbrojną z komunistami i Sowietami. Środowisko WiN początkowo myślało o działaniach głównie politycznych - mówi prof. Filip Musiał z krakowskiego oddziału IPN
Narodowe Siły Zbrojne i AK połączyły się w roku 1944. Po wojnie znowu separacja. Dlaczego?
To wynikało z celów, do jakich zmierzały te środowiska. A więc w jakimś stopniu także z przyjętej formuły walki i oczekiwanych jej skutków. Przede wszystkim jednak z innej interpretacji sytuacji geopolitycznej i jej konsekwencji. Nurt poakowski chyba w większym stopniu podatny był na zmiany formuły działania wynikające z wydarzeń na arenie europejskiej. Jakieś znaczenie, przede wszystkim w terenie, miało zapewne i rozdrobnienie organizacyjne. Po rozwiązaniu AK wiele oddziałów utraciło łączność z organizacyjną górą i działało w oderwaniu od ogólnopolskich struktur.
A bezpieka potrafiła to wykorzystać.
Na przełomie lat 40. i 50. gry operacyjne toczone z pozostałościami po podziemiu polegały na podprowadzaniu do małych oddziałów zbrojnych agentury legitymującej się jako łącznicy do organizacyjnej góry. Te prowokacje kończyły się zasadzkami, w których konspiratorzy ginęli albo byli aresztowani.
Problemy z komunikacją powodowały, że - choćby na Białostocczyźnie - partyzanci z WiN i NSZ potrafili przeprowadzać przeciwko sobie akcje likwidacyjne?
Czasem chodziło o problemy z komunikacją, innym razem o różne zaszłości. W grę wchodziły też bieżące spory wynikające z działalności na jednym terenie. Rozwiązanie AK spowodowało, że podziemie narodowe widziało siebie w roli jedynego uprawnionego do prowadzenia walki zbrojnej podmiotu. Dlatego próbowało narzucić swoje zwierzchnictwo grupom poakowskim, co rodziło konflikty. Zresztą nie zawsze był to spór pomiędzy formacjami podziemia antykomunistycznego. Przecież zarówno Wolność i Niezawisłość, jak i Narodowe Siły Zbrojne miały za zadanie oczyścić swój teren ze zwykłych szajek kryminalnych. Czasem dochodziło do pomyłek, które siłą rzeczy rodziły głębokie nieporozumienia… Każdy taki przypadek najlepiej rozpatrywać indywidualnie i wtedy dociekać, jaka była jego przyczyna.
Załóżmy, że jesteśmy w drugiej połowie lat 40. w jakimś lesie na wschodzie Polski. Czy na pierwszy rzut oka dało się odróżnić partyzanta narodowca od tego, który był związany ze środowiskami poakowskimi?
Mówimy o okresie powojennym, kiedy oddziały nie funkcjonowały jak regularne wojsko, tylko partyzantka. Nie wszyscy mieli nawet mundury, uzbrojenie było też dość przypadkowe. Zależało od pozostałości wojennych albo obszaru działalności danej komórki. Możemy mówić o broni zrzutowej, poniemieckiej czy porosyjskiej. Nie sądzę, żeby na pierwszy rzut oka w lesie dało się odróżnić, z kim mamy do czynienia.
Co przede wszystkim odróżnia bojowników NSZ od partyzantów związanych niegdyś z AK?
Idea. Narodowe Siły Zbrojne to formacja związana z obozem narodowym, a także jego przedwojenną myślą. Armia Krajowa miała nieco inny rodowód. Nurt poakowski skupiał szersze ideowo środowiska. Poza tym AK w czasie wojny miała status Wojska Polskiego, a nie formacji zbrojnej jednego z obozów politycznych.
A sposób działania?
NSZ od samego początku stawiały na zdecydowany opór zbrojny. Nurt poakowski przyjmował, że sytuacja geopolityczna nie pozwoli odzyskać niepodległości drogą zbrojną. Dlaczego? Bo nie chodziło wyłącznie o pokonanie komunistów znad Wisły. Środowisko WiN uważało, że gdybyśmy chcieli wywalczyć niepodległość drogą zbrojną, musielibyśmy także zwyciężyć z Sowietami. A to nie wchodziło w rachubę. Dlatego Zrzeszenie WiN, w zamyśle, miało być organizacją o charakterze politycznym. Celem była wygrana sił niepodległościowych w wyborach.
Polscy komuniści i ich radzieccy mocodawcy nawet nie pomyśleli o wolnych wyborach.
Siła represji sowieckich, realizowanych również przez rodzimy aparat bezpieczeństwa, sprawiła, że WiN był organizacją polityczną tylko na południu Polski. Na ścianie wschodniej zachował charakter zbrojny. Często szeregowi partyzanci WiN nie mieli poczucia, że cokolwiek się zmieniło. Od czasów okupacji walczyli na tym samym terenie, w tych samych oddziałach i służyli pod tymi samymi dowódcami.
Punkty wspólne WiN i NSZ?
Przede wszystkim dążenie do niepodległości. Spór zacząłby się zapewne po odzyskaniu suwerenności. Polemika dotyczyłaby, jaka ta niepodległa Polska ma być.
Podczas amnestii z 22 lutego 1947 r. ujawniło się 90 proc. działaczy WiN i tylko 60 proc. narodowców. To o czymś świadczy?
Sfałszowanie wyborów ze stycznia i brak reakcji społeczności międzynarodowej miały decydujące znaczenie. Wytworzyły przekonanie, że Polska na dziesiątki lat znalazła się w strefie sowieckich wpływów i niewiele da się osiągnąć drogą zbrojną. Po drugie, trzeba wziąć pod uwagę logikę działań partyzanckich - nie da się utrzymać oddziałów partyzanckich w lasach i górach zimą. Dlatego większość, na początku zimy, była demobilizowana, a powrót do partyzantki następował dopiero wiosną. Zostawały tylko małe sztaby z grupami obrony. Tymczasem bezpieka przed wyborami urządzała gigantyczne obławy, które kończyły się rozbiciem dowództwa. Efekt? Wiosną 1947 r. żołnierze nie mieli do kogo wracać.
Ale skąd dysproporcja?
Zależnie od tego, z jakim terenem mamy do czynienia, liczby się zmieniają. Z jednej strony, mamy ludzi, którzy nie mogą wrócić do swoich dowódców. Z drugiej strony, tych, którzy po sfałszowaniu wyborów zachowują determinację i dalej chcą walczyć. Są także i ci, którzy ze względu na bezsilność postanawiają zakończyć etap walki, a potem dostosować się do rzeczywistości. Jakoś się odnaleźć. Istotne jest też to, że najliczniejsze struktury WiN znajdowały się wtedy w Obszarze Centralnym, którego kierownicy wpadli tuż przed wyborami. Ujawnienie w terenie było konsekwencją ich decyzji podjętych w areszcie.
Czy po roku 1947 podział partyzantów na narodowców i akowców ma jeszcze jakiś sens?
W lasach zostało jakieś 1,8 tys. osób. Czasami ten podział ideowy, przywiązanie do dawnych formacji były bardzo przez partyzantów akcentowane. Ale po 1947 r. w większości przypadków małe oddziały zaczynają się zmieniać w grupy przetrwania, a strona ideowa musi zejść na drugi plan. Ci ludzie walczą przede wszystkim o życie, chcą kolejnego tygodnia na wolności. Często mają prosty wybór - albo zostają w lesie i próbują trwać, albo wracają do domu, a potem lądują w więzieniu lub przed plutonem egzekucyjnym.