Numer 999 w woj. lubelskim: Co drugi telefon nieuzasadniony
Zdarza się, że pacjenci dzwonią po pomoc w sprawie temperatury, skaleczenia palca albo ze złym samopoczuciem czy drżeniem nóg.
Prawie 190 tysięcy razy wyjeżdżały karetki do potrzebujących w zeszłym roku na terenie województwa lubelskiego - informuje Główny Urząd Statystyczny. Wśród nich było 87 tys. osób po 65. roku życia i 10 tys. dzieci do 18 lat. Pacjenci z ambulansu najczęściej trafiali na szpitalne oddziały ratunkowe, a następnie na oddziały urazowo-ortopedyczne, chirurgii i chorób wewnętrznych.
Jednak coraz częściej mieszkańcy naszego regionu dzwonią pod nr 999 w przypadkach błahych i nieuzasadnionych. Najwyższa Izba Kontroli wskazuje, że co trzeci telefon jest bezzasadny. Jednak np. w chełmskim pogotowiu to już co drugie wezwanie.
- W zeszłym roku mieliśmy 57 tys. odebranych połączeń. Wyjazdów karetek było 21 tys., a w ok. 30 tys. przypadkach dyspozytorzy musieli odmówić przyjazdu karetki ze względu na bezzasadność wezwania. Z kolei ponad 4 tys. telefonów było fałszywych lub złośliwych - wylicza Tomasz Kazimierczak, szef pogotowia w Chełmie.
Podobne obserwacje ma Marcin Dąbski, ratownik medyczny z Lublina. - Wydaje mi się, że czasem nawet częściej niż co trzeci raz wyjeżdżamy do błahych przypadków. Są to np.: podwyższona temperatura, skaleczenie palca, drżenie nóg, mdłości, złe samopoczucie albo choroby przewlekłe - opowiada Dąbski.
Pacjenci w takich przypadkach powinni sami lub z pomocą bliskich wybrać się do lekarza rodzinnego albo nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej czy do szpitalnego oddziału ratunkowego.
- Być może dzwonią od razu po pogotowie z braku wiedzy na temat, gdzie mogą się udać po taką pomoc albo z wygody, bo chcą ominąć kolejki do przychodni. Traktują nas często jako ostatnią deskę ratunku, by bez oczekiwania dostać się do specjalisty - dodaje ratownik. I podkreśla, że ratownicy medyczni nie zajmują się leczeniem, ale ratowaniem życia i zdrowia w nagłych sytuacjach, jak np. uraz, zawał czy udar. - Rozumiemy, że dla pacjentów te dolegliwości nie są błahe, ale warto pomyśleć, że akurat w tym czasie ktoś naprawdę może potrzebować naszej pomocy, a dyspozytor nie będzie miał możliwości wysłania karetki, bo będzie w innym miejscu - wyjaśnia Marcin Dąbski.
W pogotowiu w Zamościu ok. 20 proc. połączeń dziennie spotyka się z odmowami.
- Dyspozytor ma prawo selekcji i gdy uważa, że stan pacjenta nie jest ostry, to może odmówić wysłania karetki - tłumaczy Aleksander Wiśniewski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w pogotowiu zamojskim.
Według informacji GUS, średni czas dojazdu karetki do pacjenta to w mieście na terenie woj. lubelskiego ok. 6 minut i 25 sek, a poza miastem 14 minut. - Ustawowo mamy 15 minut w mieście i do 20 poza. Bardzo rzadko zdarza się, że karetki przekraczają ten czas. Jeśli już tak się dzieje, to dlatego, że w danym momencie znajduje się w oddalonym rejonie miasta albo stan dróg pozostawia wiele do życzenia - dodaje Wiśniewski.
Od kilku lat ratownicy medyczni spotykają się z agresją ze strony pacjentów lub ich rodzin. Głównie są to obelgi słowne, ale czasem dochodzi do rękoczynów, do których posuwają się osoby pod wpływem alkoholu lub środków psychotropowych.
- Zdarzają się też tak przykre telefony, po których następnego dnia nie chce się iść do pracy - dodaje szef pogotowia w Chełmie.