O czyje interesy dba poseł Zbigniew Ajchler?
Poseł Zbigniew Ajchler wstąpił do Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt. Fundacja Otwarte Klatki zarzuca mu chęć lobbingu na rzecz ferm futrzarskich.
- Wstąpiłem do tego zespołu, bo w moim domu zawsze były zwierzęta. Nie wyobrażam sobie, nie żyć z nimi w symbiozie. Nie biorę pieniędzy za pracę posła, ale chcę dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem - tłumaczy Zbigniew Ajchler, poseł PO wybrany z okręgu pilskiego.
Zaznacza, że jest zdecydowanym przeciwnikiem zaniedbywania i znęcania się nad zwierzętami, w tym bicia ich czy trzymania psów na łańcuchu.
- Uważam, że za to powinny być wysokie kary. Jednak nie ukrywam, że jednym z powodów była też hodowla norek. Chcę wziąć udział w dyskusji na ten temat
- mówi Ajchler.
Wszystko związane jest z planowaną nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt. W planach jest m.in. zakaz hodowli zwierząt futerkowych. To on wzbudza najwięcej emocji.
Fundacja Viva i Otwarte Klatki zarzuciły posłowi, że w zespole będzie lobbował na rzecz hodowców. Fundacje przypomniały też, że jego syn chce otworzyć fermę norek, a asystentka również jest związana z przemysłem futrzarskim.
- Wydaje nam się, że obecność pana Ajchlera w Parlamentarnym Zespole Przyjaciół Zwierząt to taktyka obrana na to, by patrzeć na ręce osobom, które mogą mu zaszkodzić prywatnie i biznesowo - mówi Paweł Rawicki z fundacji Otwarte Klatki. Według niego to kontynuacja tego, co wcześniej robił brat Zbigniewa Ajchlera, Romuald, były poseł. Rawicki przypomina, że również był członkiem parlamentarnego zespołu.
- Dla mnie te fundacje są niewiarygodne, tendencyjne i nieuczciwe. Zorganizowały np. wystawę obok sejmowej kaplicy, jak odbywa się hodowla norek w Polsce. I gdybym nie pochodził ze wsi, to... sam byłbym za tym, żeby natychmiast jej zakazać. Z praktyki, a nie teorii wiem, jak te fermy funkcjonują naprawdę
- przekonuje poseł PO. I dodaje, że w kampanii wykorzystano zdjęcia chorych zwierząt z tzw. szpitalika, który znajduje się w każdej hodowli.
Ajchler zwraca też uwagę na kolejny aspekt sprawy. Do produkcji ubrań hoduje się także inne zwierzęta, nie tylko norki. - Są jeszcze kożuchy, buty, torebki. I robi się to na całym świecie. Dlaczego więc miałoby się nie hodować norek, ale inne zwierzęta już tak? - pyta poseł. I wyjaśnia, że norki żyjące w hodowlach nie nadają się do życia na wolności. Nie są przyzwyczajone do walki o pożywienie, ważą kilka razy więcej niż ich dzikie odpowiedniki i szybko przegrałyby z innymi zwierzętami.
- Fundacje wykorzystują protesty ludzi. Ale przecież przedsiębiorcy mają ekspertyzy środowiskowe i pozwolenia. Co mam powiedzieć dorosłemu synowi - nie hoduj norek, tylko barany? To absurdalne - odpowiada na zarzuty Ajchler. Według niego potrzebne są firmy niezwiązane z żadną stroną sporu, które mogłyby wykonywać potrzebne ekspertyzy.
Przeciwny zakazom jest także Stanisław Kalemba, były minister rolnictwa i rozwoju wsi.
- Tak niczego nie zbudujemy. Trzeba szukać kompromisu. Tym bardziej że hodowla tych zwierząt nie jest zabroniona w przepisach europejskich - zauważa Stanisław Kalemba. Według niego należy raczej poprawić funkcjonowanie ferm futrzarskich.
- To powinny być mniejsze fermy, usytuowane z dala od zabudowań, bo zapachy mogą być rzeczywiście uciążliwe dla mieszkańców. Ważne też, by norki nie mogły uciec, bo nie są przystosowane do życia poza fermą - wymienia były minister.
Nie widzi jednak możliwości, by zakazać hodowania zwierząt futerkowych, ponieważ są one ważnym elementem naszego eksportu i produkcji. Norki spełniają też jeszcze jedną ważną funkcję. Na fermach żywią się odpadami pozostałymi po uboju innych zwierząt.
- Gdyby zakazać hodowli np. norek, to trzeba by te odpady utylizować. Z moich obliczeń wynika, że kosztowałoby to około stu milionów złotych w skali kraju
- wylicza Kalemba i podsumowuje, że człowiek hoduje oraz zabija również inne zwierzęta i nie da się tego całkowicie ominąć. Ważne jednak, by robić to w humanitarnych warunkach.
O to, co sądzi o proponowanych zmianach, zapytaliśmy także Krzysztofa Jurgiela, obecnego ministra rolnictwa.
- Są środowiska, które mówią o takich zmianach. Na razie jednak są obowiązujące przepisy, a naszym zadaniem jest kontrola ich przestrzegania i warunków hodowli. Jako resort nie będziemy inicjować żadnych zmian - odpowiedział nam minister Krzysztof Jurgiel.