O historycznym sukcesie Arki i dramatycznym pożegnaniu legendarnego snajpera... Jagi.
W Suwałkach nie kryją, że pięknie byłoby zagrać w przyszłym roku o piłkarski Puchar Polski na Stadionie Narodowym. Bo przecież w 2017 roku Wigry będą obchodzić swoje 70-lecie. Ale też ich półfinałowy rywal ma podobne marzenie. Wszakże miałby wtedy szansę powtórzyć największy sukces w historii klubu.
Tym historycznym sukcesem w dziejach Arki było zdobycie przez gdynian Pucharu Polski. W finale rozegranym 9 maja 1979 roku na stadionie lubelskiego Motoru pokonali krakowską Wisłę 2:1. Oglądałem ten mecz w telewizji i przyznam się, że kibicowałem Arce. Bo w tej drużynie grał Jerzy Zawiślan, znakomity napastnik, który nad morze trafił z Jagiellonii Białystok. I właśnie z powodu popularnego „Siwego” zapamiętałem ten lubelski finał.
Zdobywał po kilkadziesiąt goli w sezonie. Swojego snajperskiego nosa nie stracił także w meczach na wyższym szczeblu. To jego dwa trafienia dały zwycięstwo 2:0 nad Wisłą Tczew i upragniony awans do II ligi. A w II-ligowym sezonie 1975/76 Zawiślan trzynastokrotnie pokonał bramkarzy rywali i sięgnął po tytuł wicekróla strzelców.
I właśnie po tym osiągnięciu „Siwy” zamienił czarno-białe barwy (w takich grali jagiellończycy) na żółto-niebieskie arkowców. Szybko też o jego nieprzeciętnych umiejętnościach przekonali się najsilniejsi w polskim futbolu. Zawiślanem zainteresował się nawet ówczesny selekcjoner, Jacek Gmoch. Ale nic dziwnego, bo o eksjagiellończyku mówiono podobnie jak o „Diable” Andrzeju Szarmachu: że włoży głowę tam, gdzie inny bałby się włożyć nogę.
Ta właśnie odwaga w grze i umiejętności sprawiły, że dla rywali Zawiślan był nie do upilnowania. No i uciekali się do gry nie fair. I stało się.
W meczu ze Stalą Mielec, po niezwykle brutalnym faulu, „Siwy” odniósł bardzo poważną kontuzję. Po długiej rehabilitacji wyszedł z niej, ale nie wrócił już do pełni formy. Na dodatek kontuzje zaczęły się mnożyć. W efekcie częściej się leczył, niż grał. Do składu Arki na pamiętny finał z Wisłą także wszedł po wyleczeniu kontuzji. Niestety, do końca meczu nie dograł. Kolejna dolegliwość. I obraz, który pamiętam do dziś. Zawiślan płacze, a komentatorowi mówi: „To już chyba koniec. Chyba już nie wrócę na boisko”.
Faktycznie był to jeżeli nie ostatni, to jeden z ostatnich meczów Zawiślana w barwach Arki. Wkrótce zakończył swoją karierę w Polsce. Wyjechał do USA, tam jeszcze trochę pograł m.in. w chicagowskich „Orłach”.
Jerzy Zawiślan nie wrócił już do kraju. Zmarł w 2005 roku w Toronto, w wieku zaledwie 54 lat.
Dzisiejsza Arka nie ma takiego napastnika. I dlatego liczę, że w półfinale popłynie na Wigrach.