O. Klimuszko: Gdybym miał wybór, gdzie żyć, to wybrałbym Polskę
Zasłynął jako jasnowidz i uzdrowiciel. Tłumy przychodziły do o. Klimuszki, by przepisał im jedną ze swoich skutecznych ziołowych mieszanek.
Przez współczesnych sobie zapamiętany został jako ten, który nawet nie ucząc się, wiedział wszystko. U przypadkowo napotkanego przechodnia potrafił rozpoznać niezdiagnozowany nowotwór czy chorobę wrzodową. Albo mówił: - Pan niech szybko idzie do dentysty. Jeszcze pan nie czuje silnego bólu, ale lewa górna trójka jest w bardzo złym stanie.
Był też jasnowidzem - znano go z nadzwyczajnej umiejętności przeszłości i przyszłości. Z małych fotografii potrafił odczytywać najbardziej skomplikowane i tajemnicze koleje ludzkiego losu. Przepowiadał przyszłość Polski i Europy, czym zyskał miano wizjonera.
Uwielbiał przebywać wśród ludzi, ale godzinami przesiadywał w ogrodzie sam, wpatrując się w kwiaty.
Film ze scenami życia
Pochodził z wielodzietnej rodziny mieszkającej w Nierośnie, niewielkiej miejscowości na Podlasiu. Żyli skromnie - drogę do Lwowa liczącą 500 kilometrów kilkunastoletni Czesław (bo tak miał „w cywilu” na imię) przebył po franciszkańsku, to znaczy piechotą. Choć tam ukończył gimnazjum i wstąpił do zakonu, teologię studiował już w Krakowie. Tu również, 6 maja 1934 roku, przyjął święcenia kapłańskie. Zgodnie z zakonnym zwyczajem co kilka lat przenosił się do innych klasztorów - Gniezna, Wilna, Łagiewnik koło Łodzi, Warszawy.
Jedni podziwiali go za niezwykły dar odczytywania tajemnic ludzkiego życia. Inni nazywali to szarlatanerią. Jedno jest pewne: ludzie przychodzili do niego, do klasztoru, w najtrudniejszych sytuacjach z prośbami o rady. Z jego pomocy korzystały też, choć się tym nie chwaliły, służby kryminalne.
Głośną była sprawa poszukiwania premiera Włoch, Aldo Moro, zamordowanego przez Czerwone Brygady. O. Andrzej Klimuszko wskazał miejsce, ulicę, na której stał zaparkowany samochód z ciałem premiera w bagażniku.
- Sam byłem świadkiem - mówi nam o. Witold Regulski, który przebywał z o. Andrzejem w elbląskim klasztorze - jednego z takich widzeń. Odwiedziła nas wtedy kobieta, cała roztrzęsiona, zapłakana i zaczęła opowiadać o swoim mężu, którego ostatni raz widziano w Gdańsku, maszerującego w okolicach portu i który od tamtej pory nie wrócił do domu. Kiedy pokazała zdjęcie męża, o. Andrzej stwierdził, że mężczyzna nie żyje już od tygodnia i utonął, ale teraz jego ciało znajduje się kawałek dalej. Jako miejsce wskazał pale podtrzymujące brzeg. Dzięki wskazówkom płetwonurkowie odnaleźli ciało zaginionego.
Ten dar jasnowidzenia ujawnił się w czasie wojny. W 1940 gestapo schwytało o. Andrzeja nieopodal Radomia - katowali go i upokarzali. To były traumatyczne doświadczenia, które miały nieoczekiwane skutki. - Zacząłem dostrzegać w pewnych momentach za niektórymi ludźmi ciągnący się jakby film ze scenami ich życia we wszystkich przejawach. Czułem wyraźnie, że w mojej sferze psychicznej nastąpił jakiś przełom. Wkrótce coś skierowało moją uwagę na fotografię człowieka. Dostrzegałem na niej jak gdyby wypisany subtelnym rylcem jego życiorys - opowiadał o. Klimuszko po latach.
Pan jest chorobliwie zdrowy
Mówiono, że zakonnik, jak św. Franciszek, rozumie przyrodę.
Ale nie unikał ludzi. Przeciwnie. Codziennie, od rana do wieczora odpisywał na dziesiątki listów. Doradzał nie tylko w sprawach zdrowotnych. Udzielał rad małżeńskich, nawracał. Jeśli jakieś z drzwi do klasztornej celi nie domykały się całymi dniami, były to drzwi pokoju o. Klimuszki.
W tylko sobie znany sposób łączył zioła w najróżniejsze mieszanki, dobierając roślinne składniki indywidualnie dla każdej zgłaszającej się osoby.
- Kiedyś - wspomina o. Witold Regulski - oglądaliśmy wspólnie telewizyjne wiadomości. Podawano informacje o grupie alpinistów, którym udało się zdobyć szczyt. O. Klimuszko dłuższą chwilę wpatrywał się w telewizor, po czym spokojnie, spoglądając znad okularów, powiedział: - I po co się ten spiker tak wymądrza. Nie wie, że ma wątrobę w strzępach...
Recept na lecznicze zioła miał tak dużo do wypisania, że sam nie był w stanie tego zrobić. - Zaciągał do pracy najmłodszych braci. W pisaniu na maszynie tych setek recept mogłem mu towarzyszyć - uśmiecha się o. Regulski.
Działania swoich ziół i obserwacje spisywał w postaci broszurek. Studiował oddziaływanie drzew na człowieka, opisywał receptury pomagające na alergię, bezsenność i gruźlicę, dla zmęczonego serca. Wierzono w działanie jego ziół i trafne diagnozy.
Podobno Janowi Dobraczyńskiemu, pisarzowi, który dopytywał się o. Andrzeja o stan swojego zdrowia, odpowiedział: - Panie Janie, pan jest chorobliwie zdrowy!
Widział losy świata
W kręgach kościelnych szerokim echem odbiła się jego przepowiednia z 1947 r. Klimuszko powiedział wtedy: - Widzę niespodziewaną śmierć kardynała Hlonda 24 października. Po nim zaraz pójdzie do grobu drugi dygnitarz kościelny mniejszego kalibru. Kard. Hlond zmarł 24 października na zapalenie płuc, a kilka dni później, wracając samochodem z pogrzebu kardynała, zginął w wypadku biskup Łukomski.
Jedną z najbardziej znanych przepowiedni był wybór Polaka na papieża. Według niej miał on być jednym z ważniejszych, który rozsławi Polskę na cały świat.
Innym razem o. Klimuszko miał wizję konfliktu nuklearnego.
- Widziałem żołnierzy przeprawiających się przez morze na takich małych okrągłych stateczkach, ale po twarzach widać było, że to nie Europejczycy. Widziałem domy walące się i włoskie dzieci, które płakały. To wyglądało jak atak niewiernych na Europę.
I jeszcze o Włoszech: -Wydaje mi się, że jakaś wielka tragedia spotka Włochy. Część buta włoskiego znajdzie się pod wodą. Wulkan albo trzęsienie ziemi? Widziałem sceny jak po wielkim kataklizmie. To było straszne - prorokował.
O Polsce wypowiadał się ze spokojem: - Widziałem tragiczne losy trzech narodów. Jeśli chodzi o nasz, to mogę nadmienić, że gdybym miał żyć jeszcze 50 lat i miał do wyboru pobyt w dowolnym kraju na świecie, wybrałbym bez wahania Polskę - przyznawał pod koniec życia, które zakończył 25 sierpnia 1980 roku.
O Polsce mówił też tak: - Mało ucierpimy z powodu kataklizmów i wojen, za to ocieplenie klimatu sprawi, że nad Wisłą owocować będą tropikalne rośliny.
Choć wraz z widzeniami zyskał miano franciszkańskiego jasnowidza, nigdy się tym nie chwalił. Mówił, że za darem jasnowidzenia kryje się udręka i odpowiedzialność. Docierały do niego nieprzychylne komentarze. Nie wszystkim podobało się to, co robił. - Ale on nie był z tych, co się przejmowali. Pogodny starszy pan, żartowniś, zbyt rubaszny, by martwić się o każdą opinię - wspomina go o. Regulski.
Choć w ostatnich latach życia sam podupadał na zdrowiu, nie odmawiał sobie papierosów. I pracował nad książką z przepisami leczniczych ziół.
W autobiografii pytał: kim jestem? Odpowiadał w sposób mówiący o nim najwięcej: kapłanem zakonu św. Franciszka.