Była Polonia Bytom, był Widzew, ŁKS Łódź, Zawisza Bydgoszcz. Jest Ruch Chorzów. Co łączy te kluby? Wspaniale zapisane karty w historii polskiego futbolu, ale także olbrzymie kłopoty finansowe, problemy w ekstraklasie i zjazd do piłkarskiego niebytu.
Wprawdzie tego ostatniego nie doświadczyli jeszcze chorzowianie, ale są już niego bardzo bliscy. Jeśli w poniedziałek panowie z komisji licencyjnej uznają winę Ruchu w zatajeniu długów wobec piłkarzy, kara jest pewna. A choćby tylko kilka minusowych punktów to już dla „niebieskich” cios, który może ich zwalić z nóg. Bo dystans do rywali się zwiększy, a widmo degradacji znacznie przybliży.
Piszę o kłopotach chorzowskiego klubu nie bez przypadku. Bo uważam je za kolejne ostrzeżenie dla piłkarskich decydentów ze stolicy (jednego takiego niedawno słyszałem), którzy dążą do powiększenia ekstraklasy do 18 zespołów. Kolejne, bowiem mieliśmy z nimi do czynienia właściwie od sezonu 2008/2009 - pierwszego, w którym ekstraklasa stała się wyłącznie ekstraklasą, a na jej zapleczu powstała I liga. Wówczas ŁKS Łódź nie otrzymał licencji i został zdegradowany. Wprawdzie powrócił do ekstraklasy, ale długo w niej nie pobył i zleciał na dno. Dziś jest w III lidze, tak jak rywal zza miedzy - Widzew. Polonia Bytom spadła w sezonie 2010/2011. Teraz zamyka II ligę i stoi na krawędzi upadłości. Spadkowicz w 2010 r. Odra Wodzisław obecnie lideruje śląskiej... lidze okręgowej. Bydgoski Zawisza (klęska w 2015 r.) to już nie Wojskowy Klub Sportowy, a Stowarzyszenie Piłkarskie, mające miejsce w B klasie - najniższej w woj. kujawsko-pomorskim. O warszawskiej Polonii tylko wspomnę...
Losy tych klubów i drużyn pokazują, że już zgromadzenie 16 ekstraklasowiczów z ustabilizowaną sytuacją finansową jest w Polsce nie lada sztuką. Może zatem zamiast rozdmuchiwać rozgrywki, warto pomyśleć nad pójściem w drugą stronę. Tym bardziej że obecny system, z dzieleniem punktów na dwa, jest nie tyle niesprawiedliwy, ale po prostu kretyński. A że drużyny grają aż 37 kolejek meczów? Na to wszystko jest rozwiązanie.
Proszę bardzo: ekstraklasę stanowi 10 zespołów. Grają systemem „każdy z każdym, mecz i rewanż”, ale dwa razy. Nie ma żadnego dzielenia punktów, a kolejek meczów jest 36! Na zapleczu tworzymy zaś dwie grupy I ligi, z podziałem terytorialnym. Tak, aby np. suwalskie Wigry nie musiały jechać na mecz do Legnicy!
Przy takim systemie jestem przekonany, że: 1. wyrównana stawka 10 zespołów gwarantuje, że rozgrywki ekstraklasy będą ciekawsze i stały na wyższym poziomie; 2. ekstraklasa będzie cieszyła się większym zainteresowaniem kibiców; 3. terytorialna I liga przyniesie klubom - jej uczestnikom oszczędności.
Zdaję sobie sprawę, iż projekt tego systemu wzbudziłby krzyki, że 10 drużyn w ekstraklasie to zbyt mało. Mało, ale ekstraklasa powinna być miejscem tylko dla wyjątkowo mocnych. I sportowo, i finansowo!