O organach, co w opolskiej katedrze grają, i o tych, które tu grały przez wieki
Instrument, który obecnie funkcjonuje w katedrze, został zbudowany w latach 40. XX wieku przez słynną firmę Riegel. Dwadzieścia lat temu organy zostały wzbogacone o trąby hiszpańskie.
Opolanie, którzy chodzą na nabożeństwa do katedry Podwyższenia Krzyża Świętego, przyzwyczaili się do tego stopnia do neogotyckiego prospektu organów, harmonijnie pasującego do świątyni, że gotowi są być może uwierzyć, że instrument ten znajduje się w kościele od czasów Jana Dobrego. Są w błędzie.
Dzieje obecnego instrumentu rozpoczynają się stosunkowo niedawno, bo w 1941 roku, i wiążą się z postacią słynnego proboszcza kolegiaty, ks. Józefa Kubisa (był bohaterem jednego z wcześniejszych odcinków cyklu „Tajemnice katedry”). Słynny budowniczy kościołów i szpitali zamówił organy w firmie Rieger z Krnova (po polsku Karniowa, wówczas miasto nazywało się Jägerndorf).
Warto nazwisko budowniczych i nazwę zapamiętać, bo była to w swoim czasie firma o europejskim zasięgu i renomie. Jej początki sięgają roku 1873 i postaci dwóch braci założycieli – Franciszka i Ottona. Firma budowała organy m.in. na Światową Wystawę najpierw w Wiedniu, a potem w Paryżu. Organomistrzowie byli honorowani przez cesarza Franciszka Józefa Krzyżem Rycerskim, zaś papież Leon XIII mianował Ottona Riegera - w uznaniu jego zasług dla muzyki kościelnej - rycerzem Zakonu Rycerskiego Bożego Grobu w Jerozolimie. Aż do roku 1948 – a więc i wtedy, gdy budowane były organy w opolskiej kolegiacie, firma nosiła nazwę Rieger Orgelbaum.
Dzieje obecnego instrumentu rozpoczynają się stosunkowo niedawno i wiążą się z postacią proboszcza Kubisa
- Nic dziwnego, że była to firma uznawana za jedną z najważniejszych w historii śląskiego budownictwa organowego – mówi ks. prof. Grzegorz Poźniak, dyrektor Diecezjalnego Instytutu Muzyki Kościelnej oraz rzeczoznawca Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego ds. organów. - Zapisała się w historii także tym, że budowała niezwykle dużo instrumentów. Od początku istnienia aż do bankructwa, które nastąpiło już po 1989 roku i po ponownej prywatyzacji, firma Rieger zbudowała ponad 4 tysiące organów w różnych miejscach na Śląsku i w innych częściach Europy. Ks. Kubis postawił więc na organomistrzów o niesamowitej popularności i renomie.
Ks. prof. Poźniak podkreśla, że w tamtych czasach właśnie ci budowniczowie kościelnych organów znani byli z niezwykłej sprawności organizacyjnej.
- W ich potężnych warsztatach robiono dosłownie wszystko – mówi. – Mieli suszarnię drewna, odlewnię metali, rymarnię, gdzie wyprawiano skóry. Zajmowali się rzeźbieniem organowych prospektów. Dla potrzeb klienta potrafili w swoich halach zmontować gotowy instrument, tak by mógł się on przekonać, jak jego przyszłe organy wyglądają i jak brzmią. Potem instrument rozbierano i montowano raz jeszcze, już w miejscu przeznaczenia. Te hale w Krnovie zresztą nadal stoją. Przejeżdżałem obok nich dosłownie cztery dni temu.
Martinus de Opol był pierwszy
Przy całym uznaniu dla mistrzów z Krnova warto pamiętać, że początki sztuki organmistrzowskiej w Opolu sięgają czasów znacznie wcześniejszych.
Pierwszy znany z imienia mistrz tej sztuki w naszym mieście nazywał się Martinus de Opol i zbudował w 1435 roku instrument dla wrocławskiego kościoła Najświętszej Marii Panny na Piasku. Prawdopodobnie nie były one jednak zbyt wysokiego lotu, skoro tamtejszy organista preferował, jak notują kroniki, stary instrument zamiast nowego.
Pierwsze organy w Opolu pojawiły się właśnie w kolegiacie Świętego Krzyża już w roku 1471, a więc ponad 60 lat przed śmiercią księcia Jana Dobrego. Ale to jest wszystko, co możemy powiedzieć o tym instrumencie.
- Natomiast w aktach wizytacyjnych dokumentujących wizytację w archidiakonacie opolskim w 1686 roku zanotowano, że w kolegiacie znajdują się dwa instrumenty – mówi ks. prof. Grzegorz Poźniak. - Pierwszym był niewielki pozytyw, który stał przy stallach dla kanoników i pomagał w czasie śpiewania liturgii godzin, czyli brewiarza. Drugi – duży instrument na głównym chórze muzycznym – miał, jak zanotował wizytator, piękny, jasny dźwięk.
Ks. prof. Poźniak wspomina także o kolejnych katedralnych organach – z 1691 roku. Ich budowniczym był prawdopodobnie Johann Caspar Balthasar Waldhauser. Wraz z nimi, z końcem XVII wieku, kończy się swoista prehistoria katedralnych instrumentów.
Znacznie więcej informacji mamy bowiem o organach, które były w katedrze budowane i grały tutaj, począwszy od XIX wieku.
- W 1840 roku organy wybudował w kolegiacie J.M.V. Haas z Głubczyc – objaśnia ks. prof. Poźniak. - Ten mistrz działał najpierw w Baborowie, a potem przeniósł warsztat do Głubczyc. Zostawił po sobie fantastyczne instrumenty na Śląsku: m.in. potężne organy w kościele pw. św. Wojciecha w Mikołowie, a także do dzisiaj grające instrumenty w naszym regionie - w Ujeździe i w sąsiadującej z nim Studzionce.
W kościele Krzyża Świętego w Opolu Haas zostawił po sobie 30-głosowe organy, dwumanuałowe (dwie klawiatury) z sekcją pedału (klawiatury nożnej). Parafia zapłaciła za zbudowanie tego instrumentu 1823 talary.
Najpierw Haas zbudował, potem Schlag rozbudował
- Pod koniec XIX wieku, w 1895 roku, w katedrze pojawił się kolejny instrument – dzieło firmy Schlag und Söhne (Schlag i Synowie) – kontynuuje opowieść ks. Poźniak. - Są to organy 32-głosowe, a więc zbliżone wielkością do instrumentu Haasa. Prawdopodobnie bazował on na dziele poprzednika, wykorzystał wiele piszczałek z jego instrumentu, ale przebudował je. Organy Haasa były instrumentem mechanicznym. Między klawiszem a piszczałką znajdował się system dźwigienek i wahaczy. Trzeba je było uruchamiać siłą palców. Mechanika tamtych czasów była dosyć oporna i organiści tych instrumentów generalnie nie lubili. Wymagały dużego wysiłku. Schlag zastąpił organy mechaniczne pneumatycznymi. Oznacza to, że tej pracy nie wykonywały już mięśnie ludzkie, tylko powietrze. Zawory powietrzne i rurki powodowały, że po naciśnięciu klawisza powietrze wykonywało podwójną robotę – uruchamiało system połączeń klawiszy z piszczałkami oraz grało w piszczałkach. Moda na takie instrumenty panowała od połowy XIX wieku do II wojny światowej.
Warto wiedzieć, że organy w sąsiadującym z katedrą kościele św. Sebastiana pozostały mechaniczne, ale ten sam Schlag wymienił w nich część piszczałek, dokonując tym samym przekształcenia niektórych głosów, przybliżając estetykę brzmienia do okresu romantyzmu.
Nowy rozdział w historii katedralnych organów rozpoczął – jak już wspomniano – ks. prałat Józef Kubis. W 1941 roku zamówił instrument w renomowanej firmie z Krnova. Rok później organy zagrały.
- Pierwsza bardzo istotna zmiana dotyczyła wielkości instrumentu – podkreśla ks. Grzegorz Poźniak. - Organy Haasa i Schlaga miały po około 30 głosów, nowe – po dodaniu już w naszych czasach sekcji trąb hiszpańskich, o czym powiemy osobno - mają tych głosów 59. Ponadto w latach 40. XX wieku Śląsk był już w zdecydowanej większości zelektryfikowany, a zapanowała wtedy moda na połączenia elektromagnetyczne.
- Pamiętamy, organy Haasa były mechaniczne, Schlaga – pneumatyczne. W instrumencie Riegera pracy łączącej działanie klawisza z piszczałką nie wykonują już ani mięśnie ludzkie, ani powietrze, tylko prąd elektryczny i elektromagnesy. Kiedy organista naciska odpowiedni klawisz, elektromagnes otwiera właściwą piszczałkę i ona gra. Historia organów w opolskiej katedrze daje więc obraz przemian, jakie budownictwo organowe przechodziło w dziejach. Ta historia po szeregu przeobrażeń zatoczyła zresztą koło i wróciła do punktu wyjścia, bo dzisiaj tendencja jest taka, by wracać do mechaniki. Organiści najchętniej grają na takich właśnie instrumentach. Ale w tej fazie jeszcze w katedrze opolskiej nie jesteśmy - zauważa ks. Poźniak.
Pierwsze organy w Opolu pojawiły się – właśnie w kolegiacie Świętego Krzyża - już w roku 1471
Podczas ostatniego remontu organów w roku 1996 zostały one rozbudowane o dodatkową sekcję. Ustawiono na niej trąby hiszpańskie w wersji wertykalnej w pełnej obsadzie. Jest to specjalna grupa głosów, które brzmią dla słuchacza bardzo mocno, trombitowo.
Zdaniem ks. Poźniaka dzisiejsze organy katedralne są instrumentem o bardzo pięknym brzmieniu i bogactwie głosów. Dają bardzo duże możliwości operowania dźwiękiem i jego ekspresją. Pozwalają na różnorodne łączenie głosów. Dzięki tym cechom można na nich wykonywać całą literaturę muzyczną napisaną na ten instrument od renesansowej, przez barokową i romantyczną aż do współczesności. W tym sensie jest to instrument uniwersalny, który bardzo dobrze sprawdza się także – w tej funkcji jest zresztą używany najczęściej – w liturgii.
Eksperta od muzyki organowej pytamy, czy katedra miała w swojej historii wybitnych organistów.
- Na pewno szereg takich postaci przewinął się przez Opole – mówi ks. prof. Poźniak. - Obszar ten wymaga jeszcze badań i w zasobach nut należących do kolegiaty i w wielu innych miejscach wciąż odkrywamy zasoby kompozycji autorów mniej lub bardziej z Opolem związanych, którzy się przez kolegiatę przewinęli. Od początku lat 70. aż po dzień dzisiejszy, czyli prawie pół wieku, trwa w katedrze era pana Alfreda Bączkowicza. Ten organista wpisał się fantastycznie we współczesne potrzeby muzyki liturgicznej. Jego umiejętności, rozumienie muzyki i harmonii oraz estetyki liturgii pozwoliło wprowadzić do opolskiego Kościoła zasady Soboru Watykańskiego II dotyczące muzyki kościelnej.