O pieniądzach, które są jak wino - im starsze, tym więcej warte
Amerykańska jednodolarówka, warta 10 mln dolarów, jaką tylko przez trzy dni można było oglądać na Zamku Królewskim w Warszawie, poruszyła grono polskich numizmatyków. Ale my też mamy się czym pochwalić.
- To nie jest codzienne zjawisko, kiedy można zobaczyć 10 milionów dolarów w postaci jednej monety - uśmiecha się Paweł Żuk, ekspert z portalu Numizmatyka.pl. I dodaje: - To ewenement na skalę światową, jeśli chodzi o rynek numizmatów. Mimo że przez ostatnie dwa lata ceny kruszców znajdowały się pod presją i dość regularnie ich cena spadała, to tego typu monety swoją wartością historyczną biły rekordy. Na kolejnych aukcjach ceny cały czas były przebijane, osiągając rekordowe stopy zwrotu.
Paweł Żuk również wybiera się więc do Zamku Królewskiego, gdzie w kuloodpornej gablocie z pancernymi szybami ważącą 300 kg umieszczono amerykańską dumę narodową - Flowing Hair Liberty, pierwszy srebrny dolar, jaki wybito w 1794 roku. Moneta o nominale jednego dolara, w 2013 roku na aukcji osiągnęła cenę ponad 10 milionów dolarów! Jak to możliwe, że osiągnęła taką wartość?
Na taką cenę składa się wiele elementów. Pierwszym jest oczywiście rzadkość występowania - z wybitych w XVIII wieku 1758 sztuk zachowało się około 130, ale nie wszystkie są w tak dobrym stanie, jak ta. Kolejny ważny element to historia. Eksperci wskazują, że była to w ogóle pierwsza moneta, jaka zeszła z amerykańskiej mennicy, pierwszy amerykański dolar. Kolejne monety, jako że matryca przy ręcznym biciu monet zużywała się, nie pokazują tak dokładnych detali. Egzemplarz Flowing Hair określany jest też nazwą Neil/Carter od nazwisk właścicieli i posiada idealnie ostre żłobienia na awersie i rewersie.
- Wartość historyczna jest niesamowita, bo to pierwsza srebrna moneta dolarowa w historii Stanów Zjednoczonych, największej gospodarki świata. Ten typ monety nazywany jest Flowing Hair Liberty, właśnie ze względu na wizerunek kobiety. Na awersie mamy boginię wolności, jak na każdej późniejszej amerykańskiej monecie, tylko, że najważniejszym elementem są długie włosy, dlatego, że kolejne monety, bliżej końca serii miały największe wady dotyczące właśnie zakończenia włosów, więc w późniejszych biciach, nowszych edycjach tej monety można zauważyć, ze te włosy są znacząco krótsze. A z tyłu mamy pierwowzór amerykańskiego orła, jaki ukazuje się praktycznie po dziś dzień na monetach - mówi numizmatyk.
Paweł Żuk nasłuchał się już o tej szczególnej monecie już kilka lat temu, kiedy w 2010 roku została sprzedana za 7 milionów dolarów i to była wtedy jedna z czołowych kwot, jakie zapłacono za monetę. No i trzy lata później tę cenę również przebito - kiedy osiągnęła wartość 10 milionów. Jak pojawiła się na aukcji? W USA paru prywatnych inwestorów od dziada pradziada zajmowało się zbieraniem monet, niektórzy z nich upłynniają część kolekcji. Sprzedaż tak wartościowych numizmatów odbywa się tylko przez domy aukcyjne.
- To pierwsza jednodolarówka, która wzorowana była na hiszpańskim pieniądzu, nawet potocznie mówiło się na te monety „hiszpańskie dolary”, W 1792 wszedł w życie specjalny akt prawny uchwalający możliwość bicia własnych monet z kruszców, zaraz po tym rozpoczęto budowę i uruchamianie pierwszej mennicy znajdującej się w Filadelfii, której właśnie dzieckiem w 1794 roku stała się ta moneta - opowiada ekspert. Stała się ona symbolem suwerenności i zjednoczenia Ameryki, tuż po ogłoszeniu Deklaracji Niepodległości. I to obywatele dostarczali srebrny kruszec na ich wybicie. Oczywiście wówczas srebrny kruszec można było wymienić na monety, i odwrotnie - można było przynieść do banku monety o wymienić je na kruszec.
Wracając do historii jednodolarówki, która warta jest 10 mln dolarów, XVIII-wieczni pracownicy mennicy szybko się zorientowali, że powierzchnia matryc się zużywa, stąd też tak niewiele wybito tych pierwszych monet. Kolejne monety bito już na nowych matrycach, ale wówczas bogini wolności nie ma już tak długich włosów, jakie widoczne są na tej pierwszej monecie.
Zamek Królewski na swoich stronach internetowych, informując o wystawie, podkreśla, że nie można kwestionować tego, iż ten egzemplarz to jedyny znany okaz prezentujący wszystkie właściwości, którymi powinien cechować się pierwszy dolar. Eksperci zauważają, że lustrzane refleksy przepływające przez awers i rewers monety, niezaburzone przez żadnego rodzaju zarysowania, są dowodem na niebywałą ochronę tego egzemplarza od pierwszych dni jego istnienia.
Kilka lat wcześniej, w 2012 roku mogliśmy podziwiać w Polsce inną monetę - w warszawskiej Królikarni wystawiono złotą dwudziestodolarówkę, Double Eagle z 1933 roku, której wartość określana jest na grubo ponad 7 milionów dolarów.
Ale Stany Zjednoczone to specyficzny rynek, jeśli chodzi o numizmaty i pasjonatów. Nigdzie na świecie nie padały tak wysokie ceny, jak na aukcjach w USA. Po raz pierwszy ponad milion dolarów za jedną monetę zapłacono w 1996 roku. Była to miedzioniklowa pięciocentówka z 1913 roku. Podobno na świecie istnieje tylko 5 egzemplarzy tej monety, nic więc dziwnego, że stała się wielkim przedmiotem pożądania dla kolekcjonerów.
Kolejną monetą, która pobiła rekord w USA była srebrna jednodolarówka z 1804 roku, choć według archiwalnych dokumentów okazało się, że wybito ją w latach 1834-1835 jako Presentation Proof sets. Ale prawdą jest, że została wybita na stemplach pochodzących z 1804 roku właśnie. Wynikało to z tego, że koszt produkcji stempli był bardzo wysoki, stąd też wykorzystywano je przez wiele lat, nie zmieniając daty, aż do momentu, kiedy całkowicie się nie zużyły.
Współcześnie na świecie istnieje tylko 30 amerykańskich monet, które przekroczyły cenę magicznego miliona dolarów. Ale najbardziej unikatowe są właśnie amerykańskie jednodolarówki z 1804 roku, właśnie z powodu tej błędnej daty, kiedy w rzeczywistości powstały w 1834 roku. Dziś istnieje około 15 egzemplarzy tych monet, choć tylko 8 z nich mają cechy najwyższej jakości.
Warto też wspomnieć o nowojorskiej aukcji z 2010 roku, kiedy to pięciocentówka z 1913 roku została sprzedana za 3,7 mln dolarów. Jej główną wartością jest unikalność - na świecie jest tylko 5 egzemplarzy tych monet.
Ale nie tylko to, co bardzo stare, bije na aukcjach rekordy cen. Okazuje się, że kiedy w 2007 roku Kanadyjska Mennica Królewska wybiła monetę w 99 procentach składającą się ze złota, o nominale 1 mln dolarów kanadyjskich, na aukcji poszła za ponad 4 miliony dolarów. Kolekcjonerzy, zachwyceni monetą zaczęli składać zamówienia na kolejne egzemplarze.
Nikomu z kolekcjonerów nie zależy, aby ogłaszać, że posiadają jakąś wyjątkową monetę. Czekają na moment
Jednak to, co dla numizmatyków ma największą wartość, to właśnie historia. XIV-wieczny złoty (i to rzeczywiście wybity ze złota) floren Edwarda III, to moneta o której marzą kolekcjonerzy na całym świecie - do dzisiaj przetrwały tylko 3 egzemplarze. Nic więc dziwnego, że znalazł się pasjonat, który dał za niego prawie 7 mln dolarów. Szczególną monetą jest też złoty dublon Brashera - wykonany w 1787 roku przez amerykańskiego złotnika, który nie miał pozwolenia na wybijanie monet. Dziś te egzemplarze osiągają zawrotną wartość, a kupują je zwykle bogaci inwestorzy z Wall Street. Zdarza się jednak, że moneta, wykonana nie ze złota, ale ze srebra i miedzi, przebija swoją wartość nominalną w niebotycznej skali, jak właśnie jednodolarówka, jaka zawitała do Zamku Królewskiego. Bo liczy się to, że była pierwszą monetą wybitą przez rząd federalny USA.
Warto też wspomnieć o tym, że zanim powstał dolar, w USA płacono monetami z kilku państw. Realny pieniądz jest w kruszcu, chodziło więc o to, aby zebrać od obywateli w postaci rezerw realny kruszec, pod to wybić monety, które będą warte tle, ile ten kruszec. Ale ta wymienialność kilkadziesiąt lat temu została zawieszona. Nowoczesny system walutowy zniósł wymienialność. Kiedyś każda waluta była wymienialna na złoto, ale po II wojnie światowej ustalono, że tylko amerykański dolar będzie wymieniany na złoto, inne waluty zachowują stałe proporcje do dolara, z ustalonymi odchyleniami, tzw. wężem walutowym.
Kolekcjonerzy monet najbardziej uwielbiają wszelkie oryginały - wypuszczane w limitowanych ilościach, a zwłaszcza takie, na których są widoczne błędy. Nasze rodzime monety nie osiągają jeszcze tak szalonych wartości, niemniej jednak Polska na tle światowego rynku numizmatów bardzo się wyróżnia.
- Dla numizmatyków z USA jesteśmy dojrzałym, starym państwem, cenionym za to, że u nas monety bito już od średniowiecza. Jedna z naszych monet również biła rekordy na zagranicznych aukcjach. Najbardziej znaną i najdroższą monetą do tej pory sprzedaną był dukat Zygmunta III Wazy, który na nowojorskiej aukcji został sprzedany za prawie 1,4 mln dolarów - opowiada Paweł Żuk. Kto go kupił? Nie zawsze w przypadku kupna takich monet podaje się nazwiska nabywców, bo życzą sobie anonimowość ze względów bezpieczeństwa.
- Mnie akurat ta moneta aż tak się nie podoba, to jest raczej freak dla kolekcjonerów (dziwak, oryginał) - śmieje się numizmatyk. Ale dla kolekcjonerów jest to rarytas z wielu powodów. Po pierwsze moneta pochodzi z 1621 roku. Po drugie, wykonana została przez Samuela Amona z Gdańska, który w tamtym czasie był jednym z najlepszych medalierów, jakich mogliśmy spotkać w naszym kraju. Przez wiele lat znajdowała się z prywatnej kolekcji.
- W przypadku takich moment jest ciężko ocenić, ile realnie takich monet znajduje się w obiegu, na rynku i realnie oszacować cenę. Nikomu nie zależy na tym, aby zasygnalizować, że ma taką monetę. Kolekcjonerzy wolą spokojnie czekać i kiedy stwierdzą, że oto trafia się najlepszy moment, w którym można osiągnąć najlepszą cenę, ujawniają, że mają taką monetę.
Studukatówka Zygmunta III Wazy to najdroższa polska moneta. Jeden z nielicznych oryginałów sprzedano w styczniu 2008 roku na nowojorskiej aukcji za prawie 1,5 miliona dolarów. Ale kolekcjonerzy mogą też kupić jej replikę. Mennica Polska wybiła 19 takich monet. Dziś warte są ponad 100 tys. zł. |
Dukat Zygmunta III Wazy jest dość spory, średnica wynosi 7 centymetrów, waży 350 gramów. Warta była 100 dukatów. Była przeznaczona tylko dla najbogatszych, królewskich rodów. Zwykły obywatel w tamtych czasach nie był w stanie posługiwać się monetami ze srebra, czy złota. Jest to więc symbol dużego bogactwa. - Bito je podobnie jak teraz, tylko dziś bije się je maszynowo, a wtedy każda była bita ręcznie, więc nawet ta w idealnym stanie może mieć dla kogoś niedoskonałości. Ale to ją określa, ona właśnie taka jest. Te wszystkie zakrzywienia, niedorobienia, bo tak została uderzona młotem i tak się wybiła.
Szczególne emocje u numizmatyka Pawła Żuka nie budzą jednak wyjątkowo stare monety. - Nie jestem fanem kolekcjonerskich numizmatów, ale tych z czasów nowożytnych. Bardzo popularne na całym świecie i tak samo rozpoznawalne są monety, pozornie polskie, bo pochodzące z Wolnego Miasta Gdańska, z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Ceni się je za wiele elementów, w którym znów historia odgrywa bodaj najważniejszą rolę. Przede wszystkim historia tego miasta, to przypadek, który się nie zdarza często. Miasto wydzielone praktycznie spod jurysdykcji każdego państwa, odgrywające rolę handlową, które zaczęło bić swoje monety, miało swoją walutę - wylicza numizmatyk.
Najcenniejsze numizmaty z czasów nowożytnych to takie, które miały bardzo dużą wartość historyczną, a z drugiej strony emitent - w tym przypadku Wolne Miasto Gdańsk - nie był długowieczny. Podobnie jest z monetami z czasów nowożytnych, pochodzących z gett, szczególnie z getta łódzkiego, gdzie też bito monety i były prawnym środkiem płatniczym na terenie getta.
- W numizmatyce nie o to chodzi, aby, jak się jest kolekcjonerem - Polakiem, zbierać tylko polskie monety - zwraca uwagę kolekcjoner Paweł Żuk. Numizmatycy to prawdziwi pasjonaci z ogromną wiedzą - znają historię, pochodzenie, każdą ciekawostkę dotyczącą swoich eksponatów. Znam kolekcjonerów, którzy kupują tylko monety rosyjskie, inni - tylko niemieckie, ale i takich, którzy kupują tylko polskie.
Numizmatycy to oryginalna i bardzo specyficzna kasta kolekcjonerów. Paweł Żuk miał 14 lat, kiedy zaczął się interesować numizmatyką. Dziś ma 24 lata i zainteresowanie się pogłębiło.
- Zaczęło się od tego, że znalazłem monety po dziadku, zainteresowały mnie. Piękne monety z piękną historią, pochodzące z II Rzeczpospolitej.
Tak to się odbywa. Mnóstwo początkujących numizmatyków na początku, czy w spadku, czy w rodzinnej skrytce odkrywają stare monety. Zaczyna się śledzić ich historię, w domu pojawia się pierwszy katalog monet, żeby zobaczyć, jak wygląda seria, jak wyglądają inne monety z dawnych lat. I jeżeli są w dobrym stanie, to żal ich sprzedawać i tak rodzi się kolekcja. Moja jest w tej chwili bardzo uboga, bo swego czasu miałem sporo monet srebrnych i kiedy srebro było w maksymalnej górce, to je sprzedałem - opowiada.
Polscy kolekcjonerzy to ludzie, którzy mają w sobie zainteresowanie historią, w większości też, jeśli chodzi o poglądy gospodarcze są konserwatystami. Uprzedzeni nowoczesnym cyfrowym pieniądzem, uprzedzeni bankowością, nadal ufają temu, że pieniądz powinien być w kruszcu, dodatkowo każdy ma swojego konika w postaci okresu historii i chcą zebrać z tego okresu każdy możliwy egzemplarz. Są też ludzie zbierający monety z konkretnych rejonów, przy niemieckich monetach skupiają się np. na konkretnych landach.
Nie jest to skonsolidowane środowisko, ale w każdym większym mieście są aukcje, a w każdym roku w Warszawie odbywają się trzy - cztery aukcje warte uwagi.
Co takiego jest w pieniądzach, że budzą takie emocje?
- Dla mnie największa magia to historia danej monety. Niektórzy władcy pod własne widzimisię zmieniali ich wygląd. Pięknie to widać na monetach brytyjskich, przy zmianach królów. Ten sam nominał ale z innej kolonii też miał inną specyfikę.
Paweł Żuk, określa się jako numizmatyk czasów nowożytnych; - Biorąc monetę z II RP, biorę w ręce kawałek historii Polski w chwilowym rozkwicie. Albo, kiedy biorę monetę z czasów PRL - z jednej strony łezka się w oku kręci, z drugiej pewnym obrzydzeniem napawa fakt, że bite były z tak fatalnych metali - mówi.
Popularne i rozpoznawalne na świecie są monety bite przez Wolne Miasto Gdańsk. Podobnie jest z monetami z gett
Sam marzy o monecie stuzłotowej z II RP, z dość, jak uważa, karykaturalnym wizerunkiem Mikołaja Kopernika. Te monety nigdy nie weszły do obiegu, zostały wypuszczone jako próby. - Były trzy typy tych monet, ale dla mnie status legendy posiada ta moneta, która jest złota. Nikt nie jest w stanie oszacować, ile jest tych monet, ani jaka jest ich wartość, bo nawet srebrnych egzemplarzy było tylko 50 sztuk. Dziś srebrne, w bardzo dobrym stanie zachowania menniczym, warte są ok. 15 tysięcy zł - mówi. Ale rynek zmienia się nieustannie. Zwłaszcza w ostatnich latach widać pobudzenie, a dowodzą tego ceny, jakie są osiągane na aukcjach. Zdecydowanie rośnie popyt, rośnie zainteresowanie numizmatyką, bardzo rzadkimi i bardzo drogimi monetami. Dziś kolekcjonerstwo starych monet to już nie tylko pasja, ale i bezpieczna inwestycja na przyszłość. W końcu, jak powiada stara łacińska sentencja - pecunia non olet (pieniądze nie śmierdzą).