O pysze, czyli Pani Bukowa spotyka Scholastyka
Mam bardzo silną wolę: robi ze mną, co chce. Albo: Dzisiaj miną trzy lata odkąd „od jutra zacznę biegać”. Te i inne powiedzonka Pani Bukowej (@panibukowa) stały się ostatnio przebojem w gronie mych przyjaciół. Polecam je wszystkim - w ramach codziennej higieny, po szczotkowaniu zębów.
Panią Bukową cechuje nie tylko humor celnych spostrzeżeń, ale i ogromny dystans do samej siebie. Oraz chrześcijańska wyrozumiałość wobec własnych i cudzych słabości. Jest to dziś w Polsce rzadkie, szczególnie w tzw. życiu publicznym (czy to już… dom publiczny?), a w gronie polityków wstrząsająco unikatowe.
Gdybym miał taką moc, to - dla dobra suwerena - nakazałbym całej klasie politycznej obejrzenie słynnej sztuki Jana Drdy, „Igraszki z diabłem”, dostępnej w archiwum Teatru Telewizji w pysznej wersji z 1979 r., z pamiętnymi rolami Mariana i Jana Kociniaków, Krzysztofa Kowalewskiego, Magdaleny Zawadzkiej i innych gwiazd. Fenomenalny Wojciech Pokora wciela się tam w rolę pustelnika Scholastyka, święcie przekonanego, że jeśli będzie w kółko pościł i klepał paciorki, to anieli przyprawią mu skrzydła i pofrunie wprost do Nieba. Ba, on już czuje się święty i swe wniebowstąpienie uważa za formalność.
Niebo Scholastyka jest miejscem szczególnym: ekskluzywnym, dla takich jak on, najwyższego sortu. Nie ma w nim mowy o kompromisach, wyrozumiałości, miłosierdziu. Nie ma miejsca dla błądzących. Grzeszny sort wart jest tylko potępienia: „Kto piekłu palce poda, nie wart ratunku” - powtarza mnich.
Kiedy obserwuję na żywo lub w telewizji Dumnie Uniesionych Partyjnych Aparatczyków, wygłaszających te wszystkie przekazy dnia lub - nie daj Bóg - własne mądrości, to widzę - Scholastyka właśnie. Jacy oni są nadęci, jacy przekonani o swej nieomylności, a przede wszystkim - wyższości. Ile trzeba mieć w sobie pychy, by samego siebie określić mianem niezłomnego patrioty? Ile trzeba mieć faryzejskiej zapalczywości, by zza opłacanego przez wszystkich obywateli biurka odmawiać patriotyzmu oponentom?
Mieliśmy w podstawówce dwóch ponurych drabów, którzy przez poniżanie innych próbowali pompować własne ego i windować samoocenę. W siódmej klasie większość uczniów uznała taką postawę za męczącą - i niedojrzałą. W siódmej klasie! Jest dla mnie zatem dojmująco przykre obserwować pięćdziesięcio- i sześćdziesięciolatków (tacy dominują w polskiej polityce) o mentalności trzynastolatka.
Pociechą dla mnie jest to, że - zgodnie z wizją Drdy - tacy jak Scholastyk kończą zawsze tam, gdzie powinni: próbując odpracować grzech pychy przy pokutnym kole młyńskim. Obok Sarka-Farki, który za młodu bezrefleksyjnie wszystkich łupił, ale na starość poczuł pieczenie sumienia - dzięki czemu zyskał szansę uniknięcia Piekła. Sam - jeśli Bóg da - jestem gotów to koło z nimi popychać, bo… któż jest bez grzechu! Dumnie Uniesionym Partyjnym Aparatczykom polecam zaś serdecznie patrzenie w lustro - nie w poszukiwaniu ideału piękna, lecz raczej źdźbła lub belki. Oraz dystansu do samego siebie.
A propos… Jeszcze jedna myśl Pani Bukowej: Obżarstwo to grzech, będę się w piekle smażyć! Mam nadzieję, że obok będzie się smażyć karkówka.