Gdy wieszcz Adam w zimowe wieczory pisał jedenastą księgę „Pana Tadeusza”, już wiedział, że optymistycznie zapowiadający się 1812 rok, o którym traktuje ta część epopei narodowej, miał niezbyt szczęśliwy finał. Napoleon Bonaparte, wielka nadzieja Polaków na odzyskanie niepodległości, nie sprostał carskiej potędze i porzucił wielkie nadzieje i swoich żołnierzy na pastwę białoruskiej zimy.
Pisał Mickiewicz: O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju!/ Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju,/ A żołnierz rokiem wojny; dotąd lubią starzy/ O tobie bajać, dotąd pieśń o tobie marzy. (...)/ Ogarnęło Litwinów serca z wiosny słońcem/ Jakieś dziwne przeczucie, jak przed świata końcem”.
Nie wiem, jak Państwo, ale ja mam takie właśnie, jak to opisane, dziwne przeczucie przed rokiem 2017. Nie zamierzam krakać ani straszyć. Nie mam też kwalifikacji ani ochoty do bycia wróżem czy innym jasnowidzem. Mam tylko wrażenie, że to będzie kolejny rok wielkich zmian w naszym kraju, Europie czy na świecie. A tak przy okazji jeszcze jedna dygresja historyczna. Czy tylko mi się wydaje, ale od jakiegoś czasu na początku każdego stulecia coś takiego przełomowego się działo. Służę przykładami: 1618-1648 - wojna trzydziestoletnia, początek XVIII wieku - upadek szwedzkiej potęgi. XIX w. - to, o czym pisał Mickiewicz, czyli rozpad napoleońskiej potęgi i Kongres Wiedeński, który wprowadził nowy ład w Europie. No i wiek XX: I wojna światowa, a w jej efekcie Traktat Wersalski sankcjonujący kolejne strategiczne zmiany na naszym kontynencie.
To co z tym przyszłym rokiem? Dlaczego budzi taki mój niepokój? Głównie dlatego, że ten właśnie się kończący zasygnalizował załamanie ładu, jaki panował na naszym globie. Ludzie powiedzieli „dość” rzeczywistości, która była przedziwnie wykreowana i nijak nie przypominała tego, na czym ludziom naprawdę zależy. Czyli na świecie rzeczy prostych, wyrazistych. Na przykład zwycięstwo w wyborach w USA człowieka, który był spoza ustalonego wiele lat temu układu politycznego. Układu, który Amerykanom już nie odpowiada. Kruszy się Europa budowana na szkielecie wartości lewicowych. Wartości, które de facto stały grą pozorów i zwykłą obłudą. Tworząc zasady walki o prawa mniejszości, zlekceważono głos większości. To nie mogło długo wytrzymać. A jaskrawym przykładem owej cywilizacji ułudy było ostanie postępowanie niemieckiego urzędnika z resortu sprawiedliwości, który opóźniał publikację listu gończego za zamachowcem winnym śmierci ludzi na berlińskim kiermaszu świątecznym. Dlaczego opóźniał? Bo bał się, że w sieci znowu ludzie będą potępiać ściąganie uchodźców do Europy. O tempora, o mores - zawołam sobie za Cyceronem.
A w Polsce? Pat. Władza nieco błądzi, ale opozycja jeszcze bardziej. Chce pozbawić prawa do rządzenia ludzi, którzy zyskali ją w wyniku demokratycznych wyborów. Problem w tym, że opozycja nie ma żadnego pomysłu na Polskę i tylko proponuje nam rozwiązania, które nijak się nie sprawdziły w ubiegłych latach. Dowodem nie tylko wynik ostatnich wyborów, ale i sondaże pokazujące, że obecna władza ma nadal największe poparcie.
Brutalna prawda jest taka, że opozycja nie może pogodzić się z utratą profitów, jakie jej niedawno przysługiwały. Bo tylko ten cel w jej działaniu naprawdę widać. Więc roku 2016, ufff, dobrze, że się kończysz. A że trochę się boimy następnego? Normalne, bo jak mało który następny jawi nam się bardzo mgliście, a nieznanego człowiek się zawsze bał i bać się będzie. Niech tylko to nieznane będzie dla nas miało lepszy finał niż ów 1812. Bo dobra zmiana, byle naprawdę dobra, już od dawna była nam naprawdę potrzebna.