O sztuce prezentacji i strzelaniu żartem... w stopę
Czy jest coś złego w nazwie warsztatu samochodowego Fiato Pomagier? No cóż, może takie logo tego i owego nie urywa, ale nic w nim złego. Firma ta jednak trafiła w 2013 roku na Wykop.pl z prostego powodu - czcionki użytej w wyrazie Fiato: „A” wyglądało jak „U” i przysporzyło radości internetowi
Ten właśnie przypadek przypomniał w swojej prezentacji Kamil Kozieł, kiedy w minioną sobotę odwiedził Białystok i poprowadził wykład otwarty na Wydziale Informatyki PB przed gronem w większości dwudziestoparoletnich ludzi zainteresowanych sposobami prezentacji informacji nie tylko w związku z marketingiem internetowym.
Żeby nie było, że takie Fia/uto historie trafiają się tylko w małych miasteczkach, Kamil Kozieł zaprezentował także stronę internetową (ta z kolei była przebojem m.in. Pudelka w roku 2014), która przedstawiała skład rządu Ewy Kopacz grafiką kojarzoną z nalepką na ciastka lub menu w restauracji.
Po co były spec od prezentacji przedstawił m.in. te dwa przypadki? Ano po to, żeby zajmując się np. konstruowaniem stron internetowych unikać takich kiksów.
Sprzedając iPoda, mów o discmanie
Kamil Kozieł zwracał uwagę słuchaczy, że większość z nas, przygotowując stronę internetową, bierze po prostu jakąś wartość (rodzaj usługi, towaru...), wrzuca na slajdy i je prezentuje. A to nie o to chodzi.
- Bo to jest tak, jak byście chcieli zrobić film i najpierw nagrali sceny, a dopiero potem wzięli scenariusz - argumentował obrazowo gość politechniki. I podpowiadając zebranym, jak konstruować wystąpienie, zwrócił uwagę na sposób jego rozpoczęcia. Że oczywiście można po prostu przedstawić cały koszyk korzyści, jakie słuchający odniosą np. z zastosowania towaru, jaki chcemy im sprzedać, ale lepszym (choć o wiele trudniejszym) wejściem jest posłużenie się anegdotą, po której nastąpi chwila refleksji.
A już strzałem w dziesiątkę jest wbicie się w świadomość odbiorców naszej prezentacji przy pomocy żartu. - W tym jednak wypadku ważna jest jedna sprawa: trzeba uzyskać śmiech na sali! - przestrzegał prezenter, który przez cały wykład sypał anegdotę za anegdotą. - Super to smutny moment, gdy po rzuconym żarcie następuje cisza. Straszna chwila dla prowadzącego... I dla słuchaczy.
Jako przykład sytuacji, gdy anegdotę buduje się na obserwacji i podkreśleniu zmiany zachodzącej dzięki skorzystaniu z wprowadzanej przez nas nowości produktowej, Karol Kozieł przypomniał Steva Jobsa, który skonstruował swoje słynne wystąpienie dotyczące iPoda na podkreśleniu zmiany jakościowej, jaką niesie ten sprzęt. Brzmiało to mniej więcej tak (przypomnijmy, że rzecz działa się w roku 2001): „Jeżeli chcecie posłuchać muzyki i jednocześnie pobiegać, to jest to arcytrudne. Bo nawet jeśli uda się wam włożyć discmana do plecaka i w jakiś tajemniczy sposób go tam unieruchomić, to na tym discmanie jest płyta cd, na której mieści się tylko 16 piosenek. Lubicie z nich dwie. I trzeba je ciągle przewijać. Nie macie jak tego zrobić. Bo słuchawki przecież nie reagują. A do tego baterie wyczerpią się po pół godzinie... Ale jeżeli płytę CD zamieniamy na dysk ssd, jeżeli baterię zamienimy na akumulator litowo-polimerowy, a w słuchawkach damy przełącznik między piosenkami, to mamy wtedy iPoda. I to jest rozwiązanie.”
- Czyli w prezentacji zastosowanej przez Jobsa mieliśmy świat przed, stan obecny i przeszkody oraz stan docelowy - podsuwał schemat Kamil Kozieł. - I tak rozwija się każdą jedną prezentację sprzedażową.
Być jak Dawid Podsiadło
Przykładem występu tego właśnie artysty na roaście Kuby Wojewódzkiego (w lutym 2016 r.) posłużył się Kamil Kozieł, żeby zaprezentować perfekcyjną i dowcipną autoprezentację, która jest idealnie dopasowana do człowieka.
...Przy okazji przypomnijmy - roast to forma kabaretowa, coś w rodzaju odwróconego benefisu: bohaterowi się nie kadzi, tylko się go „grilluje” wywlekając jego wady, potknięcia, nieprzyjazne mu plotki itp., ironizując, czasem wręcz szydząc...
Kamil Kozieł przypomniał na telebimie wystąpienie Dawida Podsiadły, mówiąc: - Jestem byłym współwłaścicielem StandUp Polska... dwa tygodnie temu sprzedałem tę agencję. Organizowaliśmy ten roast. I potem dzwonili znajomi, którzy lubią tę formę i mówili, że „Super było. A Dawid Podsiadło? Najlepszy stand-uper! Skąd on wziął te teksty?!”... Wyjaśniam: zasadniczo wziął je od Wojtka Fiedorczuka. Wszystkie. Co do kropki... Co do spacji... Tekst Podsiadły opierał się na narzędziu komediowym, które nazywa się ABSURD. Tak jak w Mumio, tak jak swego czasu mówił Andrzej Poniedzielski, tak jak w wystąpieniach właśnie Fiedorczuka.
Z punktu widzenia sztuki prezentacji, w tym jednak sęk, jak podkreślał Kamil Kozieł, że w wypadku Dawida Podsiadły, choć nie był to jego tekst, to owo narzędzie komediowe ABSURD zostało do niego w sposób idealny dopasowane. Dlatego tak świetnie zagrało. - Gdyby ten sam tekst dostał na przykład Kuba Wojewódzki, Piotrek Kędzierski czy Ania Dereszowska, to byłoby fatalne. Bo nie byłoby do nich dopasowane. Oni się tak nie zachowują - punktował Kamil Kozieł i wyjaśnił, że wystąpienie Podsiadły było poprzedzone spotkaniem z Fiedorczukiem, gdzie od razu było widać, jaki tekst zagra zgodnie z charakterem piosenkarza.
Smartfon pełen pomysłów
Żeby nie było za łatwo, słuchacze zasiadający w auli Politechniki Białostockiej dowiedzieli się także, że podczas prezentacji trzeba jeszcze zadbać o jej wizualizację. I wtedy padło z ust Kamila Kozieła sakramentalne: - Slajdy nie mają was zastępować!
Wagę tej wskazówki pojmie każdy, kto choćby średnio często bywa na różnego rodzaju konferencjach czy wykładach, gdzie występujący mówi czy czyta dokładnie to samo, co jest na wyświetlanym za nim slajdzie. W dodatku robi to trzy razy wolniej, niż potrafią przeczytać te treści nawet przysypiający słuchacze. Czyli nuuuda...
Jedna z rad, jaką ma w tej sytuacji Kamil Kozieł, brzmi: - Macie smartfony? Macie. To jak tylko wpadnie wam do głowy fajny pomysł, to go zapisujcie. Jeżeli stanie się to choćby raz w tygodniu, to przez rok macie tych obserwacji 52. Więcej niż jesteście w stanie zmieścić w kilku wykładach.
Z kolei z doświadczeń Richarda Feynmanna, jednego z głównych twórców elektrodynamiki kwantowej, laureata Nagrody Nobla, człowieka słynącego świetnymi wykładami, Kamil Kozieł zaczerpnął metodę opartą na tzw. wyrażeniach niskiego poziomu.
- Gdy uczycie się jakiegoś tematu, lub przygotowujecie brief dla agencji, spisujcie to w punktach i łapicie pierwszego „nieszczęśliwca”. Tłumaczcie mu nowy temat. Gdy okaże się, że w pewnych miejscach się gubicie i wasz słuchacz cierpi, wracajcie do swojej jaskini, uzupełnijcie wiedzę i po raz drugi przedstawcie temat kolejnej osobie. Uczycie się na ich reakcjach... Nie da się ukryć - to jest metoda, która eliminuje liczbę znajomych na Facebooku - puszczał oko do słuchaczy Kamil Kozieł. - I tak upraszczając komunikaty z człowieka na człowieka... stosując właśnie wyrażenia niskiego poziomu... w końcu dochodzimy do osoby, do której trafimy z całym przekazem, bo sami go rozumiemy - klarował prezenter.
Humor, narzędzie zero-jedynkowe
Kilka razy w tym wykładzie bardzo otwartym przewijał się wątek, jak dobrą metodą na prezentację jest posiłkowanie się żartem. I zarazem niebezpieczną. - Humor to narzędzie „zero-jedynkowe”. Mnie śmieszą roasty, innych nie - mówił Kamil Kozieł. - Każdy ma mechanizmy, w które należy się wstrzelić.
I tu - mimo chwili zastanowienia, czy to dowcip dobry na wykład - przytoczył żart komika Sebastiana Rejenta, gwiazdora roastów. „W dzieciństwie każde dziecko miało Ferbiego. Ja nie miałem. Ale w pewnym momencie w domu była kasa, więc powiedziałem: Mamo kup mi Ferbiego. A mama na to: Synku czy chcesz, żebym te pieniądze wydała na głupią zabawkę dla ciebie czy na braciszka? No dobra mamo, to wydaj na braciszka... No i wzięła, i ... go usunęła”.
- Jest wam smutno, że się z tego śmiejecie, prawda? - pytał przewrotnie Kamil Kozieł widownię, na której rozległy się parsknięcia. - A to jest właśnie struktura, w której macie bardzo długie wprowadzenie i pointę opartą na reinterpretacji... gdy każdy myślał, że chodzi np. o kołyskę, a chodziło o coś zupełnie odwrotnego.
I to był mocny, ale bardzo obrazowy przykład, że humor jest zawsze ryzykowny jako narzędzie użyte w prezentacji. Zwłaszcza, że może nam to ktoś potem wyciąć z kontekstu. I dlatego dobrze jest używać żartu, ale bezpieczniej jest śmiać się z samego siebie.