O tym, co polski glina robi w Afryce
Sierż. szt. Artur Walczuk jest delegowany z SPPP w Bielsku-Białej do udziału w misji w Liberii w Afryce Zachodniej. Szkoli tam między innymi policjantów z Chin oraz Nigerii. Jak wypadają na tle Polaków?
W 2008 roku jednostki specjalne z Polski i Ukrainy musiały odeprzeć atak w sądzie w północnej Mitrowicy. Rannych zostało 20 Polaków, jeden Ukrainiec zginął. Takie akcje to nie przelewki, a uczestników policyjnych misji szkoli obecnie m.in. funkcjonariusz z naszego regionu.
- Jeśli chodzi o policję i o mnie, to myślę, że słowo kariera to za dużo powiedziane. Możemy rozmawiać ewentualnie o przebiegu służby - uśmiecha się sierż. szt. Artur Walczuk, którego zawodowe losy potoczyły się w taki sposób, że wylądował w... Liberii.
Zaczynał od służby patrolowej, a teraz szkoli policjantów z Chin, Indii i Nigerii. Duży przeskok, ale policjant z województwa śląskiego podchodzi do tego z dystansem.
- Składając podanie o przyjęcie do służby, wskazałem, że chcę pracować w Bielsku - Białej, w Samodzielnym Pododdziale Prewencji Policji. Trafiłem do plutonu, a ulice patrolowałem wspólnie z kolegą Zbyszkiem, pierwszym policjantem w naszej jednostce, który pojechał na zagraniczną misję. To był 2002 rok i wtedy zainteresowałem się tym tematem - wspomina funkcjonariusz.
Dostęp do informacji na temat tej służby był wówczas ograniczony. Wiadomo było jednak, że by wyjechać na misję, trzeba mieć na koncie przynajmniej 5 lat służby. Taki był podstawowy warunek, by zostać policjantem Jednostki Specjalnej Polskiej Policji w Kosowie.
Artur Walczuk nie czekał biernie przez 5 lat, ale ćwiczył, by zwiększyć swoje szanse podczas egzaminu z wychowania fizycznego. Uczył się również języka angielskiego. - Jednym z atutów jest wzrost, ale wiedziałem, że nie dodam już sobie centymetrów - śmieje się Artur Walczuk. - Brano pod uwagę służbę w OPP lub AT (policyjni antyterroryści - dop. red.), co akurat mi odpowiadało, a jeśli chodzi o wymagania, to na liście była także znajomość języka angielskiego. Jestem akurat z tego rocznika, który najpierw miał język rosyjski, a później niemiecki, więc musiałem przysiąść do nauki - podkreśla policjant.
Pięć lat minęło i Artur Walczuk napisał pierwszy raport o wyjazd na misję. Jak sam wspomina, zderzył się wtedy ze ścianą. Do Kosowa nie pojechał i to był dla niego kubeł zimnej wody. Miał dwa wyjścia. - Mogłem obrazić się, że Komenda Główna Policji nie dostrzegła tego, że jestem takim zajeb.... policjantem albo próbować dalej. Postanowiłem pójść tą drugą drogą i pół roku później napisałem drugi raport. Tak się złożyło, że dostałem się i to jako dowódca drużyny - wspomina Artur Walczuk.
Już w Kosowie dowiedział się jak od kuchni wygląda życie i służba policyjnego misjonarza. W tym czasie była to jeszcze misja Organizacji Narodów Zjednoczonych, na którą zgadzali się Serbowie. Poruszanie się po Kosowie było wtedy bezpieczne, a do ataków na policjantów dochodziło tylko podczas zamieszek. Sytuacja zmieniła się, gdy misja przeszła pod flagę Unii Europejskiej.
- Na miejscu dowiedziałem się, że można pełnić służbę w jednostce, ale można zostać także ekspertem. Po pierwszej misji w Kosowie ukończyłem kurs i pół roku później byłem już gotowy do pierwszego wyjazdu do Liberii - mówi Artur Walczuk. W Afryce Zachodniej rozpoczął służbę już jako ekspert - doradca lokalnej jednostki specjalnej policji.
Obecnie uczestniczy w swojej drugiej misji w Liberii. W 2009 roku policja liberyjska już funkcjonowała, ale miejscowi funkcjonariusze ściśle współpracowali wówczas z policjantami z misji ONZ, by dbać o bezpieczeństwo w kraju. Od czerwca ubiegłego roku afrykańscy policjanci działają już samodzielnie, a policyjni misjonarze stacjonują tam do październikowych wyborów prezydenckich.
- Jeśli chodzi o policyjnych misjonarzy, to najbardziej niebezpieczna jest służba policjanta jednostki specjalnej - podkreśla Artur Walczuk. - Wielu funkcjonariuszy zostało rannych podczas zabezpieczania demonstracji ulicznych. W początkach misji doszło do takiego zdarzenia, że policjanci zostali obrzuceni granatami na moście w Mitrowicy w Kosowie. W 2008 roku jednostki specjalne z Polski i Ukrainy zostały natomiast zaatakowane w sądzie w północnej Mitrowicy. Mieliśmy wtedy około 20 rannych, a jeden z Ukraińców zginął - mówi policjant. Dodaje, że jeśli chodzi o Polskę, to na misjach poległo 3 policjantów z naszego kraju, w tym jeden w Liberii, a straciliśmy też policjantów w Iraku oraz Bośni i Hercegowinie.
Zdaniem kolegów - policjantów Artur Walczuk to funkcjonariusz, który jest indywidualistą i aż trudno uwierzyć w to, że odnajduje się w formacji, gdzie hierarchiczna struktura to podstawa. - Jakoś daje radę - uśmiecha się.
W Liberii od początku pracuje w komórce koordynacyjnej oddziałów zwartych policji. Od lutego jest jednym z 50 ekspertów. Osiem lat temu było ich 900.
- Oddziały zwarte policji mają trzy zadania. To ochrona personelu misji, ochrona infrastruktury misji oraz ochrona ludności cywilnej - tłumaczy Artur Walczuk. - Ja pracuję natomiast w komórce, która koordynuje te działania. Odpowiadam za trening i operacje w terenie. Teraz, przygotowując się do wyborów, szkolimy funkcjonariuszy, zakładając np. taki wariant, że miejscowa policja nie poradzi sobie z ich zabezpieczeniem. Mało tego, nie poradzi sobie także wojsko i wtedy my wkroczymy do akcji- podkreśla policjant delegowany na misję z SPPP w Bielsku-Białej. - Policja w każdym kraju na świecie ma swoje rozwiązania. ONZ też ma swoją własną taktykę, dlatego dążyliśmy do tego, by ujednolicić te założenia taktyczne. W dużym skrócie chodziło o to, by Chińczyk i Nigeryjczyk mogli wykonywać te same czynności na tę samą komendę - tłumaczy Artur Walczuk.
Sam ma swoje spostrzeżenia dotyczące tego, jak policjanci z innych krajów wypadają na tle polskich stróżów prawa.
- Generalnie wyglądamy bardzo dobrze, przede wszystkim ze względu na bogactwo środków przymusu bezpośredniego. W ONZ mamy albo pałki i tarcze albo od razu granaty z gazem łzawiącym. Nie ma nic pomiędzy - wskazuje polski policjant.
Zwraca szczególną uwagę na Chińczyków, którzy przywieźli ze sobą świetnej jakości sprzęt, którego próżno szukać wśród innych kontyngentów. Funkcjonariusze z Azji dysponują bowiem między innymi grantami gazowymi czy też hukowo - dźwiękowymi albo wyrzutnią siatek.
- Chińczycy sami podkreślają jednak, że nie mają doświadczenia w rozpraszaniu zamieszek. Mogliby sporo nauczyć się od naszych policjantów z Oddziału Prewencji Policji, którzy zabezpieczają piłkarskie mecze. Moim zdaniem idealny policjant to taki, który ma umiejętności polskiego funkcjonariusza oraz sprzęt, jakim dysponują Chińczycy. Nigeryjscy policjanci są natomiast bardzo podobni do Polaków. Ze względu na inicjatywę, jaką wykazują podczas akcji - podkreśla Artur Walczuk.
* Obecnie na misje zagraniczne wyjeżdża z Polski około 100 policjantów. Około 90 pełni służbę w jednostkach specjalnych, a od 10 do 15 to eksperci.